piątek, 17 listopada 2023

Filmowe repetytorium Wikinga: rok 1972

 


Dziś zabieram Was w podróż do roku, w którym premierę miał jeden z najbardziej legendarnych filmów w całej historii kina. Domyślacie się o jakie dzieło chodzi? Zapraszam do notatki.





NAJLEPSZE Z NAJLEPSZYCH - ROK 1972




Nie znać "Ojca Chrzestnego", to jak nie znać... Nie ma nawet porównania. To ikona kinematografii, dzieło, które MUSI znać KAŻDY. Tu nic więcej dodawać nie trzeba.




"Ucieczka Gangstera" to film w reżyserii Sama Peckinpaha (twórca m.in. "Dzikiej Bandy", o której pisałem w REPETYTORIUM z roku 1969), do którego scenariusz napisał Walter Hill (reżyser/scenarzysta, który w REPETYTORIACH będzie jeszcze nieraz gościć). O dziwo, jest to dzieło, które nie przewija się w masowej świadomości tak jak inne produkcje tych kultowych twórców. Dlaczego? Nie mam pojęcia. "Ucieczka Gangstera" to WYBITNE, pełne zajebistego poczucia humoru, kino, które zostaje z Widzem na długo po seansie. Absolutnie BOSKI duet McQueen-MacGraw (ich romans na planie przerodził się w małżeństwo), znakomita fabuła, wybitny soundtrack autorstwa samego Quincy'iego Jonesa, kapitalne sceny akcji - kurde, przecież to dzieło kompletne. Według mnie: pozycja obowiązkowa dla każdego kinomana!




Gdybym był turbopoczytnym blogerem, za wrzucenie tu "Ostatniego Tanga w Paryżu", w dzisiejszych czasach, zostałbym zlinczowany. Wokół filmu pojawia się cała masa kontrowersji i oskarżeń (Maria Schneider, grająca główną rolę kobiecą, bardzo mocno uderzała w reżysera Bernardo Bertolucciego za jego zachowanie na planie i nagłe zmiany scenariuszowe dotyczące głównie mocnych scen seksu), dzieło to zaraz zostanie zapewne wyklęte przez mainstream. Nie da się jednak ukryć, iż produkcja ta, jak mało która, ukazuje egzystencjalne problemy zarówno człowieka bardzo dojrzałego, jak i tego stawiającego pierwsze kroki w dorosłości. To doskonałe studium samotności ukazujące jak może naprawdę wyglądać rozczarowanie ludźmi, otaczającym nas światem i samym sobą. Wielka kreacja Marlona Brando, znakomita rola Marii Schneider, piękne zdjęcia autorstwa Vittorio Storaro oraz cudna muzyka Gato Barbieriego powodują, że dzieło to zasłużenie wchodzi w skład kanonu (jeszcze?). Jeśli nie należycie do pokolenia "cancel culture" i jeśli nie będziecie patrzeć na dzieło to jedynie z perspektywy scen seksu, zrozumiecie przesłanie reżysera. A to, niestety, wciąż jest aktualne...




No i witamy w "repetytoriach" jednego z najważniejszych reżyserów w historii kinematografii - Wernera Herzoga. A jako, że przebywamy w roku 1972, witamy i jeden z jego najdoskonalszych obrazów. "Aguirre, Gniew Boży" to dzieło wybitne, choć dla niektórych może być zbyt ciężkie i zbyt specyficzne. Jest to bowiem podróż wgłąb człowieka, to obraz drogi do szaleństwa, to obraz tego, jak ekstremalne sytuacje mogą zmienić każdego. "Aguirre, Gniew Boży" to kino skrajnych emocji, to kino pokazujące obraz człowieczeństwa zderzony z potęgą natury, to kino ukazujące, jak szaleństwo i chęć władzy stają się obsesją prowadzącą do zagłady. Dzieło Herzoga wbija w fotel. Z jednej strony otrzymujemy przepiękne obrazy dzikiej przyrody, z drugiej widzimy drogę do szaleństwa - wszystko jest ze sobą ściśle powiązane. "Aguirre, Gniew Boży" to jednak przede wszystkim aktorski popis Klausa Kinskiego. Kreacja majstersztyk! Aktor, znany z tego, że współpraca z nim była prawdziwą katorgą, znany ze swoich napadów szału, idealnie odnalazł się w tym dziele. Kinski w idealnym momencie spotkał Wernera Herzoga - obaj, mimo swoich charakterów, wielu kłótni, swoimi wspólnymi dziełami na zawsze przeszli do historii. Tak, kolejne ich wspólne dzieła, w serii tej jeszcze się pojawią. Na dziś dzień jednak: jeśli nie znacie filmu "Aguirre, Gniew Boży", a chcecie przeżyć trudną podróż wgłąb ludzkiej duszy, natychmiast nadróbcie tę produkcję,




"Kabaret" to dla mnie nie tylko wspaniali Liza Minnelli i Joel Grey. "Kabaret" to dla mnie nie tylko niesamowity obraz Berlina lat 30 XX wieku. "Kabaret" to dla mnie nie tylko piękne zdjęcia i wspaniała muzyka. "Kabaret" to dla mnie przede wszystkim jedna z najlepszych i najstraszniejszych scen w całej historii kina: śpiewający "Tommorow belongs to me" chłopak z Hitlerjugend do którego przyłączają się wszyscy obecni na pikniku, reprezentujący różny status materialny, mający różne pozycje w społeczeństwie. Nie śpiewa tylko jeden starszy Pan, ten, który wie, co się dzieje i do czego to wszystko zmierza. Przepiękna, przejmująca, a zarazem przerażająca scena. "Kabaret" trzeba znać, to legendarne dzieło. Kropka.




Pozostałe pozycje obowiązkowe z roku 1972:

- "Joe Kidd"

- "Mechanik"

- "Droga Smoka"

- "Wściekłe Pięści"

- "Elvis w trasie"

- "Szał"

- "Blacula"

- "Ostatni dom po lewej"

- "Kowboje"

- "Tragedia "Posejdona""

- "Scooby-Doo spotyka Batmana"

- "Cocksucker Blues"



Moje filmowe zaległości z 1972 roku:

- "Dyskretny urok burżuazji"

- "Szepty i krzyki"

- "Solaris"

- "Rzym"

- "Jeremiah Johnson"

- "Glina"

- "Opowieści kanterberyjskie"

- "Piłat i inni"

- "Pociąg grozy"

- "Rzeźnia numer 5"

- "Kopernik"

- "Nie torturuj kaczuszki"

- "Sędzia z Teksasu"

- "Niemy wyścig"






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz