wtorek, 31 maja 2016

Podsumowanie majowych grabieży






To był maj, pachniało filmowymi premierami... Czy jakoś tak to szło, nie pamiętam. W każdym razie nie wiem, co miałem napisać, bo w sumie nic nie przygotowałem do wstępniaka. Ładna pogoda jest, wiecie? Kwiatki pięknie kwitną, drzewka rosną, komary wkurwiają, burza gdzieś napieprza... Standard. A poza tym, to chyba miałem coś skrobnąć o obrazach w muzeum, łódkach w kosmosie... A nie, jednak o filmach, czy czymś takim. Dobra, nieważne, odwołuję podsumowanie... Albo nie. W każdym razie jestem trzeźwy, co chyba źle świadczy o tym wstępie. Zatem może napiszę coś z sensem...



Albo i nie. Bo w sumie po co? Jest gorąco (he he, kiedyś było) niczym 24 sierpnia 79 roku w Pompejach, zatem się nic nie chce. Ale musi się zachcieć, bo moja stalkerka mnie zabije, jak nie wrzucę podsumowania. A chcę jeszcze pożyć. Zatem, standardowo, trochę nudnych cyferek na początek. W maju obejrzałem 40 produkcji (z czego tylko 5 to krótkometrażówki), których średnia ocen (standardowo w skali 10-stopniowej) wyniosła 4,82. A myślałem, że gorzej niż w zeszłym miesiącu (4,87) być nie może. Siurpryza! No, ale zaczynijmy prezentację!




Najlepsze filmy, jakie widziałem w kwietniu:








1. "Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów" - co prawda film nie jest tak dobry jak "Zimowy Żołnierz", ale to jednak i tak kawał niesamowitego kina. Świetnie poprowadzona fabuła, rewelacyjnie rozbudowane konflikty miedzy postaciami i sporo humoru powodują, że Marvel po raz kolejny udowadnia, że film o superbohaterach nie musi być pustą wydmuszką realizowaną dla przygłupiego widza (tak, piję do "Batman v Superman"). A przecież nie wspomniałem jeszcze o kapitalnych efektach specjalnych, bardzo dobrej muzyce i bezsprzecznie największym plusie filmu, czyli nowym Spider-Manie (w końcu otrzymujemy go takim, jakim oczekiwaliśmy!). To po prostu rozrywka na najwyższym możliwym poziomie. Jedyne do czego mogę się przyczepić to Scarlett Johansson, która jest tak drewniana jak Chris Evans w nowym "Top Gear" - totalna masakra. Ocena: 9/10.







2. "X-Men: Apokalipsa" - film zbiera niesamowite baty i kompletnie nie rozumiem dlaczego. Owszem, głupot tu wiele, Apocalypse jest przeciętnym czarnym charakterem (choć Isaac dwoi się i troi, byśmy uznali tę postać za kozaka), a Lawrence ma w sobie tyle charyzmy co kamień w parku, ale co z tego? Tu ma liczyć się rozrywka, a od tej strony nowi "Iks Meni" są po prostu doskonałym kinem. Efekty wbijają w fotel (byłem w IMAXie i w paru scenach miałem szczene na podłodze), kwartet Fassbender-McAvoy-Peters-Munn wymiata, a idealnie skomponowany soundtrack powoduje czasem aż ciary na ciele. Na dodatek Michael stara się mówić i śpiewać (!) po polsku, co wychodzi mu nadspodziewanie dobrze - w przeciwieństwie do polaczków (bo trudno ich nazwać Polakami) z forum filmwebu nie mam bólu dupy o to, że gość kaleczy niektóre słowa. Ja się bawiłem przednio i uważam, że film ten na 9/10 zasługuje.







3. "Księga Dżungli" - to co nie udało się w zeszłym miesiącu, udało mi się teraz - byłem na tym w kinie. I powiem Wam - było cholernie warto. Jon Favreu, doskonale znaną nam przecież historię, potrafił przełożyć na ekran w takim stylu, że jedynie można przed nim chylić czoło. O ile w przypadku poprzednich tu opisywanych produkcji, efekty specjalne były niesamowite, tak tu wbijają w glebę - chodzi mi głównie o wygląd zwierząt, który wręcz masakruje realnością przedstawienia. Cóż za arcydzieło! Sierść, chód zwierząt, ich animacje - coś niesamowitego. Do tego dochodzi jeszcze niesamowita strona wizualna miejsc akcji (piramida, dżungla...) - można się wręcz rozpływać z wrażenia. Można się tu przyczepić paru przeskoków akcji, ale po co? To film dla całej rodziny i każdy jej członek wyjdzie z seansu zachwycony. Ocena: 9/10








4. "Eddie zwany Orłem" - najgłupsza decyzja dystrybutora ostatnich lat. W kraju, gdzie skoki narciarskie są wręcz świętą dyscypliną, film zostaje wycofany z kin - jeszcze bym zrozumiał, gdyby Małysza grał tam Steven Seagal, ale kurna, tu mamy kozacką ekipę aktorską, genialny scenariusz, niesamowitą muzykę i przede wszystkim, niezwykle motywująca historię. To jeden z tych filmów po którym chcesz od razu zdobywać Mount Everest, czy obalić rząd (kurna, przyjdą jutro po mnie o 6 rano). Tu również można przyczepić się paru rzeczy - Calgary zastępowane przez Oberstdorf, nie te pozycje w locie i inne detale. Film jednak na tym nie cierpi - ogląda się go z zapartym tchem i nawet osoby, które ogarniają karierę Edka, będą się przednio bawić. Ocena: 8/10.







5. "Nice Guys. Równi Goście" - Shane Black mocno podpadł mi "Iron Manem 3", bezsprzecznie najgorszym filmem Marvela. Teraz miał szanse się odkuć - na szczęście mu się udało. To rewelacyjna komedia, w której co prawda scenariusz czasem szwankuje, jednak w ogólnym rozrachunku wychodzimy z seansu z bananem na twarzy. Duet Crowe (którego uwielbiam) i Gosling (za którym nie przepadam - moja stalkerka się wkurzy, że to napisałem) masakruje system, obaj panowie fenomenalnie się uzupełniają. Do tego dochodzi kapitalny klimat, rewelacyjna muza oraz naprawdę dobre zdjęcia. Troszku dopracowałbym intrygę, ale i tak, z czystym sercem, wystawiam 8/10.





Największe porażki miesiąca:








1. "#WszystkoGra" - #NicTuNieGra - ten film jest tak żałosny, że nawet mój mocno zalepiony szajsem gustomierz złych filmów, nie wytrzymał. To totalna padlina, hańba dla polskiej kinematografii. Rzadko się zdarza, by film nie miał żadnych plusów - to jeden z nich. Omijajcie to ścierwo szerokim łukiem - no chyba, że należycie do Węży i też musicie te padliny oglądać... Dla twórców takich paździerzy powinno się stworzyć specjalne miejsca izolacji, np. na Neptunie... Gdybym mógł, dałbym 0/10.







2. "Grimsby" - nie skłamię, jeśli napiszę, że ten film prezentuje sobą ten sam "poziom" co "produkcja" powyżej. Klozetowe żarty Cohena przekraczają tu już wszelkie normy, a scena ze słoniami spowodowała, iż prawie puściłem pawia. Cenię sobie swoją inteligencję, a ten film spowodował, iż straciłem wiarę w ludzkość... Kto dał kasę na to gówno?! Tu z oceną jest podobnie: 0/10








3. "The Do-Over" - Adam Sandler. I to mi powinno wystarczyć, by nie odpalać tego "filmu". Niestety, Wiking jest czasem idiotą i daje "aktorom" kolejne szanse. Adama Sandlera powinno się zapuszkować z twórcami "#Wszystkogra" i "Grimsby" za gwałt na oczach ludzi. Dlaczego napisano, iż to jest "komedia"? Ktoś się chyba walnął - powinna być kategoria "Sandler" (łagodnie tłumacząc: nieśmieszny koleś, który uważa się za boga komedii). Netflix niech już lepiej nie daje mu hajsów, bo tylko się bardziej skompromituje... Ocena: 0,5/10







4. "Pokaż Kotku, co masz w środku" - nadrobiłem "klasyka" i nie wiem co mam napisać. Dlatego powinno Wam wystarczyć - jeśli będziecie kogoś torturować, to przywiążcie go/ją do krzesła i puśćcie ten "hit"... Powiedzą wszystko po pięciu minutach. Ten "film" to niesamowita katorga, jak to mogło powstać?! "Dzieło" to  ma ten plus, że jest i tak mniejszą męczarnią niż te ścierwa powyżej - zasługuje aż na 1/10.






5. "Modelka" - Odynie mój najdroższy, RATUNKU! Powiedzieć, że ten film jest głupi, a aktorstwo w nim drewniane, to jak nic nie powiedzieć. Ma to jednak swoje plusy - my na seansie płakaliśmy ze śmiechu, co chyba nie było jednak założeniem twórców patrząc na wzrok widzów z górnych rzędów, którzy w napięciu śledzili losy tępej jak wieszak bohaterki. Co za paździerz... Ale jako, że popłakałem się (autentycznie!) ze śmiechu, daję aż 2/10. Sandler, ucz się!






Szybkie podsumowanie:



Najlepszy film: "Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów"

Najlepszy scenariusz: "Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów"

Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Michael Fassbender ("X-Men: Apokalipsa")

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: Julia Roberts ("Zakładnik z Wall Street")

Najlepszy aktor drugoplanowy: Tom Holland ("Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów")

Najlepsza aktorka drugoplanowa: Olivia Munn ("X-Men: Apokalipsa")

Najlepsze zdjęcia: "Księga Dżungli"

Najlepszy soundtrack: "X-Men: Apokalipsa"

Najlepsze efekty specjalne: "Księga Dżungli"

Najlepszy montaż: "Kapitan Ameryka: Wojna Bohaterów"





Najbardziej oczekiwane premiery czerwca:


4. "Wojownicze Żółwie Ninja: Wyjście z cienia" (szkoda, że dystrybutor jest debilem i puszcza ten film TYLKO z dubbingiem [w XXI wieku, gdy my, dzieci z końcówki lat 80 i początku 90 wychowywaliśmy się na tej kultowej bajce] - ciągle mam nadzieję, że sobie uświadomią, jaki błąd popełniają... Ale to pewnie złudne nadzieje.]

3. "Dzień Bastylii"

2. "Dzień Niepodległości: Odrodzenie"

1. "Warcraft: Początek"










4 komentarze:

  1. "Gosling (za którym nie przepadam (...)" - SŁUCHAM?! Ostatnio stanęło na tym, że po prostu nie jesteś fanem!
    U mnie postęp, bo widziałam 6/10 z tego podsumowania i oprócz tej jednej wtopy, to raczej z resztą się zgadzam :D
    P.S. Ładny wstęp
    P.S.2 Skoro Julia znów taka dobra, to chyba jednak obejrzę "Zakładnika"
    P.S.3 - Pierwsza! :D

    OdpowiedzUsuń