Jak wyglądała sobotnia noc? Była krótka, oj bardzo krótka. Cliffhanger rozwiązany. Choć w sumie sam go wczoraj rozwiązałem. Trochę bez sensu. Ale trudno. Co zatem spotkało mnie w niedzielę?
Moje zakładki stały się hitem - stworzyłem łącznie aż... trzy. Dopisek to kultowy cytat z VHS Hell. |
Pierwszym punktem programu było oczywiście śniadanko w Dunkin' Donuts. Kolejny pączek, wielka kawa, na jakiś czas trochu odżyłem. Zwłaszcza, że po śniadanku śmignąłem do Empiku kupić sobie najnowszą płytkę jednego z moich ulubionych zespołów, czyli kapeli Percival Schuttenbach. Kto nie zna, niech się nie przyznaje, bo nadzieję na pal :D Na marginesie: rewelacyjny album, choć do poziomu "Svantevita" ciągle nie mogą dobić. Ale miało być, w sumie, chyba jednak o Festiwalu. Zatem ponownie "Uber za pięć minut" i byliśmy na miejscu.
Nie mam zdjęcia zmulenia, zatem wklejam to, co znalazłem w "Torbie Krytyka" |
Plan niedzielny nie zakładał żadnego filmu - chyba i tak byśmy nie dali rady. Ja na stopro bym zasnął. Posiedzenie blogerów przed salą kinową było, lekko mówiąc, pozbawione długich konwersacji, bo i niewiele osób było w stanie podnieść opadające powieki. Tego dnia mieliśmy jeden, za to kapitalnie zapowiadający się, punkt programu - spotkanie z Bartłomiejem Topą.
Zbyt się zasłuchałem w rozmowę i nie zrobiłem fotki. Ta należy do dziewczyn z ILWM - mam nadzieję, że mnie, za użyczenie, nie zabiją. W sumie, dowiem się dziś. |
Przyznam się, że byłem pod wrażeniem. Znaczy wiedziałem, że pan Bartłomiej nie gwiazdorzy, ale nie spodziewałem się aż tak ciepłego człowieka. Rewelacyjne spotkanie! Aktor ten waży każdą swoją wypowiedź, nie mieli jęzorem (jak część jego kolegów po fachu), opowiada z pasją i niezwykle ciekawie. Spotkanie dotyczyło "starcia" aktor - krytyk i pod względem merytorycznym było perfekcyjne. Szkoda tylko, że trwało tak krótko... Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to do tego, iż pod koniec spotkania, pan prowadzący, Łukasz Maciejewski, zbyt dużo uwagi poświęcił... własnej osobie. Wiem, że olbrzymim dokonaniem jest napisanie takich książek, jak "Aktorki", ale kurczę, to było spotkanie z jednym z najlepszych polskich aktorów, a nie autopromocja... Tak, czy siak, Bartłomiej Topa jeszcze bardziej u mnie zaplusował - skromny, niezwykle sympatyczny człowiek.
To zaś użyczam z profilu Kamery Akcji - jakoś nie fociłem tego miejsca. |
Po spotkaniu wleciało przepyszne żarełko (znowu o jedzeniu...) z foodtracków STREET MENU, w których uczestnicy Festiwalu mieli zniżki. Jeśli na nich kiedyś wpadniecie, najbardziej polecam Wam przepyszne empanady - REWELACJA! Ale, jak cuś, mini-pizze też były git.
Nie mam zdjęcia Kaliskiej, zatem wstawiam mural. Bo tak. |
I to niestety był ten najsmutniejszy czas na Kamerze Akcji - czas pożegnań. Nie mogliśmy zostać na Gali Finałowej, czego cholernie żałuję, więc ruszyliśmy w stronę Kaliskiej, pobiliśmy kilkanaście osób, by zdobyć miejsca w Polskim Busie i ruszyliśmy ku zachodzącemu słońcu (chyba) w stronę Poznania...
Jak było na Festiwalu? (źródło: profil fejbukowy Kamery Akcji) |
A teraz spytacie - Wiking, kurna, gdzie obiecany akapit o "ludziach". A no, nie będzie o nich akapitu, a cały wpis, którego wyglądajcie jutro/pojutrze (bo nie wiem, czy jutro się wyrobię) ;) Chyba, że jedna z dziewczyn z ILWM mnie jednak za użyczenia fotki zabije :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz