poniedziałek, 31 października 2022

13. Festiwal Kamera Akcja - edycja online

 


O edycji stacjonarnej przepięknego Festiwalu Kamera Akcja wiecie już wszystko, czego nie chcieliście wiedzieć, a i coś co chcieliście. Czas bym zapoznał Was z emocjami, jakich dostarczył mi FKA w wersji online.




Poniedziałek, 17.10.

Latem 1993 roku miałem jakieś 4 lata, wpitalałem kaszki czy inne gówienko dla kaszojadów i nie zastanawiałem się nad sensem życia i egzystencji. A może trzeba było? Może nakręciłbym wtedy film "Lato 1993" szybciej niż Pani Simon? A nie, to przecież bez sensu! Bo po co realizować coś, skoro dzieło to jest bliskie perfekcji? Sam się sobie dziwię, sam byłem w szoku tak ogromnym, jakby Marcin Najman wygrał walkę z kimkolwiek. W filmie "Lato 1993" nikt nie urywa sobie głów, posoka nie leje się strumieniami, nie dochodzi do efekciarskich strzelanin. To kino ciche, melancholijne, spokojne, choć opowiadające o ciężkim temacie. Znakomici aktorzy (zwłaszcza Ci młodzi), przemyślana fabuła opowiedziana z perspektywy dzieci, przepiękne zdjęcia oraz niesamowity klimat hiszpańskiej prowincji powodują, że seans mija bardzo szybko. Ba, zbyt szybko, bo w tym świecie można by przebywać o wiele dłużej. Aż człowiek przypomina sobie swoje dzieciństwo: granie w piłkę z kolegami i piratowanie gier... Znaczy to ostatnie to pomówienia, to przecież nielegalne, tak nie było. Oglądając "Lato 1993" znów poczujecie się, jak małe kaszojady, których jedynym zmartwieniem jest to, czy pograć w piłę z kumplami czy pograć w jakąś kultową (choć wtedy jeszcze niekultową) gierkę pokroju "Heroes 3". Na filmie Pani Simon bawiłem się wspaniale. Ode mnie zasłużone 8,44435345324132/10. Tym samym to już drugie dzieło tej reżyserki, które polecam Wam po tym FKA - wcześniej zakochałem się w jej "Alcarras". Kiedy już skończyłem przypominać sobie stare dzieje z epoki Mieszka I (to ten ziomek, co zrobił dymy w 966 roku - byłem tam już wtedy i pamiętam, jak Edyta Górniak już krzyczała, by uważać na 5G), spadł na mnie fioletowy filtr. Znaczy tak nie było, ale chciałem przejść płynnie do kolejnej projekcji - no nie wyszło. W każdym razie drugim (spoiler: i ostatnim) filmem tego dnia w ramach FKA, jaki obejrzałem było "Violet". Zapowiadany jako kino bardzo specyficzne, takim też się okazało. Dzieło to zdecydowanie nie trafi do masowego odbiorcy, acz ja byłem po seansie pozytywnie zaskoczony. "Violet" to kino dziwne, trudne i podane w strasznie dziwnej stylistyce. Przemyślenia bohaterki zalewają ekran w formie wielkich napisów, w tle przemawia narrator, który mocno się z nią spiera, a dodatkowo i ona ma swoje przemyślenia wypowiadane na głos. I to wszystko w jednym momencie. Początkowo trudno się w to wgryźć, bo należy zachować ogromne skupienie, jednak jak już utoniecie w tym świecie, zostaniecie w nim do końca. Ba, w niektórych momentach sami zaczniecie dyskutować z bohaterką i jej głosem, by zrobiła coś inaczej. Ten film autentycznie angażuje, przyciąga swoją kosmicznie dziwną stylizacją. A dzięki fenomenalnej roli Olivii Munn tym bardziej będziecie chcieli spędzić czas z jej niezwykle barwną bohaterką. Walka o znalezienie własnej tożsamości przez Violet jest ciężka, również dla widzów (zwłaszcza jak więcej dowiadujemy się o tej bohaterce), jednak niezwykle satysfakcjonująca. Bo choć ciężko początkowo "wejść" w ten obraz, ostatecznie przyznacie mi rację, iż było warto. Ode mnie 7,234214124125124/10.


Wtorek, 18.10.

Wtorek to m.in. spotkanie z całym blokiem filmów krótkometrażowych zebranych w ramach eventu "Authors Spotlight KROPKA Ekstra". I pod tym blokiem nikt się Ciebie nie spyta, czy kopsniesz szluga lub czy chcesz wpie..ol. Kolejny żart starego człeka. Czy było warto czekać? Czy... REKLAMA. Znaczy nie, nikt nie wykupił reklam, zatem przejdę do podsumowania tego wydarzenia. W jego ramach obejrzałem pięć filmów polskich autorów. Ułożyłem je dla Was w kolejności chaotycznej, byście musieli przeczytać całość, by dowiedzieć się, czy znalazły się tu totalne perełki. Żeby powstrzymać swój strumień dziwnej świadomości, przygotowałem listę numeryczną. Bo mogę. Zawsze mogłem napisać wszystko czcionką Wingdings lub po staromezopotamsku. Ale jestem miły i jest po polsku. Chaotycznie, ale po polsku. 

1. "Dygot" - ten film traktuje o ogromnym problemie, acz autorka przedstawiła go tak żałośnie, że aż nie chce mi się o tym wspominać. Okropna produkcja. Początek jeszcze jako tako "działał", potem zaś to już dno i kilo mułu. Ode mnie: 2,763853289523951324124235/10.

2. "Martwe małżeństwo" - to zaczęło się bardzo ciekawie, było nawet bekowe, ale forma krótkometrażowa okazała się i tak zbyt długa, by uciągnąć proste założenie fabularne. Nie da się jednak ukryć, iż Sebastian Stankiewicz zrobił świetną robotę. Ode mnie: 6,24312521354362342561235/10.

3. "Odgrzeb" - proponuję zmianę tytułu na "Zakop", bo to to co powinno się zrobić z tym paździerzem. Nie pomaga nawet obecność Jacka Dzieńponiedzieli (sucharek). Ode mnie 1,984326532412541/10.

4. "To nie będzie film festiwalowy" - i na całe szczęście! Bo to dzieło ocierające się o WYBITNOŚĆ! Pani Julio, pewnie Pani tego nie przeczyta, ale przesyłam ogromne gratulacje! Genialna forma, genialne poczucie humoru, piękna puenta - to jedna z najlepszych produkcji, jakie widziałem w całym 2022 roku!! BRAWO! Ode mnie: 9,46666666666/10!

5. "W kręgu" - fajny pomysł, acz to dzieło, które powinno być zrealizowane w dłuższej formule. Fajne bohaterki nie mogą do końca wybrzmieć. Ode mnie: 6,123124125432/10.

Także już wiecie, że koniecznie musicie zapoznać się z produkcją "To nie będzie film festiwalowy". Ba, to Wasz kinomański obowiązek! A reszta? No cóż... Cytując klasyka: "reszty nie trzeba". Jednak dla samego filmu Julii Orlik warto było wziąć udział w evencie "Authors Spotlight KROPKA Ekstra". 

Wtorek to również dzień języka. Znaczy ja się nie uczyłem, ale bohaterowie filmu już tak. Bo dzieło, które obejrzałem zwało się "Lekcje języka" i o kurdens, ależ to były wspaniałe lekcje! Dzieło Natalii Morales i Marka Duplassa (oboje grają w tym filmie również główne role) totalnie do mnie trafiło. Całość zrealizowano jedynie przy wykorzystaniu kamerek w telefonach i komputerach, ale ten pomysł w dzisiejszych czasach sprawdził się perfekcyjnie. "Lekcje języka" to kino emocji: od ogromnego poczucia humoru przez mrok po ogromną nadzieję. To raptem 90 minut projekcji, a studium bohaterów jest wręcz perfekcyjne. Ogromna w tym zasługa głównych aktorów, którzy fenomenalne obrazują emocje swoich postaci, w piękny sposób uwiarygadniając ich w oczach widzów. Co więcej, w dziele tym trafiają się zwroty akcji lepsze niż w niejednym kryminale! Jestem oczarowany tą produkcją, bo choć ma słabszy moment w mniej więcej środku seansu, ostatecznie broni się w świetnym stylu. Końcówka spowoduje zaś wzruszenie nawet u największych twardzielek i twardzieli. Ode mnie: 8,231352353216234/10.


Środa, 19.10.

Nie bijcie mnie, nie linczujcie mnie, ale nie mogłem uczestniczyć w tym dniu w Kamerze Akcji. Nie mogę zatem zabrać głosu w sprawie filmów "Ninjababy" i "Klondike".


Czwartek, 20.10.

No i niestety musiał mi się trafić gorszy dzień na FKA. Zacząłem od filmu "Memoria" i prawie na nim zakończyłem Festiwal, bo... zasnąłem. Nic się tu nie dzieje! Tak, wiem, że to slow cinema, ale to jest ten typ slow cinema, że zamiast projekcji wolałbym liczyć spadające liście w parku. To owszem dzieło przepiękne wizualne, niby porusza ważny temat, ale ja nie kupuję formuły zaserwowania tej produkcji. Prócz tego, że zasnąłem w trakcie projekcji (i to pomimo kilku kaw), obudziłem się po jakiejś godzinie i miałem wrażenie, że nic nie straciłem, że bohaterowie tkwili w tym samym kadrze, w którym ich "porzuciłem". Nie neguję, pewnie są ludzie, którzy jarają się tak ostrym przejawem slow cinema, ale mnie już do takich filmów niczym nie zmusicie. Zdecydowanie nie jestem odpowiednią osobą do takich projekcji. Ode mnie 3,12321453252135132/10. Swój żywot na tegorocznym Festiwalu Kamera Akcja zakończyłem projekcją dzieła "Słabsze Ogniwo". Nie, nie jest to biografia Kazimiery Szczuki (suchar dla starszych widzów), acz mamy tu polski akcent w postaci Jacka o nazwisku brzmiącym jak najgorszy dzień tygodnia (tłumacząc ten beznadziejny suchar: Jacka Poniedziałka). No i znów nie okazałem się widzem, w jakiego chcieli wcelować się twórcy. Niby fabularnie zapowiadało się zacnie, ale kurdemolens, kompletnie nie wybrzmiało mi to, co reżyser chciał przekazać. Chciałbym Wam więcej opisać, co mi się podobało, a co nie, acz... nie mogę. Po prostu już nic z tej projekcji nie pamiętam. Zdarza się w moim wieku. Ocena: 3,124235432/10.


Podsumowando, wersja żałosna:

No i tegoroczny Festiwal Kamera Akcja zleciał mi szybciej niż normalny dzień pracy. Było pięknie, było wspaniale, widziałem filmy kapitalne i paździerzowe, bawiłem się rewelacyjnie. Już nie mogę doczekać się przyszłorocznej edycji! Podsumowanie zabrzmiało, jakby pisał je typowy krytyk. Kurna, cofam to, nie chcę być kojarzony z typowym, nudnym pajacem!


Podsumowadno, wersja "w moim stylu":

Trzynasta edycja FKA nie okazała się pechową! Ba, w moim odczuciu, można ją idealnie zestawić z płytą "13" zespołu Black Sabbath. Bo choć na tym CDku trafiają się słabsze momenty (jak na FKA słabsze filmy), tak w ostatecznym rozrachunku jest to dzieło wielkie. Takim był też 13. FKA - Malwina, Przemek oraz cały wspaniały zespole przygotowujący ten przecudny Festiwal: JESTEŚCIE NAJLEPSI, NIE ZMIENIAJCIE SIĘ, ZA ROK ZNÓW DO WAS PRZYBYWAM! Bo jakże można opuścić najpiękniejszy Festiwal w tym kraju?! Do zobaczenia! Już tęsknię!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz