Dzień dobry. Nazywam się Wiking i opowiem Wam bajeczkę. "Deutschland, mein Herz in Flamen". Dobra, sorry, zbyt mi wszedł w bańkę nowy utwór Rammstein. Wracam już do tematu. "We hold our heads up to the sky and know that we will never die". Ehh, coś mi zbyt muzyka ostatnio po głowie chodzi, teraz panowie z Amon Amarth z nowym kawałkiem. Dobra, to jednak może skończę z bajeczką, której nie napisałem i przejdę do naszego podsumowania.
W podsumowaniu marca udział biorą:
- Agata (IN LOVE WITH MOVIE)
- Ewa (POPKULTURA)
- Madzia (NIECO INNA PANNA M.)
- Monika (IN LOVE WITH MOVIE)
- Michał, czyli w sumie to chyba ja.
"Śmierć nadejdzie dziś 2"
"Córka Trenera"
Michał: Tu otrzymujemy, NIESTETY, kino niezwykle bezpłciowe. Na dzień dzisiejszy (film widziałem na początku marca) nie pamiętam żadnej sceny, żadnego dialogu, nie pamiętam z tego dzieła absolutnie nic. Film ten miał potencjał na ukazanie, z ciekawej perspektywy, relacji ojca z córką, jednak na potencjale się skończyło… Może i aktorzy, jako tako, dawali radę, ale na niewiele się to zdało…
"Kapitan Marvel"
Ewa: Trudno jest być Kapitan Marvel w dzisiejszych czasach. Nie dość, że na Twoich barkach spoczywa pierwszy film MCU, w którym główną rolę odgrywa kobieta (w dodatku superbohaterka), to jeszcze czas na Twój ekranowy debiut przypada tuż przed premierą “Avengers: Endgame”, które może być jednym z popkulturowych wydarzeń dekady. Dobrze jednak jest być Kapitan Marvel, ponieważ wskaźnik zajebistości masz tak wysoki, że wiesz, że dasz radę udźwignąć na swoich barkach wszystkie te oczekiwania. Bowiem film Boden i Flecka, choć niekiedy zachowawczy, to film ukazujący kobiecą siłę, charyzmę, charakterność. Brie Larson nie próbuje się wcielić w główną bohaterkę - ona po prostu się nią naturalnie staje. Samuel L. Jackson, jak zawsze, mistrzowsko wygrywa swoją rolę Nicka Fury’ego, tym razem okraszając ją pewnym nieokrzesaniem dedykowanym czasom młodości. Spójny scenariusz, słodziaszno-przerażający kot, nielichy dowcip, świetne aktorstwo - to wszystko elementy rewelacyjnego blockbustera, który może bawić nie tylko fanów MCU a także fanów dobrej kinowej rozrywki. Na “Kapitan Marvel” bawiłam się znakomicie i uważam, że w zasadzie lepiej być nie mogło.
Madzia: nareszcie film od Marvela z kobietą w roli głównej! I to film świetny! (chociaż czego innego się spodziewać, w końcu to Marvel) Chyba od czasów Iron Mana nie było filmu o początkach superbohatera, który aż tak bardzo przypadłby mi do gustu. Jest tu wszystko czego moglibyśmy się po tym filmie spodziewać - świetna historia, pełnokrwista bohaterka i duża dawka (choć nieprzesadzona i nie na siłę) humoru. Wielki plus dla Brie Larson, która pomimo obaw wielu osób (w tym także moich) sprawdziła się w tej roli wyśmienicie.
Monika: Bring it on Marvel! Jako, że każdy inteligentny człowiek jest feministą, nie podwyższam oceny za to, że w końcu mamy film o Superbohaterce. Moim zdaniem nie jest to nowa jakość. Marvel zaserwował nam kolejna dobrą, ale nie rewelacyjną, pozycję. Bardzo podobał mi się motyw “Nie wiadomo kto tu jest dobry i kogo obdarzyć zaufaniem”. Oczywiście ścieżka dźwiękowa również na propsie. Ja jednak wolę tego typu filmy ze zdecydowanie większą dawką humoru.
"To właśnie życie"
Michał: Przeogromna niespodzianka! Perełka Fogelmana to dzieło przewrotne, świetnie skonstruowane, wybornie zagrane i niezwykle mądre. Film ten w przepiękny sposób ukazuje różne oblicza miłości, niezwykle obrazuje ludzką egzystencję z perspektywy wielu bohaterów. Barwne postacie, mocno osadzone psychologicznie, wędrują po ekranie, przeplatają swoje losy, a wszystko prowadzi do jakże cudownego finału, na którym naprawdę możecie uronić łezkę. Albo kilkadziesiąt. Oscar Isaac potwierdza, że jest wybitnym aktorem (szkoda, że tak mało docenianym), Banderas przypomina o sobie w genialny sposób, Olivia Wilde znowu błyszczy. Fogelman wyciągnął ze swojej obsady maksimum, przez co ta niezwykła opowieść została jeszcze bardziej urealniona. Wielkie kino, które każdy musi obejrzeć!
"Całe szczęście"
Madzia: o mój Boże. Jaki to jest słaby film. Mocno naciągana historia i jeszcze bardziej naciągana (i do tego przewidywalna) intryga. Retrospekcja wrzucona "z dupy" w samym środku filmu, żeby sobie widz rozwiązał tę intrygę, zanim autorzy powiedzą co mieli na myśli. Po tym filmie już kompletnie straciłam resztki szacunku do Romy Gąsiorowskiej. Do tego wszystkiego wkurzająca (bo już nawet nie irytująca) Liszowska. Na plus ze dwie zabawne sceny i dzieciak (jakoś polscy twórcy filmowi mają szczęście do wynajdywania fajnych dzieciaków do grania w filmach).
Michał: Po tym filmie można było spodziewać się wszystkiego, co najgorsze; taką „markę” wyrobiły już sobie dawno podobne produkcje. Obraz Koneckiego, co prawda odrobinę zaskakuje, ale to dalej to samo. Nie ma tu zaskoczeń, aktorzy grają tu tylko dla wypłaty, nie ma tu niczego, o czym by się pamiętało. Owszem, ze dwa razy może nawet się lekko zaśmiałem, ale nie zmienia to faktu, że produkcja ta to strata czasu. Apel do Romy Gąsiorowskiej: błagam, niech Pani wróci do swoich wielkich ról, a nie marnuje czasu na takie produkcyjniaki… Apel do producentów: błagam, nie zatrudniajcie już nigdzie pani Liszowskiej.
"Robaczki z zaginionej dżungli"
Michał: Nie ufajcie zwiastunom! Ten film to komedia może przez dziesięć minut, potem robi się z tego prawdziwy horror. Bohaterowie umierają, los nie szczędzi nikogo, a scenarzyści zdają się czerpać frajdę z masakrowania zwierzaków. Dzieciaki umrą ze strachu, dorośli, prócz zbyt dużej ilości nudy, nie znajdą tu niczego. Produkcja dla nikogo. Szkoda, bo gdyby dzieło to utrzymało poziom komediowy, byłoby naprawdę dobrze.
"Przemytnik"
Michał: Chyba tylko Conor McGregor wracał z emerytury częściej niż Clint Eastwood… Nie zmienia to jednak faktu, że kocham powroty tego wybitnego aktora. „Przemytnik” to prosta i ciepła historia, która jednak niezwykle angażuje widza. Widać, że film ten tworzony był przez ludzi, którzy podeszli do tematu z ogromną pasją. Mamy tu zatem świetne dialogi, masę humoru, wybitne kreacje aktorskie oraz rewelacyjny soundtrack. To kino wciąga od pierwszej minuty, a dzięki urokowi i charyzmie Clinta nie możemy oderwać wzroku od ekranu. Eastwood jest Bogiem i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej!
Monika: Clint Eastwood zagrał w ponad 60.filmach, wyreżyserował 40. To normalne, że na 100 pozycji coś nam się spodoba bardziej, coś mniej. Przeczytałam: “Trzeba iść na ten film i go docenić, bo Clint nie będzie żył wiecznie”. Albo autor ma zmysł jasnowidztwa albo jest jakimś bogiem. Równie dobrze należałoby oglądać wszystkie filmy i doceniać wszystkich aktorów, bo jak wiecie - niczego nie można być pewnym. Mnie ten film emocjonalnie w ogóle nie zachwycił, momentami nawet się wynudziłem. Czegoś zabrakło, zwłaszcza, że była to historia oparta na faktach, z dużym potencjałem. Zarówno przebaczenie, jak i wiele innych rzeczy przychodziło tu za łatwo. Zamiast długich tras i średnio ciekawych krajobrazów chętniej wgłębiłabym się w relacje bohaterów.
"Wszyscy wiedzą":
Michał: Film ten powinien zwać się „Wszyscy nudzą”. Fabułę, którą nam się tu opowiada dało się zamknąć w dziesięciu minutach, ale ktoś postanowił rozszerzyć seans do przeszło 120 minut. W czasie projekcji towarzyszy nam ziewanie, chęć zaśnięcia, a w hardkorowych przypadkach dłubanie w nosie (bo to ciekawsze zajęcie niż słuchanie smęcenia bohaterów). Owszem, mamy tu śliczne zdjęcia, niezłe kreacje aktorskie, ale nic więcej! Szkoda talentu Cruz i Bardema na takie przeciętniaki…
"Kurier"
Madzia: nie wiem nawet sama co miałabym o tym filmie powiedzieć poza tym, że jest bezpłciowy. W ogóle nie ruszyło mnie to co widziałam na ekranie, w żaden możliwy sposób mnie to nie przejęło. Czegoś mi tutaj zabrakło i sama nie wiem czego.
Michał: Czytam dużo negatywnych opinii o tej produkcji i naprawdę tego nie rozumiem. Dzieło Pasikowskiego jest tym, czym miało być, a znając filmografię tego reżysera widzę, że powstał obraz, który idealnie się w nią wpisuje. Wiadomo, można przyczepić się scenariusza, który czasem kuleje, można przyczepić się budżetu, ale po co? Pasikowski dostarcza nam świetne kino wojenno-przygodowe, które trzyma w napięciu (nawet, jak zna się historię głównego bohatera) i przyciąga do ekranu. Fakt, chyba tylko mnie, ale przyciąga. „Kuriera” oglądało mi się znakomicie również dzięki rewelacyjnej obsadzie – tu największe brawa kieruję w stronę Phillipe’a Tłokińskiego, który perfekcyjnie wykreował postać głównego bohatera. Bankowo będę wracał do tej produkcji.
"Monument"
Madzia: tego seansu nie zapomnę chyba do końca życia. Bardzo dawno nie przeżyłam tak męczącej projekcji jak ta na zeszłorocznej Kamerze Akcji. Film pozostawia z wielkim mindfuckiem w głowie. Niestety nie takim pozytywnym, o którym się myśli i który się analizuje, a takim o którym chce się jak najszybciej zapomnieć. Fajnie że Polacy starają się eksperymentować i sięgają po gatunki, na których w polskim kinie już dawno osiadł kurz, ale może fajnie by było najpierw się w tym trochę podszkolić. Może potestować najpierw na znajomych i rodzinie zamiast skazywać na to biedną widownię?
Michał: Nie chcę wyjść na hejtera filmów Pani Szelc, zatem napiszę: jeśli lubicie dzieła tej Pani i znajdujecie w nich jakiś przekaz, to obejrzyjcie „Monument”. Jeśli jednak wcześniejsze dokonania Pani Szelc uważacie za przerost formy nad treścią, nie traćcie czasu. Ja, niestety, czas straciłem.
Monika: Miałam szansę (bo nie przyjemność niestety) obejrzeć go na FKA w zeszłym roku. Miał w sobie coś, czego chyba najbardziej nie lubię w filmach w ogóle. Totalne przeartyzowanie, pompatyczność i wmawianie nam, że jesteśmy za głupi by zrozumieć ten film. Jak dla mnie - NIE.
"High Life"
"Władcy Przygód: Stąd do Oblivio"
Michał: Kto powiedział, że kino familijne w Polsce umarło? Tomasz Szafrański udowodnił, że wciąż mamy w tym gatunku ogromny potencjał! Reżyser świetnie wyczuł klimat wczesnego Spielberga, dodał do tego sporo z Donnera czy Camerona i przekazał nam dzieło, na którym zarówno młodzi jak i starsi będą się dobrze bawić. Spodziewałem się przeciętniaka, a otrzymałem naprawdę dobre kino, które mogę z czystym sumieniem polecić. Ogromne brawa należą się również za casting, bo młodzi aktorzy spisali się FENOMENALNIE!
"To My"
Monika: Na wysokiej pooscarowej fali, Peele wyrzucił nam na ląd “To my”. I muszę powiedzieć, że mam duży problem z tym filmem. Z jednej strony był naprawdę mocno “pojechany”, może aż za, na granicy z niezrozumieniem. Z drugiej: chyba każdy zmusił się do refleksji o swoim własnym złym bliźniaku. No i spotkanie z Umbrae (najlepsza w całym filmie) skończyć by się mogło jedynie na zawale lub czymś w majtkach, w zależności od odporności. Taki dualizm daje średnią ocenę: 5/10!
"Ciemno, prawie noc"
Ewa: Film Lankosza to zbitek thrillera, dramatu społecznego, baśni, realizmu magicznego oraz kryminału. Niekiedy ciężko się w tym wszystkim odnaleźć, jednak niewątpliwie tworzy się tutaj intrygująca, nieco przerażająca, atmosfera. Aktorsko to szarża Fronczewskiego, dobra Cielecka, doskonała scena, przepełniona dramatem, smutkiem i zbliżeniami, Romy Gąsiorowskiej oraz bezkompromisowo rewelacyjna Dorota Kolak. Zdjęcia Koszałki tworzą tę atmosferę tajemniczości, mistycyzmu i nieuchronności. Te dwa elementy - aktorskie popisy oraz operatorski kunszt - to główne dwa powody do doceniania “Ciemno, prawie noc”. W 5 do 20 minut po seansie byłam całkowicie nim zdegustowana. Dlaczego właściwie wyszłam z tego filmu taka niezadowolona? Odpowiedź przyszła po kilkudziesięciu kolejnych minutach i rozjaśniła mój świat. Największy problem, jaki mam, z tym filmem to to, że nie mogę w żaden sposób ustosunkować się emocjonalnie do żadnego z bohaterów, ponieważ żaden z nich nie posiadł rysu psychologicznego. Wszystkie osobowości, nawet głównej bohaterki, sprowadzają się do jakiejś opowieści z ich życia (które w większości opowiada z offu Jerzy Trela). Czy patologiczna rodzina ma definiować moje całe wnętrze? Dlaczego wydarzenie z dzieciństwa ma być powodem dla tego, że jestem tym, kim jestem? W dodatku te wszelkie historie z przeszłości, w większości patologiczne, pojawiają się w tak zatrważającej liczbie, że nie jestem w stanie poczuć żal, smutek czy wzruszenie, z powodu rzeczy, jakie spotkały bohaterów dawniej. To nagromadzenie powoduje wyłącznie czucia i scena gwałtu nie robi na nas aż takiego wrażenia, jakie powinna zrobić. Przez co, niestety, ponownie jako odbiorca, czuje się ze sobą źle, bo niby jak mogę być bezduszną kreaturą, która na wieść o tym, że matka znęcała się nad córką, ziewam i przeciągam się ponownie na kinowym fotelu? Za dużo tu “Trudnych spraw”, za mało skupienia się na jakiejś klamrze oraz konkretnych aspektach książki. Plusów kilka jest, ale jednak mnie nie kupuje.
Monika: Wiele influencerek (hehe) reklamuje teraz na Instagramie kłujące maty na których leżysz dla zdrowia. I tak widzę seans "Ciemno, prawie noc". Oglądanie to nic przyjemnego, niczym ukłucie w oczy okropnymi obrazami. Jednak siedzisz na sali z ciekawości, jaki będzie finał. Zaczęłam czytać książkę Joanny Bator, ale po 50 stronach odpuściłam (przynajmniej na razie), dlatego zrobienie z niej filmu to już majstersztyk. Może nie był to do końca mój styl, ale odkrywanie tej historii z Magdą Cielecką było czymś fascynującym... Finał okazał się o wiele lepszy niż myślałam! Jasne, kilka wątków można by wyciąć, ale jest o wiele lepiej niż ludzie piszą.
"Złodziejaszki"
Ewa: “Złodziejaszki” to bardzo ciepła, realistyczna opowieść o rodzinie oraz o tym, co to słowo naprawdę znaczy. Gdy ojciec z synem dokonują małych kradzieży w lokalnym sklepie spożywczym, nie patrzymy na nich, jak ludzi, którzy robią coś nie tak. Mamy raczej wrażenie, że to prawo nie jest dostosowane do nich i to instytucja prawa popełnia jakiś błąd. W takim przekonaniu oglądamy całą produkcję, czując wobec bohaterów jedynie pozytywne uczucia. To rodzina jest tutaj dobrem najwyższym, w której panuje troska, miłość oraz wzajemne wsparcie. Nie liczą się do końca więzy krwi (o czym świadczy przygarnięcie pod dach znalezionej na pobliskim balkonie wygłodniałej dziewczynki doświadczającej przemocy fizycznej w domu), liczy się wyłącznie tu i teraz. Koreeda łączy w tym wszystkim jeszcze dramat społeczny z opowieścią o mieście. Dzieciaki wędrują po parkach, sklepach, plaży, szukając, co i rusz bardziej kreatywnych zajęć, a przy tym wszystkim wydają się być szczęśliwe. Jednak obok pojęcia rodziny, drugim głównym pojęciem filmu jest bieda. Bohaterowie starają się dawać radę jak mogą, każdy kombinuje na swój sposób, każdy się dokłada. Koniec końców liczy się każde sto jenów, które pomoże im przetrwać. Wszystko to oglądamy w przepięknie skomponowanych kadrach, gdzie wypadający mleczak jest tak samo ważny, jak problemy finansowe. Japończycy jednak umieją w kino jak mało, który naród.
"Kapitan"
Michał: Film ten widziałem na Festiwalu Kamera Akcja w październiku i wciąż, jak sobie o nim przypomnę, dostaję ciarek na całym ciele. Mroczne, uderzające z siłą dywizji pancernej, kino, które niszczy Twoją głowę, Twoje serce, Twój wzrok. To dzieło wstrząsające, nakręcone z niezwykłą precyzją, szokujące od pierwszych chwil. Po dziś dzień pamiętam ten seans, a naprawdę chciałbym zapomnieć – ciężar ekranowych wydarzeń przerasta próg wytrzymałości każdego człowieka. Wielkie kino, które nikogo nie pozostawi obojętnym.
Monika: Używając słowa “okrutny”, gdy piszesz o filmach dotykających tematyki obozów koncentracyjnych czy II Wojny Światowej to trochę jak stwierdzenie, że siostry Godlewskie nie potrafią śpiewać. No jasne to jest jak słońce. Jednak, ten obraz jest okrutny w zupełnie innym sensie. Są filmy które wychodzą poza wojenny szablon. “Est wieder da”, “Życie jest piękne”, “Bękarty Wojny”, a teraz mamy kolejny... Co bardziej dotkliwe - historia oparta na faktach. Niektórych scen nie wymażę z głowy do końca życia, tego jestem pewna. Nie tylko przemoc i wojna są niezmienne od wielu lat, prostactwo również. Nie wspominając już o genialnej ścieżce dźwiękowej! Rewelacyjny!
"Dumbo"
Michał: Tim Burton nie może odnaleźć swojego rytmu od wielu lat i niestety ten film to potwierdza. Fatalnie poprowadzona fabuła, słabi aktorzy, brak wciągających scen – to dzieło skierowane do najmłodszych widzów, starsi jedynie się wynudzą. Ten film nie angażuje, smęci, irytuje – Burton ewidentnie nie miał pomysłu na to, jak zmienić klasyczną animację, by nadać jej inny charakter i ją wydłużyć. Owszem, wizualnie jest świetnie, muzyka też jest całkiem fajna, ale cała reszta to już niestety spora wtopa. Co gorsze: skandalem jest to, co zrobiono tu z Evą Green – mam nadzieję, że ktoś za to beknie! P.S. „Dumbo” otrzymał najgorszy polski dubbing w historii – serio, jest żenujący na maxa.
"Free solo: ekstremalna wspinaczka"
Ewa: Uwielbiam dokumenty, które nie do końca dokumentami są. “Free solo” to jednocześnie opowieść o zmieniającym swoje życie wycofanym człowieku, thriller o pokonywaniu przeciwnika oraz przedstawienie tego, jak trudne potrafi być życie filmowca. W każdym tym tonie to dzieło kompletne, ukończone, któremu niczego nie brak. To całkowicie zasłużony Oscar dla pełnometrażowego dokumentu. Zachwyca na każdym kroku swoimi majestatycznymi ujęciami, Alexem Honnoldem, którego z każdą kolejną sceną lubi się coraz bardziej, z operatorami, dla których zrobienie tego filmu jest nawet trudniejsze niż przejście dla bohatera ich filmu płaskiej 900 m ściany bez żadnych zabezpieczeń, emocjonalnością i wyważeniem dzięki czemu, cały seans spędzamy obgryzając z napięcia paznokcie. Chapeau bas, dokument idealny.
"Przedszkolanka"
"W domu innego"
Michał: Ciągle ciekawi mnie jedna sprawa: masz mocny temat, masz dobrych aktorów, a na koniec kręcisz nudne bzdury, które jarają chyba tylko Ciebie samego. Kent zastosował tę zasadę w stu procentach. Akcja dzieje się tuż po wojnie, mogła w świetny sposób ukazać życie Niemców i Amerykanów, ukazać fatalny los człowieka po największym konflikcie w dziejach. Ale nie, po co? Lepiej nakręcić smęt o romansie, który nie ma ŻADNEGO podłoża psychologicznego. Wiecie jak to wygląda? W jednej scenie Rachael i Stephen się nienawidzą, hejtują na maxa, a sekundę później już się kochają i chcą spędzić razem życie. Reżyser i scenarzysta serio uznali, że kij z psychologią, kij z wydarzeniami, które mogły ich zbliżyć? Czy przy filmach serio pracują tacy debile, którzy uznali, że to jest spoko, że widz to kupi? Aktorzy się starają, zdjęcia są świetne, ale reszta to już poziom dna i kilograma mułu… Tak zmarnować taki potencjał…
"Miłość i Miłosierdzie"
Michał: W czasach, gdy lekko mówiąc, kościoł toruńskopisowskokatolicki (odłam chrześcijaństwa spotykany tylko w Polsce; nie mylić z normalnym kościołem katolickim) przeżywa potężny kryzys, z odsieczą przychodzi Michał Kondrat. Najsłynniejszy katoreżyser tego kraju atakuje nas filmem o świętej Faustynie. Ale czy na stopro? Otóż, moi kochani, nie. Co więcej – nie jestem Wam w stanie powiedzieć o czym był ten film! O nawróceniach? O Faustynie? O jej przekazie? O obrazie? O niczym? Wybieram ostatnią opcję. Ten film jest tak głupi, że przez większość seansu ciśnie się bekę – trudno zachować powagę, gdy jakieś no name’y czytają zdania z promptera, a, teoretyczny naukowiec (nie został podpisany), który udowodnił Kondratowi, że Jezus z obrazu Faustyny (obraz "Jezu, ufam Tobie" autorstwa Kazimirowskiego, którego powstanie nadzorowała Faustyna) i z Całunu Turyńskiego są tacy sami, z poważną miną wciska nam brednie. Dochodzi tu do tego, że któryś z „ekspertów” w jednym zdaniu (!!) sam sobie zaprzecza! I to nie jeden raz… To film pełen absurdów, który pokochają chyba tylko osobnicy, którzy uważają, że kościół nie ukrywa pedofilii. Michał Kondrat, po raz kolejny, ośmiesza religię, a co gorsze, autentycznie tego nie dostrzega.
Podsumowanie ocen:
Zasady się nie zmieniają: aby coś mogło zostać uznane przez nas za najlepszy i najgorszy film miesiąca, dane dzieła musi obejrzeć, co najmniej, trójka z nas ;) Na liście mogą pojawiać się filmy z lepszą i gorszą średnią, ale zasady to zasady ;) Tradycyjnie: po kliknięciu na obrazek, tabelka się powiększy.
Słówko ode mnie: Cieszy mnie zwycięstwo "Kapitana", choć, oczywiście, "Kapitan Marvel" uwielbiam. O filmie Marvela słyszeli jednak wszyscy, zaś dzieło Roberta Schwentke, z ograniczoną dystrybucją, mogło gdzieś przepaść. A na to nie zasługuje, bo to dzieło WIELKIE! Jeśli macie okazję, koniecznie tę produkcję obejrzyjcie - gwarantuję: będziecie zmieceni.
A już w przyszłym miesiącu przeczytacie, co myślimy na temat najważniejszego filmu w historii ludzkości ("Avengers: Endgame" - chyba nie musiałem tego dopisywać) ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz