czwartek, 12 listopada 2020

Powrót do przeszłości: Spider-Man według Sama Raimiego

 

W mrocznych czasach, gdy nad filmami Marvela nie panował w pełni geniusz w postaci Kevina Feige'a, do kin trafiały różne, wątpliwej jakości, dzieła sygnowane logiem Domu Pomysłów. Można powiedzieć, że była to era średniaków/szrotu, zbliżona poziomem do tego, co aktualnie serwuje nam się w ramach DCEU. Okropne to były czasy - brzydkie, pseudomroczne, często żenujące. W zalewie komiksowego badziewia z tamtych lat często wymienia się trylogię Raimiego jako tę, która rozjaśniła tamten okres. Ba, często spotykam się z opinią, że Tobey Maguire był najlepszym odtwórcą roli Petera Parkera. Po "nastu" latach wróciłem do filmów Raimiego, by po pierwsze pokazać je swojej narzeczonej (którą udało mi się wkręcić w MCU) oraz by sprawdzić, jak te filmy prezentują się po "nastu" latach.


"Spider-Man" (2002)


Film ten oglądałem, po raz pierwszy, w nieistniejącym już (niestety) kinie Delfin w Szczecinie. Pamiętam, że już wtedy, jako nastolatek, nie do końca byłem zadowolony z efektu finalnego. To były czasy, gdy oglądałem każdy odcinek kultowej animacji "Spider-Man" (z 1994 roku), puszczanej wówczas na, bodajże, Fox Kids. Serial ten był doskonały, fenomenalny, świetnie rozpisany. Film zaś wydawał mi się sztuczny. Tak też odbieram go teraz. Raimi chciał nam zaprezentować genezę Człeka-Pająka i zrobił to według wszystkich możliwych schematów. Peter to pierdoła, gryzie go pająk, ginie Wujek Ben, rozpoczyna się walka ze złem...  Ze współczesnej perspektywy nie ogląda się tego filmu źle. Zestarzał się, jednak jest w stanie zatrzymać nas przy ekranie. Największą bolączką tego filmu, zarówno dawniej jak i obecnie, jest bezsprzecznie Tobey Maguire. Koleś TOTALNIE nie pasuje na Petera Parkera. Stara się być zabawny - nie udaje się. Stara się zgrywać superbohatera - nie udaje się. Stara się oddać rozpacz - nie udaje się. Jest totalnie nijaki, bezpłciowy i zwyczajnie słabiutki. Skąd te głosy, że kolo jest lepszy od Hollanda czy nawet Garfielda?! Ludzie, otwórzcie oczy! Maguire to najgorszy możliwy Spider-Man i nic tego nie zmieni! Po latach zaskoczyło mnie jednak coś innego - to, jak żenujący w tym filmie, jest Willem Dafoe. Oglądanie jego gry to katorga, koleś totalnie irytuje, a jego przerysowane (wiem, starał się to robić komiksowo) miny to spektakl wręcz poniżej godności. Z perspektywy lat i z perspektywy świetnego rozeznania w karierze Dafoe, z czystym sumieniem, muszę stwierdzić, iż jest to najsłabsza z jego ról. Willem i Tobey kładą ten film, w 2020 roku oglądanie ich występu to autentyczny ból oczu. Ba, oczy chce się aż sobie wydłubać. Aktorsko film starają się ratować James Franco (choć jego sztuczne uśmieszki też mocno irytują) oraz J.K.Simmons (tylko on może być tu z siebie dumny - idealnie uchwycił postać Jamesona), ale w zalewie słabych kreacji, blakną nawet i oni. O Kirsten Dunst nawet nie wspomnę - obsadzenie jej w roli MJ od początku było pomyłką i tak też to odbiera się teraz. Okrutne drewno. Czy można o tym filmie powiedzieć coś dobrego? Owszem. Strój Spider-Mana wciąż wygląda zacnie, latanie po mieście na pajęczynie prezentuje się nieźle (co dziwi po tylu latach), muzyka jest spoko, zdjęcia też dają radę. Co prawda, Człek-Pajak zaczepia pajęczynę chyba o chmury, ale i tak jest ok. Wiadomo, film powstał 18 lat temu, jednak i tak go to nie broni. Dzieło Raimiego obrosło wśród niektórych kultowością, jednak kultowości tej nigdy nie pojmę. To film przeciętny, ociera się o słaby, nie broni się aktualnie niczym. Nie jest to totalne dno, jednak już nigdy do tej produkcji nie powrócę.


"Spider-Man 2" (2004)


W dwa lata po "jedynce" do kin wleciał "Spider-Man 2". Pamiętam, jak moi kumple jarali się tym filmem - do tej pory tego nie pojmuję. "Dwójka" to kino gorsze nawet od "jedynki", kino, które autentycznie powoduje ból serca fana Człowieka-Pająka, którym jestem. Raimi chciał nam tu pokazać wahania bohatera, chciał ukazać, że też Peter ma rozterki wewnętrzne, że bycie superbohaterem odbija się na codziennym życiu. Ale mając takiego beznadziejnego aktora jak Maguire, nie mogło to się udać. "Dwójka" to kino sztuczne, paździerzowe, kiczowate. Oczy krwawią, uszy bolą, wnętrzności się gotują. Powrót do "Spider-Mana 2" okazał się jeszcze bardziej bolesny niż ponowny seans filmu z 2002 roku. Jak tak barwna postać jak Człowiek-Pająk mogła otrzymać tak zły film? Wciąż tego nie pojmuję. Zaczynając od koślawej fabuły, poprzez żenujące dialogi, kończąc na fatalnie przedstawionym Doktorze Octopusie - ten film nie ma się czym wybronić. Raimi dodał tu niby mroku, chciał, aby Doc Ock był wiarygodny psychologicznie, ale totalnie się to nie udało. Przypomina się tu przypadek Dafoe z "jedynki": Molina to dobry aktor, jednak tu, jako ikoniczny przeciwnik Pajączka, wypada wręcz komicznie żenująco. "Spider -Man 2" chciał ukazać Petera jako człowieka, który MUSI być superbohaterem, jednak poprzez grube przerysowanie i brak dobrych scenariusza i aktorów, film ten leży, kwiczy i prosi o dobicie. Zwłaszcza w 2020 roku. Szesnaście lat temu wyszedłem z kina zniesmaczony, teraz poczułem ten sam ból. Ludzie! Jeśli jest wśród Was osoba, która twierdzi, że to dzieło kultowe, to błagam: obejrzyj to ponownie. Dzieło to nie zalicza się nawet do kultowych, jeśli chodzi o Z-klasowe produkcje. Złe to kino, naprawdę złe.


"Spider-Man 3" (2007)


Jeśli poprzedni film był zły, tak ten jest... totalnym gunfem. Do tej pory pamiętam traumę, jakiej zaznałem oglądając to coś w kinie. Teraz ta trauma wróciła. "Trójka" to nie tylko syf, "trójka" to jeden z najgorszych (o ile nie najgorszy) filmów superbohaterskich w historii kina. Seans tej produkcji to cierpienie porównywalne z krwawym orłem (choć chyba wolałbym jednak krwawego orła niż ponownie oglądać "trójkę"), to ból rozrywający Twoje ciało. Nie wiem, co chciał tu osiągnąć Raimi, ale spier.olił wszystko. WSZYSTKO! Mamy tu zatem jedną z najgorszych scen w całej historii kina (emo Parker tańczący na ulicy), żałosnego Sandmana (efekty specjalne już w 2007 wyglądały tragicznie - teraz to już patologia), totalnie spieprzonego Venoma (za takie jego ukazanie, Raimi powinien dożywotnio gnić w pierdlu), fatalnie poprowadzoną pseudofabułę i czerstwe dialogi. Tego czegoś nie da się oglądać! Maguire osiąga tu totalne dno, idealnie partnerują mu Dunst, Church i Grace - ten patologiczny kwartet, za "role" w tym czymś, powinien mieć bana na aktorstwo. Dożywotniego bana. Najśmieszniejsze jeszcze w tym wszystkim jest to, że technologia szła do przodu, a Raimi ewidentnie ją uwstecznił. Czy ktoś mi wyjaśni, jakim cudem, latanie na pajęczynie po mieście wygląda gorzej niż w "jedynce" i "dwójce"?! No jak?! Jak to jest możliwe?! Z perspektywy lat jestem cholernie szczęśliwy, że studio nie dało Raimiemu szansy, by zrealizował "czwórkę". Poziom serii spadł na samo dno, więc aż strach pomyśleć, co otrzymalibyśmy w niezrealizowanej produkcji. "Spider-Man 3" wyznaczył poziom dna dla filmów superbohaterskich. Poziom, który ciężko przebić. Całe to "dzieło" to zlepek fatalnych decyzji, które spowodowały, iż finalnie otrzymaliśmy coś, co przez kilkanaście lat wciąż sprawie ból fanom Marvela. Chyba tylko Patryk Vega mógłby ten film tak koncertowo jak Raimi spier.olić...


Podsumowując:


Jeśli macie jakieś dobre wspomnienia związane z tymi filmami, to wróćcie do tych produkcji. Serio. Zobaczycie, jak żenujący jest Maguire, jak żenująco i kiczowato dzieła te się prezentują. Po seansie trylogii Raimiego stwierdzicie, że to dopiero Feige z Hollandem postawili Spider-Mana tam, gdzie powinien być. NA SAMYM SZCZYCIE. Jasno tu deklaruję: nie wrócę już do trylogii Raimiego, bo to straszny ból. Ból dla fana Spider-Mana, ból dla kinomana, ból dla serduszka. Niech te filmy przepadną w mrokach dziejów, tam jest ich miejsce.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz