niedziela, 15 marca 2020

Blogerskie podsumowanie lutego



Jak już wszyscy wiemy, na świecie dobrze nie jest. Nasze podsumowanie lutego celowo miało się pojawić dziś, w połowie miesiąca, jednak początkowo przyczyna była inna: daliśmy sobie więcej czasu, gdyż na koniec lutego do kin trafić miało bardzo dużo filmów. Część udało nam się obejrzeć, części, niestety, już nie. Jednak ta notatka i tak jest bardzo kompletna, jak na zaistniałe okoliczności - podsumowanie marca może, po prostu, się u nas nie znaleźć (skasowane premiery kinowe). Ale spokojnie, jak sytuacja się opanuje, wszystkie zaległe filmy kinowe Wam opiszemy (na ten moment wciąż nie wiadomo, co z filmami, które mają wyjść 27.03 takimi jak "Tylko Sprawiedliwość" i "Bloodshot" [zapewne ich premiery również zostaną skasowane]). Przecież w marcu na ekrany trafiła choćby "Sala Samobójców: Hejter", a ten film wymaga opisania! Ale to ze spokojem - podsumowanie marca jeszcze przemyślimy w naszym gronie i damy Wam znać, na jakiej zasadzie ocenimy filmy z bieżącego miesiąca. Na razie prezentujemy Wam podsumowanie lutego.


Podsumowanie lutego przygotowali dla Was:

- Monika - IN LOVE WITH MOVIE
- Michał - aaa, to ja.

Trio M nie było uzgadniane, tak wyszło :D Uspokajając, jeśli się martwicie: reszta z nas też jest zdrowa :)





"365 dni"


Magda: Pominę już fakt, że jest to film zły, bo pewnie nikt się nie spodziewał arcydzieła. Jest to jednak przy okazji film, który wkurzył mnie tak jak żaden inny. Przeczytałam tę książkę tylko po to, żeby wiedzieć na co się nastawić jeśli chodzi o film. Okazuje się jednak, że Lipińska chyba stwierdziła, że teraz tę książkę napisałaby zupełnie inaczej i zmieniła w filmie wszystko poza podstawowym zarysem fabuły.  Jak ktoś jest fanem książki to raczej będzie rozczarowany.

Michał: O tym, że film ten będzie idiotyczny, chyba nikogo nie trzeba było przekonywać. Nie, dobra, cofam - patrząc po hajpie na książkę, do niektórych to wciąż nie dotarło (i zapewne już nie dotrze) Bo, jak niby, film o typie, co to porywa typiarę i daje jej rok na zakochanie się w nim może być mądry? No, więc się sekszą na różne sposoby, w tle mamy pseudogangsta wątki, ale i ładne krajobrazy i głośną muzykę, która zagłusza nasze myśli, byśmy nie rozkminiali, w trakcie seansu, zbyt mocno nad kretynizmami scenariuszowymi. Przyznam się, szczerze, że przy paru scenach aż popłakałem się ze śmiechu – choćby, legendarne już, „Gdzie idziesz?”, które to pytanie do Laury kieruje Massimo (problem jest taki, że… bohaterka jest na jachcie i zbliża się ku dziobowi - to gdzie kurna ona miała iść?!). Miałem turbobekę również przy scenach z Bronisławem Wrocławskim, który gra włoskiego (tak, włoskiego) mafioza! WTF?! Wszystko zaorał jednak Tomasz Stockinger, którego scena trwa trzy sekundy i wypowiada w niej jedno zdanie – heheszek. „365 dni” to nie film, to stan umysłu. Obejrzałem na trzeźwo i przetrwałem. Możecie mi wierzyć, bo jak wiecie, oglądałem grube tysiące filmów, ale w ciągu ostatnich 365 dni, w samych kinach, widziałem w kij dużo, o wiele gorszych produkcji.

Monika: Jedną z nielicznych ekranizacji czterokrotnie lepsza niż książka (ta miała u mnie 1/10). Widać, że budżet był wysoki, chciało się lecieć do Włoch i zrobić tam piękne zdjęcia. Morrone udało się również stworzyć ciekawszą niż w powieści postać. Mocno wydaje mi się, że Białowąs i Lipińska nieustannie walczyły ze sobą na planie i w końcu ta pierwsza ustawiła status na fejsie "Netflix&Chill" i z niego zeszła. Niestety widać, że Lipińska miała bardzo dużo do powiedzenia. Nie wiem czy wiecie, ale Sieklucka została wybrana do filmu ze względu na to, że na jednym że zdjęć przypominała Blance ją samą. No i nie była to dobra decyzja, jedna z wielu.




"Ptaki Nocy"


Magda: Harley Quinn jak zwykle dostarczyła samych pozytywnych emocji. Margot Robbie w swojej roli wymiata. Do tego pozostałe bohaterki też dają radę. W ogóle świetne podejście do walczących kobiet - scena z gumką do włosów wymiata :D

Michał: Jak najkrócej podsumować to dzieło? „Długi zieeeeeeeeeeeeeeeeew i trochę akcji”. Tak naprawdę, przez około ¾ produkcji, nic się w tym filmie nie dzieje. Nudna scena goni nudną scenę, nudna akcja goni nudną akcję, generalnie idzie zasnąć. Cóż, gdyby nie Margot Robbie, która w roli Harley jest, po prostu, wybitna, nie wykluczam, iż opuściłbym kino. Pamiętacie zapewnienia o kategorii „R”? No, właśnie, ja w trakcie seansu o tym prawie zapomniałem, bo są tu ze dwie sceny, które, lekko, ocierają się o tę kategorię, reszta to już najsłabsze PG13. Prócz Robbie nic w tym filmie nie porywa. No, może, od biedy końcowe sceny akcji… które i tak nie są niczym wspaniałym. Kompletnie nie rozumiem zachwytów nad tą produkcją – o jej, skandalicznie, przeciętnym poziomie niech świadczy nawet fakt, iż kapitalny aktor, jakim jest Ewan McGregor, nic w tym filmie nie pokazuje… Kolejna porażka DC.

Monika: Nie przekonuje mnie ten film. Najciekawsza akcja zaczyna się, gdy panie łączą siły, a to dzieje się dopiero pod koniec. Niektóre momenty są mocno naciągane. Z jednej strony Margot bardzo ratuje produkcję, z drugiej ma się żal do twórców, że nie wykorzystali w pełni jej talentów.




"Kłamstewko"


Magda: Po wszystkich opiniach o tym filmie wyszłam z niego zawiedziona. Nie jest to nic odkrywczego - ot taka sobie obyczajówka. Ludzie chyba tak szaleją na jego punkcie jedynie z powodu historii. Na wielki plus Akwafina.

Michał: Totalnie nie jestem fanem kina azjatyckiego. No nie, nie, nie. Ale czasem zdarzają się wyjątki, które nawet mnie, są w stanie do siebie przekonać. Dokładnie tym jest „Kłamstewko”. To piękna, słodko-gorzka, opowieść o rodzinie i miłości. To historia, która jednocześnie potrafi rozbawić do łez, jak i mocno poruszyć. Niby, zbyt wiele, odkrywczych wątków tu nie znajdziemy, jednak dialogi, aktorzy i ścieżka dźwiękowa robią tu taką robotę, że autentycznie doceniamy to wspaniałe kino. P.S. Awkwafina jest tu niesamowita, trzymam kciuki za jej dalszą karierę aktorką!




"Gang Zwierzaków"


Magda: Tak słabej animacji już dawno nie widziałam. Postaci są słabo "narysowane", historia jest taka sobie, a żarty słabe. Raczej nie polecam nikomu, bo to jedynie zmarnowany czas.




"Dżentelmeni"


Magda: Najlepszy film lutego, jeden z najlepszych filmów tego roku. Guy Richie powraca w wielkim stylu. Historia genialna, montaż genialny, aktorsko genialnie. Nie ma co się zastanawiać tylko oglądać.

Michał: Brytyjski król kina gangsterskiego powrócił i to powrócił w wielkim stylu! Guy Ritchie, jak zawsze, bawi się fabułą, komplikuje akcje, bawi się z widzami, by finalnie zaprezentować takie rozwiązanie, że szczęki opadają! Masa humoru, masa zwrotów akcji, masa genialnych scen, masa genialnej muzyki – „Dżentelmeni” to kino z najwyższej półki. A jeśli dodamy do tego WYBITNE kreacje aktorskie (duet Grant-Hunnam to mistrzostwo świata), to już wiecie: oto jeden z kandydatów do miana „filmu roku”!

Monika: Rzadko spotyka się film całkiem przegadany i tak dobry! Absolutnie cudowne kreacje aktorskie, genialny humor i zwroty akcji. Przy tych 4 "popisach" polskich twórców w lutym, ten jest jak zachłyśnięcie się świeżym powietrzem.




"Zenek"


Magda: Najlepszy polski film miesiąca. Jednak nadal nie jest to film dobry. Na plus jedynie Jakub Zając grający młodego Zenka. Chłopak nie dość że dobrze gra, to jeszcze świetnie naśladuje głos Martyniuka zarówno podczas mówienia, jak i śpiewania. Czeczotowi niestety śpiewanie nie bardzo wychodzi. Jak się już pojawi w tv to można sobie przy niedzielnym obiedzie obejrzeć, ale do kina szkoda pieniędzy i zachodu.

Michał: Żenady nie ma, ale nie ma też nawet niezłego kina. „Zenek” to film słaby, zrealizowany bez polotu, nastawiony na to, by złupić sakwy fanów tego, wątpliwej jakości, pieśniarza :D Może i Zając grający młodego Martyniuka i parę niezłych, początkowych scen dają nadzieję, jednak finalnie otrzymujemy to, czego mogliśmy się spodziewać: coś, od czego bolą uszy. Najgorszy jest tu jednak Krzysztof Czeczot – bezsprzecznie zgłaszam go do przyszłorocznej edycji Węży: tak złej roli, to ze świecą szukać.

Monika: Napiszę to po raz kolejny, ale nie był to tak zły film jak się spodziewałam. Po pierwsze: jeżeli ktoś uda się na niego bo kocha disco polo, to poczuje się mocno rozczarowany. Po drugie: przy butelce wina ta produkcja może się okazać żenująco-śmieszno-urocza. Nieszkodliwy twór dla polskiej kinematografii. Warto pójść dla fryzury Frycza. Padniecie.




"Wyspa fantazji"



Magda: Świetny i oryginalny pomysł. Przez około połowę filmu ogląda się go naprawdę świetnie. Potem im dalej w las, tym gorzej. Trochę mam wrażenie, że scenarzyści nie wiedzieli jak ten film zakończyć bo szczególnie w zakończeniu wykorzystują naprawdę dużo złych rozwiązań. Mimo wszystko dosyć ciekawa i oryginalna propozycja horroru.

Michał: Dość! Ten film jest tak zły pod każdym względem, że aż nie chce mi się o nim nic pisać!



"Matthias i Maxime"


Magda: Filmy Xaviera Dolana jakoś nigdy do mnie za bardzo nie przemawiały. Ten jednak mnie ujął i oczarował. Piękny film o przyjaźni, miłości, rodzinie, która nie zawsze jest idealna. Zdecydowanie warto obejrzeć.

Michał: Nie należę do fanów twórczości pana Dolana i film ten nie spowodował, że nagle takim fanem zostałem. Ma parę fajnych scen (siostra jest super, szkoda, że tak mało jej na ekranie), ma fajną muzyczkę, ale z fabuły nie pamiętam już absolutnie nic. Dla mnie: kino na raz.



"Bad Boy"


Magda: Zbyt dużo się po Vedze nie spodziewałam. Sądziłam jednak, że choć jego film na pewno będzie zły, to przynajmniej nie będzie nudny. Niestety w tej kwestii też się zawiodłam. Historia mało ciekawa, a rozwinięcie jej jeszcze gorsze. Maciej Stuhr chyba zagrał najgorszą rolę w swoim życiu. Zdecydowanie nie polecam.

Michał: Oświecony przez Boga asceta Patryk Vega powraca! I to powraca w swoim niezmiennym od lat stylu. Masa bzdurnych scen, masa przemocy – fabuła to zlepek raz miejskich legend, a raz autentycznych zdarzeń. To kino, które ciężko strawić, to kino wkur.iające, to kino, którego nikomu nigdy bym nie polecił. Mały plusik dla Królikowskiego, który w niektórych scenach jest naprawdę spoko. Cóż, Bóg, ponownie, zrobił Patryka w kija i znów zesłał na niego scenariusz do żenującej produkcji.

Monika: Dobrze, że byłam w kinie prawie sama, bo zaśmiałam się i ktoś mógł uznać to jako argument, że nieźle się bawię. Rozwalił mnie dobór filmowego partnera dla Małgorzaty Kożuchowskiej, i ta muzyka kiedy siedzieli razem! Nie zapomnę tego nigdy. Ukłony dla Królikowskiego, którego chyba wcześniej nie doceniałam. Żałuję bo zapomniałam liczyć przekleństwa [dopiska od Michała: to nie są przekleństwa, to są słowa zesłane Patrykowi przez Boga, a Bóg nie przeklina!]!




"Zew Krwi"



Magda: Byłam bardzo miło zaskoczona tym filmem. Po zwiastunie nie spodziewałam się niczego dobrego. A dostałam naprawdę przyjemną historię. Nawet do komputerowych psów można się przyzwyczaić. Co więcej, o ile po obejrzeniu zwiastunu sądziłam, że lepiej by było wziąć do filmu żywe psy, o tyle po obejrzeniu filmu sądzę, że jednak te komputerowe psy były lepszym rozwiązaniem.

Michał: Jestem fanem książki Londona (generalnie jego książek) i seans filmu Sandersa sprawił mi masę frajdy. Jest zabawnie, jest wzruszająco, fabuła wsysa od początkowych scen. Mamy piękne zdjęcia, fajne kreacje aktorskie, świetną muzykę – owszem, Buck (CGI) wygląda czasem fatalnie, ale można się do jego wyglądu przyzwyczaić. Ze swojej strony polecam – bardzo przyjemne, wciągające, kino dla każdego.



"Sonic"


Magda: Był Pikachu, a teraz przyszła kolej na Sonica. Nie spodziewałam się po tym filmie niczego szczególnego i wyszłam miło zaskoczona. Rozrywka pierwsza klasa :) Dawno nie bawiłam się tak dobrze na filmie. Nawet dubbing jest do przeżycia, a to w filmach aktorskich rzadko się zdarza.

Michał: Jak wiadomo, bohaterowie gier wideo nie mają zbyt wiele szczęścia, jeśli chodzi o filmowe adaptacje. Sonic miał jednak farta, zabrali się za niego ludzie cholernie kompetentni. Otrzymaliśmy produkcję świetną od strony wizualnej, kapitalną od strony dźwiękowej, która autentycznie potrafi rozbawić do łez (dużo tekstów skierowanych do dojrzałego odbiorcy). Wiadomo, fabuła jest jaka jest, ale jeśli pójdziecie do kina z nastawieniem, by się „rozerwać”, to „Sonic” Wam masę frajdy dostarczy. Ogromna niespodzianka!



"Emma."


Michał: Anya Taylor-Joy. Jak widzę tę typiarę to aż mam ochotę wyjść z siebie. Wciąż się zastanawiam, jakim cudem, ta kobita, dysponując dosłownie JEDNĄ miną, wciąż gdzieś się pojawia. Zero mimiki, totalne beztalencie, bezsprzecznie jedna z najgorszych aktorek globu. Jej beznadziejności w filmach, w których występuje, nie da się opisać słowami. I to jest właśnie najsmutniejsze w „Emmie.”. Gdyby w roli głównej występowała lepsza aktorka (może być nawet drzewo z lasu) to film ten byłby naprawdę bardzo dobry. Są fajne dialogi, jest niezły soundtrack, są śliczne, wiejskie widoczki. Potem na ekranie pojawia się Anna i człowiekowi, od razu, humor się psuje. „Emma.” to kino, które bez bólu obejrzycie, będziecie się nawet dobrze bawić, ale potem pomyślicie sobie o tym: czym mógł być ten film bez Anny? I wtedy humor się z deka psuje, bo widzicie, że była szansa na więcej…



"Swingersi"



Magda: Luty obfitował w polskie filmy i do tego były to filmy złe. "Swingersi" są chyba jednak najgorsi z nich wszystkich. Pary ekranowe są tak niedopasowane, że to aż boli. Nie wiem kto wpadł na pomysł że Koterski i Liszowska będą do siebie pasować, a do tego będą świetnymi symbolami seksu, ale ta osoba zdecydowanie się myliła. Film był mega nudny, mega zły i choć oglądanie go nie bolało aż tak bardzo jak oglądanie na przykład "Kotów", to jednak zdecydowanie odradzam jakikolwiek kiedykolwiek seans tego filmu. Chyba już w lutym mamy wybrany najgorszy polski film tego roku.

Michał: Chyba już teraz mogę bezsprzecznie stwierdzić, że to najgorsza produkcja, jaka nawiedzi nasze kina w 2020 roku. Obleśne, żenujące, ch.jowe pod każdym względem – tego gniota nie da się oglądać! Ten szrot nie ma żadnego plusa, za to fakt, że trafił na ekrany powinien spowodować, że wszyscy odpowiedzialni za jego powstanie, powinni trafić dożywotnio do zakładów karnych. Autentycznie bym wtedy świętował.

Monika: Żaden film lutego, ani żaden film w ciągu ostatnich miesięcy nie był dla mnie takim ciosem w twarz. Za granicą mamy Ryana Reynoldsa, Brata Pitta, a w Polsce uosobieniem seksu jest Misiek Koterski?! Przepraszam, ale czy kogoś po..bało? Żenujący poziom żartu, doboru aktorów (kurła no Liszowska i Koterski?! Seeeerio?). W "Zenku" było więcej seksu niż w tej produkcji, podobno o seksie. A już co mnie wkurzyło najbardziej to to, że na premierze padały słowa z ust aktorów, że to jest ambitna i głęboka produkcja. No już ku.wa...




"Ocaleni"


Michał: Już trailer zapowiadał produkcję, co najmniej, niezłą. To bezsprzecznie jedna z większych niespodzianek w ostatnim czasie. Po tym filmie zapewne wielu z Was niczego nie oczekiwało (nie zdziwię się, jak wielu z Was nie słyszało o tej produkcji), a ja z sali wyszedłem pod sporym wrażeniem. Owszem, niski budżet jest tu widoczny, ale nie wpływa on na odbiór całości. Mimo, że znamy finał akcji (żył tym przecież CAŁY świat), film Wallera niezwykle trzyma w napięciu, świetnie buduje atmosferę i autentycznie wsysa nas do ekranu. Świetnym motywem było zatrudnienie PRAWDZIWYCH bohaterów tamtej akcji do niektórych z ról (wiadomo, są „drewniani”, ale mi, osobiście, to nie przeszkadzało) – uwiarygadnia to historię i powoduje, że naprawdę czujemy się, jakbyśmy byli na miejscu akcji. Jeśli filmu nie widzieliście, nadróbcie, warto!




PODSUMOWANKO W CYFRACH:


Jako, że w tym miesiącu była nas trójka, najlepszy i najgorszy film wyłaniamy zgodnie z zasadą, że co najmniej dwójka z nas daną produkcję widziała. Standardowo też: po kliknięciu na tabelkę zostanie ona powiększona.







W tych ciężkich czasach życzymy Wam wszystkim zdrowia! Słuchajcie rad mądrzejszych, czytajcie zalecenia WHO, miejcie w dupie jutubowe filmiki z jakimiś idiotami! Pandemia ustąpi, jeśli będziemy się mądrze zachowywać! Przetrwamy to ;)






1 komentarz: