Czy wiesz, że Dolph Lundgren ma 196 centymetrów wzrostu? Nie? To już wiesz :D Zatem przejdźmy do głównej treści wpisu.
To jest ten moment, w którym świat eksploduje, w którym piekło zamarznie, w którym fani interu mediolan przestaną, w końcu, kibicować tej paździerzowej drużynie. Co się stało? - spytacie. A no, nastał moment, że... muszę pochwalić znienawidzonego przeze mnie (co zapewne wiecie, po moich wpisach na fejsie i ocenach ich "dzieł" na filmwebie) Netflixa. Tak, ta platforma to wylęgarnia ścierwa i gunfa, która powinna być zaorana. NA ZAWSZE. Ale, tym razem, ktoś u nich użył mózgu, ktoś stwierdził, że może warto zainwestować... w polskich twórców! Od wczoraj wiemy, iż Netflix szykuje dla nas masę polskich produkcji i jestem z tego powodu zadowolony. Ale zanim zaczniecie sprawdzać, czy nie mam gorączki i koronawirusa, wsłuchajcie się w mój głos. Nie oszalałem!
O czym, jak o czym, ale o polskim kinie mam prawo wypowiadać się z pozycji może nie jakiegoś wielkiego eksperta, ale bankowo z pozycji osoby, która na temat naszej kinematografii wiedzę ma ogromną. Oprócz tego, że uczestniczę w hejcie, będąc członkiem Akademii Węży, oglądam 95/100% polskich produkcji trafiających do dystrybucji każdego roku. Tak, serio. Niewiele jest filmów z ostatnich lat, których nie widziałem, przeważnie są to produkcje totalnie niszowe, które miały bardzo wąską dystrybucję, a które aktualnie nie są dostępne w żadnym serwisie czy to płatnym czy darmowym. Doskonale zdaję sobie sprawę, że obiegową opinię naszemu kinu nadają upośledzone "dzieła" Patryka Krzemienieckiego (który sam nazwał się Vegą) oraz debilne jak wiecie kto (niestety, za to, co chciałem napisać, można, co już wiemy, trafić do więzienia) komedie romantyczne. Mamy jednak twórców, których powinniśmy promować na świecie. A co jest ku temu lepszą możliwością niż ogólnoświatowy Netflix?
Niestety, to wciąż ta pełna syfu i mało funkcjonalna platforma jest światowym liderem rynku streamingowego. Ale, jak widać, po "sukcesie" "365 dni" platforma ta pozwala, nawet polskim patotwórcom, zarobić absurdalnie wielkie pieniądze, dotrzeć do milionów odbiorców i spowodować, że ma się nawet szansę na Złote Maliny (zawsze jakaś nagroda :D). Dlatego, co by było, gdyby w Netflixie używali mózgu i dawali kasę na twórców, którzy mają już renomę i dają gwarancję stworzenia, co najmniej, dobrego dzieła? Sami sobie możecie na to pytanie odpowiedzieć. Co prawda na ogłoszonej wczoraj liście, część produkcji zapowiada się, lekko mówiąc, źle, jednak, od czegoś zacząć trzeba. Może to dobry start i możliwość rozpędu dla naszej kinematografii? Oby tak się stało! No dobrze. Ale zapewne spytacie się, co tak naprawdę polskiego szykuje dla nas Netflix. Zebrałem dla Was wszystkie zapowiedzi!
1) "Prime Time" - oj czekacie na to, czekacie! Nie jest to netflixowy original, platforma wykupiła prawa do dystrybucji tytułu. Film zadebiutował na festiwalu w Sundance, w roli głównej występuje kat studentów Bartosz Bielenia, towarzyszy mu m.in. Magdalena Popławska. O fabule nie napiszę, niech zachęci Was trailer! Premiera już 14 kwietnia!
2) Najszybciej z originalsów na platformę trafi serial "Sexify". Tytuł brzmi źle. Oj bardzo źle. Tak, wróży gniota. Zresztą z fabułą nie jest lepiej. Oto bowiem młoda studentka informatyki chce stworzyć aplikację, która pozwoli zaspokoić seksualne potrzeby jej rówieśników. Oczywiście, przecież to INFORMATYCZKA, a one nie wiedzą, czym jest seks, zatem nie wie ona, czym jest seks i do pomocy w tworzeniu aplikacji zaciąga swoje koleżanki. Zaczynają szukać algorytmu na... kobiecy orgazm. Tak, to zdecydowanie brzmi źle. Ale! Za reżyserię serialu odpowiadają Kalina Alabrudzińska (polecam jej znakomitą krótkometrażówkę "Lena i ja") oraz Piotr Domalewski (twórca choćby kapitalnej "Cichej nocy") - może jednak zatem nie będzie aż takiej tragedii? Trzy główne role powierzono Aleksandrze Skrabie, Marii Sobocińskiej i Sandrze Drzymalskiej, a partnerować będą im m.in. Małgorzata Foremniak, Cezary Pazura i Zbigniew Zamachowski. No dobra, Zamachowski i Pazura sugerują, że może być naprawdę źle.
3) Na tę produkcję czekać będzie więcej osób - już latem otrzymamy bowiem sequel, kultowego w niektórych kręgach, "Rojstu". Kontynuacja zwie się "Rojst '97" i, co jest zaskoczeniem (:D), rozgrywać się będzie w roku 1997, w czasie powodzi stulecia. Żywioł odkryje zakopane w lesie zwłoki, co ma być początkiem tajemniczej, sięgającej w przeszłość, intrygi. Tym razem w głównych rolach zobaczymy Magdalenę Różczkę i Łukasza Simlata, jednak... do swoich ról powrócą również Dawid Ogrodnik i Andrzej Seweryn. Reżyserem produkcji jest, co oczywiste, Jan Holoubek. Pierwszy "Rojst" do pewnego momentu bardzo mi się podobał (ostatecznie dałem 6/10), liczę, że, tym razem, scenariusz zostanie bardziej dopracowany. Ale i tak się jaram! Czekam, bardzo czekam! Otrzymaliśmy również krótki teaser tej produkcji:
4) Na "Otwórz oczy" raczej nikt z Was nie będzie czekać. To generalnie jakieś młodzieżowe sraty pierdaty Anny Jadowskiej (twórczyni zieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeew "Dzikich Róż" zieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeew). Jakaś tam młoda typiara ma trafić do jakiegoś tam ośrodka i tam odkrywa, że świat nie jest światem. Coś w tym stylu. Kolejny minus: w jednej z głównych ról Marta Nieradkiewicz, najgorsza aktorka w tym kraju. Nie da się na to czekać.
5) Kolejną zapowiedzianą produkcją jest "Bartkowiak", produkcja o dawnym mistrzu MMA, który przejmuje jeden z nocnych klubów i naraża się przez to miejscowym gangsterom. Nie skreślamy, nie skreślamy! Wiem, intryga brzmi źle. Totalnie schematycznie. Ale może coś z tego będzie? Dlaczego tak myślę? W obsadzie znajdujemy bowiem Bartłomieja Topę, Janusza Chabiora, Danutę Stenkę oraz Jana Frycza! Robi wrażenie, nie? Co prawda główną rolę gra Józef Pawłowski, a w obsadzie są również nieprzewidywalni aktorsko Szymon Bobrowski, Zofia Domalik, Antoni Pawlicki i Rafał Zawierucha, jednak liczę, że coś z tego będzie. Błagam, niech coś z tego będzie. Inaczej będzie mi smutno, że ktoś spitolił potencjał Topy, Chabiora (choć, niestety, jego aktorski potencjał ostatnio jest często niszczony), Stenki i Frycza.
6) A to coś, na co ja, najbardziej, no prawie najbardziej, czekam! W październiku na platformie zadebiutuje sequel filmu "W lesie dziś nie zaśnie nikt"! Totalnie nie czaję hejtu na "jedynkę", uważam, że twórcy w genialny sposób parodiowali sami siebie i świetnie bawili się schematami. Serio, uwielbiam ten film! Dlatego liczę, że sequel sprosta moim wysokim oczekiwaniom. W obsadzie zobaczymy Julię Wieniawę, Mateusza Więcławka, Andrzeja Grabowskiego, Wojciecha Mecwaldowskiego oraz, co mnie cieszy najbardziej, Zofię Wichłach, której jestem fanem i uważam, że polskie kino nie wykorzystuje w pełni jej niesamowitego aktorskiego potencjału. Reżyseruje twórca "jedynki", Bartosz M. Kowalski.
7) Kolejną zapowiedzianą produkcją jest "Hiacynt", tym razem autorski film Piotra Domalewskiego. Jest to rozgrywająca się w latach 80 XX wieku historia polowania milicji na seryjnego mordercę gejów. W roli głównej Tomasz Ziętek, a partnerować będą mu między innymi Tomasz Schuchardt i Marek Kalita. Tu oczekuję wysokiego poziomu. Domalewski, lata 80, zapewne gęsty klimat - myślę, że warto czekać, oj warto!
8) "Axis Mundi" to zaś serial fantasy w reżyserii Kasi Adamik. Produkcja ma rozgrywać się we współczesnym Krakowie, który stanie się ośrodkiem walk... bóstw słowiańskich i postaci znanych z krakowskich legend. Zaciekawieni? Ja strasznie! Oby tego nie zrypali, oby tego nie zrypali! Chcę, w końcu, otrzymać porządną produkcję poświęconą słowiańskim klimatom - nie, shitflixowy "Wiedźmin" nie był porządną produkcją.
9) "Królowa" to opowieść o emerytowanym drag queen, który musi wrócić z emigracji do małego, polskiego miasteczka. Jako, że to Netflix, to całą historię już znacie i wiecie jak się zakończy. Chyba nie ma na co czekać. Aaa, obsada nie jest jeszcze znana.
10) "Jak pokochałam gangstera" - tego tu się nikt nie spodziewał! Tak, sequel WYBITNEGO "Jak zostałem gangsterem" trafi, od razu, na Netflixa! Tym razem Maciej Kawulski opowie historię "Nikosia", słynnego polskiego gangstera, którego sportretuje... Tomasz Włosok! Tak, chłop odwalił zajebistą robotę w "jedynce" jako inny gangster, by teraz powrócić w sequelu w innej roli. Szczerze? Totalnie nie mogę się doczekać! "Jak zostałem gangsterem" widziałem już kilka razy, kocham ten film, więc liczę, że sequel to będzie równie potężna petarda! Premiera w pierwszej połowie 2022 roku.
11) "Wielka woda" - Holoubek wyreżyseruje nie tylko "Rojst '97", gdzie jedną z głównych "ról" odegra straszna powódź z ubiegłego wieku, ale i wyreżyseruje miniserial katastroficzny poświęcony temu wydarzeniu. Zapowiada się genialnie - potencjał jest ogromny, nie mogą tego zmarnować.
12) "Zachowaj spokój" - po znakomitej adaptacji "W głębi lasu" polscy twórcy otrzymali ponowną możliwość zekranizowania powieści Harlana Cobena! Co więcej - serial nie ma być kontynuacją "W głębi lasu", jednak twórcy zapowiedzieli, że produkcje są ze sobą powiązane. Czuję się bardzo zaintrygowany!
Jak widzicie, w ciągu najbliższego półtorej roku czeka nas na Netflixie prawdziwa polska uczta. Czy będzie to uczta po której będziemy zachwyceni jak Magda Gessler jedząca swoje potrawy? Czy jednak nasze brzuchy tego nie wytrzymają i po seansie tych dzieł skończymy w miejscu, gdzie król piechotą chadzał? Ja jestem dobrej myśli. Sporo tu produkcji, które na starcie mają ogromny potencjał i liczę, że potencjał ten zostanie wykorzystany. Tak, wiem, że to Netflix, który lideruje w marnowaniu potencjału, ale może nasi rodacy dadzą radę? Trzymam kciuki!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz