wtorek, 9 marca 2021

Świat według Wandy #6: Marvelove

 


Cześć! Wychodzi na to, że uwielbiam żonglować datami i godzinami wrzucania postów. W ten sposób ćwiczę Wasz refleks, trenuję Waszą psychikę, powoduję, że nie dam się rozgryźć. Dobra, to kolejne bezsensowne wejście do posta, skończmy z tym i zajmijmy się dzisiejszym tematem.


Do niedawna seriale Marvela kojarzyły mi się głównie z gniotami. Tak, chodzi mi WŁAŚNIE o te, które znaleźć można na shitflixie. Serio, nie ogarniam, skąd taki hajp, choćby, na "Daredevila"? Ten serial to kupa złomu, ze skandalicznie żenującym Coxem (typ gorszy nawet od Afflecka - a nie da się ukryć, że Daredevil Bena był fatalny), paździerzowym scenariuszem i masą absolutnie kretyńskich walk, z których można było wyciągnąć jeden wniosek: Daredevil to pała, której łomot spuści nawalony Żubrem żul spod budy z piwem. Nie lepiej było w innych przypadkach. "Jessica Jones" powinna zwać się "Jessica Nuda" (tam serio nic się nie działo, NIC!), "Iron Fist" powinien zmienić nazwę na "Shit First", zaś "Luke Cage" na "Lu.... zieeeeeew". Jako tako oglądało mi się "The Defenders", choć też był paździerzowy (ale za to krótki) oraz "Punishera" (choć daleko tej wersji do filmowych odpowiedników - już nawet film z Lundgrenem był lepszy), który również potrafił zanudzić na śmierć (a nie o to chodzi w tej postaci). Ludzie spuszczali się nad tymi shitflixowymi serialami, jakby to były jakieś boskie dary. Obejrzyjcie je na chłodno, bez emocji: to gnioty! I, na szczęście, włodarze Disneya wyszli z tego samego założenia. Zabrali shitflixowi bohaterów i postanowili, że seriale Marvela, będą wchodzić w skład MCU, a pieczę nad nimi sprawować będzie prawdziwy Bóg.

Kevin Feige jest Bogiem. Kto twierdzi inaczej, musi być fanem DCEU (a to słaba rzecz). Feige zbudował potęgę filmowego Marvela od podstaw, sprawił, że ludzie masowo biegną na każdy film, a zdecydowana większość z tych produkcji (wiem, że macie mnie za fanatyka MCU, ale sam dostrzegam słabe punkty: "Iron Man 3" czy pierwsi "Avengers" to kiepskie rzeczy) to pieprzone arcydzieła. Koleś ma taki łeb, że Einstein by się nie powstydził. Stąd, gdy ogłoszono, że to on odpowiadać będzie za nowe seriale Marvela byłem pewny jednego: że nadchodzi czas kolejnych, tym razem odcinkowych, arcydzieł. W końcu gówna z shitflixa odejdą w niepamięć, w końcu i serialowy Marvel stanie się potęgą. Parę dni temu na Disney+ premierę miał ostatni odcinek "WandaVision", pierwszej, feigeowej produkcji MCU skierowanej do streamingu.

No i tu wyjdzie ze mnie fanatyk MCU. Bo tak, uważam "WandaVision" za pieprzone arcydzieło, za coś, co przyczyni się (wraz z wybitnym "The Mandalorian") do pokazania, że streaming nie musi być nastawiony na serwowanie masowej ilości gówna (netflix), a może być nastawiony na ogromną, kinową jakość. To produkcja wybitna pod każdym względem, wysokobudżetowa, ale jednocześnie kameralna, niezwykle barwna, ale jednocześnie niezwykle poruszająca. To piękna opowieść o miłości: nie tylko tej ekranowej. To piękna opowieść o miłości: o miłości scenarzystów, producentów, aktorów i wszystkich ludzi odpowiedzialnych za "WandaVision" do widza. Serial ten nie jest kolejną, debilną produkcją, która traktuje odbiorcę jak idiotę (jak wszystkie originalsy shitflixa) - twórcy marvelowego serialu pokazują, że kochają swojego odbiorcę serwując mu dzieło kompletne, dostarczające kupę, świetnie przemyślanej, frajdy. "WandaVision" to serial niezwykle złożony - serial, jakiego jeszcze nie było!

Twórcy "WandaVision" bawią się z widzem, mylą tropy, ukazują różne detale, które mogą, acz nie muszą, okazać się istotne dla fabuły. Ta produkcja to jedna wielka gra, w której bierzemy udział. Gra niezwykle, niezwykle wciągająca. Tym serialem się żyje, po każdym odcinku człowiek zastanawiał się "ale o co chodzi? Co oni chcą nam dalej zaserwować?". Czekałem na kolejne odcinki w napięciu, odliczałem dni do piątku, by móc ponownie wejść do tego fenomenalnego świata. A świat ten zmieniał się jak w kalejdoskopie: sitcom, horror, thriller, sci-fi... Czego tu nie było! Scenarzyści w każdym kolejnym odcinku posuwali się o krok dalej, coraz bardziej wjeżdżając na psychę widza. Oglądając "WandaVision" ma się srogiego majndfaka, a im bliżej finału tym majndfak coraz większy. W końcu znajdujemy się przecież w świecie Wandy, jednej z najpotężniejszych postaci Marvela (według niektórych: najpotężniejszej), tu nic nie może być proste.

"WandaVision" to opowieść złożona, utkana z drobnych nici, które prowadzą widza do pięknego, poruszającego finału. Ta produkcja ani przez sekundę "nie fałszuje", nie ma tu słabych scen, nie ma tu momentów, przy których pojawia się znudzenie. To historia przemyślana od samego początku aż po sam koniec. Chciałem więcej Wandy (bo jednak za mało czasu otrzymała w kinowym MCU) i to otrzymałem (no i otrzymam też więcej Wandy w kinie!). Elizabeth Olsen stworzyła postać, którą rozumiemy, której ból czujemy - to nie jest kolejna wydmuszka, która kogoś straciła i której jest smutno. Wanda to postać potężna, która nie potrafi (jeszcze) siebie kontrolować, która naznaczona jest wieloma traumami, kumulującymi się w niej. Olsen oddała to perfekcyjnie - wierzymy w jej postać, rozumiemy jej motywy. To bohaterka złożona, jakich chcemy otrzymywać jak najwięcej! Cholernie się cieszę, że to właśnie Wandzie poświęcono pierwszy serial - Elizabeth na to zasługiwała. Otrzymała cholernie dobry scenariusz i perfekcyjnie przelała go na ekran. Jest niesamowita, cudowna! Przemiana, jaką przechodzi jej bohaterka jest jedną z najlepiej ukazanych w ostatnich kilku(nastu) latach - Olsenka spowodowała, że komiksowa postać, stała się niezwykle ludzka. Tyle, że z nadludzkimi mocami. Wanda wciąż ma cholernie wielki potencjał i już wiemy, że jeszcze wiele ją czeka. Tyle, że teraz w kinie. Już nie mogę się doczekać!

Ale nie samą Wandą produkcja ta stoi! To serial z gatunku "girl power", choć pewnie nikt go tak nie określa. Przecież to Vision stoi w głównym członie nazwy - ale o nim za chwilę. Kobiety mają pierwszeństwo, zwłaszcza te kobiety! "WandaVision" to nie tylko popis Olsenki, to również popis dwóch, innych niesamowitych aktorek. Pierwsza z nich to Kat Dennings, doskonale znana fanom Marvela i "Dwóch spłukanych dziewczyn". Dziewczyna ma niesamowity dar komediowy, co znów potwierdza. Darcy to genialna postać, mocno rozwinięta w stosunku do "Thorów". Teraz to ona, a nie Jane Foster, ma kontrolę, teraz ona może się wykazać. Dennings genialnie to wykorzystuje kradnąc wszystkie sceny ze swoim udziałem. To cholernie barwna, pełna temperamentu postać, której nie da się nie kochać. Darcy potrafi rozbawić nas do łez, by chwilę później wykorzystać swój potężny mózg, by rozwikłać jakąś przedziwną zagadkę. Zajebiście się cieszę, że postać ta wciąż będzie gościć w świecie Marvela - Dennings potwierdziła, iż zobaczymy ją jeszcze w kilku produkcjach. Jakich? Tego nie wiemy. I o ile wszyscy wiedzieliśmy, że Kat będzie zajebista, tak nikt nie spodziewał się innego uderzenia. Kathryn Hahn nie jest postacią z pierwszego ani nawet drugiego hollywoodzkiego planu. Owszem, pojawiała się w wielu znanych produkcjach, jednak jej nazwisko, do tej pory, szumu wielkiego nie zrobiło. DO TEJ PORY! Jestem pewny, że po roli w "WandaVision" szybko się to zmieni. Jaka ona jest tu NIESAMOWITA! Charyzma, genialnie oddana złożoność bohaterki, masa wybitnych scen - Hahn stała się jednym z największych odkryć tego serialu. Oglądanie jej popisów to sama przyjemność - to kolejny, genialny strzał castingowców Marvela. Nie chcę tu nic spoilerować, ale dodam, że liczę na jeszcze więcej.

Na razie wygłosiłem tu, cholernie zasłużoną, pieśń pochwalną ku chwale aktorek z serialu. A co z panami? Bettany nie zawodzi. Jeśli nie widział(a/e)ś serialu, to wiedz, że powrót Visiona jest tu świetnie ukazany, a Paul kapitalnie się w nowych okolicznościach dla swojej postaci odnajduje. Koleś dowodzi, że jak dostaje rewelacyjny scenariusz, to potrafi w pełni z niego skorzystać. Vision jest kluczową postacią tej produkcji i nawet, jeśli ustępuje Wandzie, która kradnie show, to i tak jest niesamowity. Bettany doskonale odnajduje się w zmiennych konwencjach serialu, choć mi, zdecydowanie najbardziej, podobał się w wersji sitcomowej. No ma chłop talent do rozbawiania! Doskonale czuje tę konwencję, a widz to dostrzega. W ogóle Bettany to świetny aktor, szkoda, że wciąż niedoceniany. W "WandaVision" daje prawdziwy popis, jest kapitalny - oby to, ponownie, wywindowało go w rejony szczytu, bo zasługuje na kolejne, świetne role. Drugim z panów, o którym trzeba wspomnieć jest Randall Park. Jego bohatera, Jimmy'iego Woo, możecie pamiętać z filmu "Ant-Man i Osa", jednak dopiero w "WandaVision" dostał prawdziwe pole do popisu. Park doskonale odnajduje się w tym serialu, może błyszczeć, a jego chemia z Dennings jest po prostu powalająca! Na Odyna, ileż bym dał, by Darcy i Jimmy otrzymali własny serial - to by była petarda! Randall błyszczy komediowo, ogląda się go tu znakomicie, ma wiele fenomenalnych scen. Ktoś, kto wpadł na to, by włączyć Jimmy'iego do tego serialu był geniuszem. Ale ktoś, kto wpadł na pomysł, by złączyć w serialu postacie Jimmy'iego i Darcy zasługuje na wszelkie możliwe laury. Tworzą na ekranie perfekcyjny duet.

Od czasu "The Mandalorian" wiemy, że ludzie odpowiedzialni za Disney+ nie skąpią na budżecie. I to cholernie w "WandaVision" również widać. Efekty specjalne robią niesamowite wrażenie, zmiany filtrów powalają, a sceny akcji wyglądają zjawiskowo. Śmiało mogę stwierdzić, że "WandaVision" warta była każdego dolara, którego władowano w tę produkcję. Ale wiecie co jest w tym najważniejsze? Że to nie efekty specjalne są tu na pierwszym planie. Na pierwszym planie stoją zdecydowanie fabuła i aktorzy - to oni są prawdziwą siłą tego serialu. Osoby, które oczekiwały dziewięciu odcinków przeładowanych akcją, mogły się rozczarować. To nie jest produkcja nastawiona na rozpierduchę, jest to produkcja nastawiona na ukazanie złożoności postaci Wandy. I dzięki temu wyszło to tak znakomicie!

"WandaVision" to serial rewolucyjny, serial przewrotny, serial niezwykle intensywny emocjonalnie. To produkcja, która udowadnia, że nawet w dziełach wysokobudżetowych, można nie zatracić duszy. Tu duszą jest Wanda, moim zdaniem, absolutny top postaci serialowych, jakie kiedykolwiek się pojawiły. "WandaVision" doskonale oddaje jej rozterki, Olsenka błyszczy, a my jaramy się każdą sekundą produkcji. Czego więcej oczekiwać? Chyba tylko większej ilości Olsenki w kinowym MCU! Zasługuje na to!


A wiecie co jeszcze jest czadowe? To, że już 19.03 zadebiutuje kolejny serial Marvela - "Falcon and the Winter Soldier"! Jaranko czas zacząć!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz