sobota, 10 marca 2018

Oh hi, blogerskie podsumowanie ow lóty!



Podsumowanie zatoczyło pełne koło. Zaczęło się u mnie i znów do mnie wróciło. I to w dobrym momencie - jesteśmy na świeżo po koślawych nagrodach filmowych (choć pewnie niektórzy się z tym nie zgodzę) i parę filmów nominowanych do dawniej prestiżowej nagrody, znalazło się i w naszych krótkich recenzjach. Czy kształt wody przy trzech billboardach miał szansę rywalizować z filmem Patryka Vegi? Zapraszam do podsumowania!




"Trzy billboardy za Ebbing, Missouri"



Agata: Mam wrażenie, że troszeczkę za dużo tutaj wszystkiego. Szkoda, że motyw przewodni ze zwiastuna nie został pociągnięty po całości, ale przyznaję też, że momenty jazdy bez trzymanki były bardzo wciągające. Aktorsko – majstersztyk na każdym rogu. Pierwszy i drugi plan wymiatają.

EmiliaJestem na TAK! Wszystko mi się podobało. To jest film oscarowy! O sztuce wybaczania, o szukaniu sprawiedliwości, o zaściankowej Ameryce, o cierpieniu po stracie bliskiej osoby, o obojętności. Wydziera się z tego filmu głośna niezgoda na zamiatanie niewygodnych tematów pod dywan i puszczanie ich z dymem. Mięsisty dramat, który nie daje o sobie zapomnieć z plejadą wspaniałych aktorów (nie gwiazd), którzy oddają się rolom na 100%. Więcej takiego kina Ameryko poproszę!

GrzegOglądanie śledztwa w sprawie gwałtu i morderstwa nastolatki z perspektywy jej matki, a nie policji okazało się dobrym pomysłem. Jednak ten nietypowy koncept zaczyna śmierdzieć schematami. Frances McDormand gra Frances McDormand, Woody Harrelson gra Woody’ego Harrelsona, pozostałe postacie to typowi bywalcy małomiasteczkowych dramatów. Końcówka skręca w dziwną stronę, a szkoda, bo większość akcji zapowiadała ciekawy finał. Jedynie Sam Rockwell rekompensuje seans, ponieważ tworzy jedną z najlepszych kreacji w swojej karierze. Wspomnicie moje słowa – za dwa lata nikt nie będzie pamiętał tego filmu. #efektSpotlight

Madzia: Wszyscy ten film zachwalali jako najlepszy z filmów nominowanych w tym roku do Oscarów, a mnie pozostawił z jakimś takim niedosytem. To, co w nim jest najlepsze to aktorstwo. Martin McDonagh zdecydowanie ma nosa do aktorów i zamiast zatrudniać gwiazdy, które przyciągnęłyby do sal kinowych tłumy, zdecydował się po prostu na utalentowane osoby. Frances McDormand i Sam Rockwell zasłużenie wyszli z tegorocznej gali ze swoimi statuetkami. Do tego Woody Harrelson z rolą drugoplanową, ale pozostającą w pamięci. Większość osób narzeka na zakończenie filmu, ale mnie to właśnie ono najbardziej się w całym tym filmie podobało. Mimo wszystko mam wrażenie, że to jeden z tych filmów, o którym za kilka miesięcy nikt już nie będzie pamiętał.

Monika: W pełni zasłużony Oscar dla McDormand! Najbardziej ujęło mnie w tym filmie to, że ludzie, którzy wieczorem prowadzą wzorowe życie sąsiedzkie w dzień walczą na bilbordy. Pełna gama szarości, nic tu nie jest czarno-białe. A wiadomo, że takie historie dla daltonisty są najlepsze (insajt, sorry). Poza tym mamy kolejną doskonałą rolę w pełni zdesperowanej matki. 

Moja skromna personaCiężko jest opisać ten film. Z jednej strony reżyser chciał dobrze – chciał nam ukazać codzienne problemy małomiasteczkowej społeczności związane z nienawiścią czy rasizmem. Z drugiej strony jednak ostro pogubił się w ostatnich kilkunastu  minutach, gdzie chciał upchnąć wszystko, spieszył się z dopięciem wątków i upichcił mocno rozczarowujące, toporne i schematyczne zakończenie. Z tym dziełem mam dokładnie ten sam problem, który miałem z „Siedmioma Psychopatami” – przez większość projekcji szczenna jest naprawdę nisko, potem jednak nagle wszystko się sypie. I tylko aktorów szkoda, bo kreacje tworzą wyborne, a reżyser jednak nie dał im ich w pełni zaprezentować. P.S. #teamwoody – Rockwell gra kapitalne, ale Harrelsonowi może buty czyścić.




"Niemiłość"



AgataSurowe kino najwyższych lotów. W tle Rosja, jakiej nie lubimy, a na pierwszym planie całkowicie uniwersalne, współczesne relacje międzyludzkie, jakich też nie lubimy. Bardzo smutny, niewygodnie prawdziwy, a w dodatku wręcz nafaszerowany symboliką i metaforami obraz.




"Pełnia życia"



AgataMimo, że lubię kino biograficzne i historie oparte na faktach, to ten tytuł w ogóle mnie nie wzruszył. Jest zbyt melodramatycznie, a większość scen wypełnia jakaś taka emocjonalna tanioszka. Andrew Garfield na pierwszym planie nie ratuje sytuacji, zwłaszcza że mam na niego niewytłumaczalną i niewyleczalną alergię. Średniak.

EmiliaZ roku na rok chyba robię się bardziej nieczuła. Kolejne historie o miłości, która przetrwa wszystko przestają robić na mnie wrażenie. Mimo iż ich bohaterowie to niezwykle silne jednostki, którym tej siły zazdroszczę, to ostatecznie szybko zapominam o tych seansach. „Pełnia życia” to po prostu kolejny ładny film o woli życia, miłości i przyjaźni i odwadze podejmowania niełatwych decyzji, których pokłosie dotyka wielu. Serkis zastosował wszystkie sztuczki znane kinematografii, których celem jest złapanie widza za serduszko, ładne zdjęcia, poruszająca muzyka, choroba, oddana żona i otoczenie, które wspiera walkę głównych bohaterów z całych sił. Niestety ja nie daję się już na nie złapać.

Madzia: Andy Serkis jako swój pełnometrażowy debiut zrobił film, który wydawałoby się, że jest niemal skrojony pod Oscary - mamy piękną historię opartą na faktach, o tym jak to dzięki miłości człowiek jest w stanie pokonać wszelkie przeciwności losu. Do tego wszystkiego producentem filmu jest, dorosły już, syn głównego bohatera. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że "Pełnia życia" nie otrzymała ani jednej nominacji. Historia może za bardzo się nie wyróżnia - filmów o podobnej tematyce mamy na pęczki. Ciekawa jest jednak przemiana głównego bohatera, a jego optymizm jest zaraźliwy. No i do tego aktorsko Andrew Garfielda wypada świetnie.


Moja skromna personaAndy Serkis tym razem nie w roli Cezara czy Golluma, a po drugiej strony kamery. I o ile jego kreacje „aktorskie” uwielbiam, o tyle jego filmu nie pokochałem. Nie zrozumcie mnie źle – jest, jak najbardziej, poprawny! Aktorzy spisują się dobrze, w tle brzdęka fajna muzyczka, zdjęcia są naprawdę super. Szwankuje tylko jedno – fabuła. Źle rozłożone akcenty kładą trochę ten film – zakończenie wydaje się niezwykle rozwleczone na tle pozostałej (o wiele lepszej) części produkcji. Nie stracicie czasu, ale przez te 2h obejrzycie i coś lepszego.




"Plan B" 



AgataDramaty, a nie dramy oraz śmiech przez łzy, czyli Kinga Dębska serwuje nam kolejny komediodramat w najczystszej postaci. Sprawnie napisany scenariusz, umiejętnie połączone wątki bohaterów, doskonali aktorzy i otwarte (nie bezsensownie urwane) zakończenie. Jestem oczarowana.

EmiliaBardzo przyjemny film Kinga Dębska nam zaserwowała, bardzo przyjemny. Kotlet skradł moje serce, a jego relacja z Dorocińskim to najlepszy duet filmowy tego roku w polskim kinie :). Indywidualne podejście do ludzkiej samotności, w filmie który ostatecznie wprowadza Cię w dobry nastrój. Paradoks? Ostateczna konkluzja po seansie brzmi, że nie ważne jak toporne kłody pod nogi rzuca Ci życie, wystarczy, że ktoś poda Ci pomocną dłoń i wszystko da się przeskoczyć. Bardzo miło Pani Kingo, bardzo miło.

Madzia: Filmy Kingi Dębskiej zdecydowanie wyróżniają się na tle innych polskich filmów. Przede wszystkim tym, że są po prostu dobre, a do tego jeszcze ciekawe. "Plan B" to takie "Walentynki", ale w o wiele smutniejszym wydaniu (i o wiele lepszym, oczywiście). Aktorsko na wysokim poziomie, scenariuszowo także. Jedyne do czego chcę się przyczepić to zakończenie. Dębska opowiada nam cztery historie, opowiada, opowiada i w pewnym momencie daje nam zakończenie każdej z nich. Tylko, że to zakończenie z niczego nie wynika. Mamy początek historii i jej koniec, brak im bardziej rozbudowanego środka. Ale poza tym jest zaskakująco dobrze.

MonikaSiedząc na sali w kinie w końcu poczułam się doceniona jako widz. Inteligentna, pełna emocji historia, z absolutnie cudownymi kobietami. Dębska znowu pokazała klasę.

Moja skromna personaPo sukcesie świetnych „Moich Córek Krów” Kinga Dębska tym razem na cel bierze miłość… a właściwie drugą szansę w miłości. Film ten jest niezwykle krótki jak na współczesne standardy, ale jego długość to niewątpliwy plus produkcji. Wszystkie wątki idealnie się wiążą – owszem jest parę słabszych momentów, jednak w ogólnym rozrachunku pozytywów jest znacznie więcej. Sporo tu do śmiechu, sporo do wzruszeń (o ile wzruszasz się na filmach), ale przede wszystkim niezwykle wiele tu życia. Takiego codziennego, prawdziwego. No i obejrzycie tu jedną z najwspanialszych „par” polskiego kina ostatnich lat – Marcin Dorociński i „Kotlet” skradną serce każdego. KAŻDEGO! Pani Kingo, może czas na dzieło o przyjaźni Mirka i „Kotleta”? ;)



"Disaster Artist"



Agata: Świetne jest tutaj wszystko – scenariusz, aktorstwo, charakteryzacja, poczucie humoru i zestawienie scen 1:1 z "The Room" w trakcie napisów końcowych. Coś wspaniałego, że jest to komedia, ale zrobiona na serio.

GrzegDobre filmy biograficzne wpływają na nasze postrzeganie wydarzeń. Nie inaczej jest w tym przypadku. Obraz pokazuje historię powstania „najgorszego filmu w historii”, czyli „The Room” i większość widzów o tym mówi. Ja jednak dostrzegłem opowieść o przyjaźni. Nie jestem w stanie zrozumieć jej fundamentów (serio, ktoś CHCIAŁ przyjaźnić się z Tommy’m?), ale może właśnie o to chodzi. O dostrzeżeniu w kimś piękna, które nie dociera do innych, o wytrwaniu w przyjaźni i poświęceniach dla drugiej osoby. Chociaż sam uważam Wiseau za egocentrycznego potwora, który skrzywdził Sestero. Wybitnie zagrane, brawa bracia Franco!

Madzia: Kto chciałby mi wytłumaczyć fenomen tego filmu? Wszyscy się nim tak zachwycają, a jak dla mnie nie było to nic specjalnego. Jasne, zawsze ciekawie jest się dowiedzieć jak dany film powstawał, tym bardziej jeśli mamy do czynienia z jednym z najgorszych filmów w historii kina. Niestety nic z historii przedstawionej przez Franco nie wynika. Przedstawia on nam jedynie suche fakty. Nadal nie dowiadujemy się niczego nowego o Tommym Wiseau. Co więcej - nie dowiadujemy się nawet czy Wiseau uważa swój film za film dobry czy może zdaje sobie sprawę z tego, że to badziew. Na wielki plus James Franco i jego „nepotyzm”.

MonikaBawiłam się chyba jeszcze lepiej, jak przy "The Room". Przeuroczo, że ktoś postanowił pokazać tę historię światu. Trochę skandal za brak nominacji nominacji dla Franco. Ale skandalem jest też, że Tommy wstydzi się tego, że jest z Poznania! #maszcośdoPoznania?

Moja skromna personaFilm ten widziałem pod koniec zeszłego roku na jednej z przedpremier, jednak nie mogłem się powstrzymać i po oficjalnej polskiej premierze do kina zawitałem ponownie. Dlaczego? Ponieważ ten film to pieprzone arcydzieło, obraz pozbawiony wad! Bracia Franco w genialny sposób oddali hołd duetowi Wiseau-Sestero i ich niewątpliwie wspaniałemu „The Room”. Jest tu masa do śmiechu, James idealnie wczuwa się w Tommy’iego, drugi plan kradnie Seth Rogen. To prawdziwy film o miłości do kina. O prawdziwej miłości! Zakochałem się w tej produkcji i będę do niej wracać do końca życia! Czysta frajda.



"Nowe Oblicze Greya"



AgataPrymitywny. Ogłupiający. Naiwny.

EmiliaPani Grey Was teraz przyjmie... i to na dodatek w obcisłej spódnicy i wysokich szpilkach! Cnotka Anastasia przechodzi przemianę, a wraz z nowym nazwiskiem wyhodowała sobie jaja. Saga dla niewyżytych kur domowych w końcu dobiega końca i jedyny komentarz na jaki jestem w stanie się zdobyć to: Ufff! Fabuła nudzi mimo wątku sensacyjnego, seks wcale nie jest seksowny, a zaborcza mina Greya zaczyna odpychać. Coroczny festyn udawanego sado-maso w końcu został zamknięty. Miejmy nadzieję, że nikomu nie przyjdzie do głowy robienie kolejnej edycji.

GrzegWchodząc ma salę kinową już wiedziałem, że będzie źle. Nie rozczarowałem się. Przynajmniej trochę się pośmiałem z głupoty postaci, rozwiązań fabularnych i kwestii. Jedynie żal ludzi, którzy znajdą tutaj coś pouczającego.

Madzia: Nie chce mi się nawet o tym filmie pisać. To zdecydowanie najgorszy film jaki widziałam w tym roku i pewnie gorszego już w tym roku nie zobaczę. Niech Wam wystarczy, że ten film jest jeszcze gorszy niż książka. Ci co czytali będą wiedzieli o czym mówię...

MonikaW sumie jest to stare oblicze całej historii, jedynie może Ana irytuje jeszcze bardziej (czy to możliwe?!). Top najgłupsza scena strzelaniny, jaką można zobaczyć na dużym ekranie. Jedyne co pociesza to to, że oglądalność Greya z części na część jest coraz mniejsza.

Moja skromna personaGdyby mnie przykuli kajdankami do fotela, zakneblowali i kazali jeszcze raz to coś oglądać, to gwarantuję, że uciekłbym szybciej niż Bolt w szczycie formy swoim rywalom na sto metrów. Oglądanie tego czegoś to tortura gorsza niż krwawy orzeł. Błagam, zróbcie mi krwawego orła, bylebym nie musiał jeszcze raz przeżywać tych cierpień! P.S. Blogerzy, którzy zmusili mnie do pójścia na ten film mają się czego bać – kara śmierci wciąż na nich ciąży.




"Winchester. Dom Duchów" 

Madzia: Dobrych horrorów można ze świecą szukać, dlatego kiedy pojawia się nawet jakiś średniak to jest to już światełko w tunelu. Tym światełkiem jest właśnie "Winchester". Film oparty na faktach o powstawaniu domu, który do tej pory jest uznawany za najbardziej nawiedzony dom na świecie (i o którym marzę, żeby go zobaczyć na własne oczy). Historia ciekawa, aktorsko film stoi świetnie - w końcu w głównej roli mamy Helen Mirren. Niestety reżyser rezygnuje z budowania napięcia na rzecz jump scare'ów. I tak połowa biedy, że większość z nich jest rzeczywiście zaskakująca i widz się ich nie spodziewa. Do obejrzenia w domu któregoś wieczoru - jak najbardziej polecam.



"Czarna Pantera"



AgataNiby rozrywka, ale z mądrym, głębokim przekazem. Doskonale poprowadzona historia, dobrzy aktorzy, minimalna ilość wstawek humorystycznych, co wcale nie jest wadą. Plus za nawiązania do popkultury. Niewykluczone, że jeszcze kiedyś do niego wrócę.

GrzegMarvel ponownie nie zawiódł. Król Wakandy, fikcyjnego afrykańskiego państwa, zostaje superbohaterem. Powiew świeżości w komiksowych blockbusterach, a zarazem film, który spodoba się przeciwnikom „Avengers” i innych herosów. Jest zabawnie, wybuchowo, pięknie wpleciona kultura afrykańska w amerykańskie kino. Dobrze, ale to nie „Strażnicy Galaktyki” czy „Thor: Ragnarok”. Marvel – stać Was na więcej.
  
Madzia: Najlepszy jak do tej pory film Marvel Studios. Tyle wystarczy? Jeśli nie, to można jeszcze dodać, że aktorsko jest świetnie, historia jest ciekawa, do tego mamy czarnego bohatera i kilka silnych, niezależnych kobiet - czyli film jak najbardziej na czasie. Jedyny minus to czarny charakter grany przez Michaela B. Jordana - trochę go w tym filmie za mało. PS. Kocham Andy'ego Serkisa w tym filmie.

Moja skromna personaKolejny film i kolejny sukces Marvela. Wyborne trio Coogler-Jordan-Boseman wspierane przez niezwykłe Wright-Nyong’o oddało w nasze ręce kino inteligentne, zaangażowane społecznie, a także niezwykle efektowne. Świetnie poprowadzona akcja przy akompaniamencie niezwykłego soundtracku pozwala nam wygodnie rozsiąść się w fotelach i krzyczeć z zachwytu: Wakanda forever! CO ZA FILM! Tak inteligentne blockbustery aż chce się oglądać! Oby tak dalej, panie Feige, oby tak dalej, bo oczekiwania przed największym filmowym wydarzeniem ostatnich kilkudziesięciu lat (oczywiście mam tu na myśli nowych „Avengers”) są przepotężne! 




"Kształt Wody"



AgataŁadne zdjęcia, przyjemna muzyka, zdolni aktorzy, doceniany reżyser, a sam film słabiutki i
niesmaczny. Pozostawmy baśniom tajemniczą metaforyczność, niedopowiedzenia i miejsce na
subiektywną interpretację przenośni, a nie wklejajmy do nich słabej dosłowności.

EmiliaDopóki nie obejrzałam nowego filmu Del Toro jego Oscar w najważniejszej kategorii średnio mnie interesował. Po seansie jestem lekko poirytowana. Nie rozumiem zachwytu nad tym filmem. Zdjęcia, muzyka, scenografia – ok! Wspaniałe. Ale czy film o kobiecie zakochującej się w rybo-podobnym stworze zasługuje na Oscara? Tym bardziej, że w swojej kategorii miał lepszych zawodników? Moim zdaniem nie. Wynudziłam się okropnie, historia nieciekawa, a bohaterowie irytująco głupi. Nigdy nie wrócę do tego filmu, największa oskarowa pomyłka!

GrzegGuillermo del Toro pokazuje nam nową bajeczkę. Jest uroczo, niema sprzątaczka zakochuje się w bóstwie z morza. Dodatkowo mamy zimną wojnę, tajemnicze eksperymenty naukowe i Octavię Spencer, która jest typową, śmieszkową Octavią Spencer. Nie obchodzą mnie negatywne opinie. Ta baśń, jej wizualny urok i uniwersalne (trochę banalne) przesłanie porwały mnie na cały czas projekcji w kinie. Tylko z tymi Oscarami Amerykanie przesadzili. 
  
Madzia: Jestem chyba jedyną osobą, która cieszy się z Oscara dla "Kształtu wody". Dobra, nie jest to najlepszy film del Toro - z tym się zgodzę, ale jest totalnie w jego stylu. Jedyny zarzut jaki mam do tego filmu, to to, że jest on bardzo "ugładzony" jak na del Toro, troszkę za bardzo bajkowy, za mało mroczny, a metafora w nim zawarta jest zbyt zrozumiała. Poza tym mamy ciekawą historię (która, swoją drogą, jest niczym stworzona pod Oscary) i świetne aktorstwo - Sally Hawkins i Michael Shannon są w tym filmie wyśmienici.

MonikaWiedziałam, no wiedziałam, że będzie Oscar. Ale  nie zgadzam się, by ten film był jakiś wybitny. To było trochę, jak z myciem naczyń.  Wiesz, że wypadało by to odbębnić, ale emocji podczas wykonywania tej czynności nie ma żadnych.

Moja skromna personaDecyzji Akademii nie rozumiem już od wielu lat, ale tym razem przekroczyli wszelkie możliwe granice. Uwielbiam del Toro, jednak kompletnie nie rozumiem, skąd te zachwyty nad tą słabiutką produkcją! Takie dzieło, takiemu mistrzowi nie przystoi! Jest obleśnie, jest nudno, bywa żałośnie – ciężko przetrwać ten seans.  Ciężko obronić to dzieło, ciężko mi zrozumieć, co tu się może aż tak podobać! Gdyby ten film nakręcił gość z Asylum, zostałby zgnojony na maxa… I nie zaprzeczajcie, bo doskonale zdajecie sobie z tego sprawę ;)



"Czwarta Władza"



AgataZdecydowanie za dużo patosu oraz zbyt zamerykanizowane przedstawienie tej naprawdę
interesującej historii. Pierwsza połowa filmu trochę powolna i niezbyt angażująca widza, na szczęście
druga część dobrze to rekompensuje. Mimo wszystko, "Czwarta władza" jest więcej, niż poprawnym
dramatem, który broni się przede wszystkim Meryl oraz Tomem w rolach głównych.

Grzeg: Przeciętne, schematyczne, niepotrzebne. Szkoda słów, twór wyszedł z maszyny produkcyjnej mającej zapewnić nagrody. Na szczęście się nie udało.

Moja skromna personaSteven Spielberg powraca. Ciekawa tematyka, świetny zestaw aktorski, to musiało się udać! No i można powiedzieć, że udało się, ale jedynie w stopniu zadowalającym. To naprawdę dobre, rewelacyjnie zagrane kino. Ma jednak sporą wadę – PATOS. Ten bywa tak irytujący, że nawet Roland Emmerich by wymiękł. A jak przypominam sobie scenę odczytania wyroku przez telefon, mam ochotę zatkać uszy, bo prawie zostały rozsadzone podniosłością tej mowy. Film warto jednak znać – to dobre, polityczne kino. 




"Pomiędzy Słowami"



Agata: Powolny, z zimnymi, czarno-białymi zdjęciami. Nie jestem fanką takiej formy kina, a "Pomiędzy słowami", niestety, nie ustanowiło wyjątku od tej reguły. Mimo tego, dostrzegam i doceniam głębię przekazu, chociaż bardzo szkoda, że całkowicie została ona rozmyta w finale.

Moja skromna personaSpora niespodzianka. Nie wiedziałem czego oczekiwać, a otrzymałem naprawdę dobre kino, które przeszło niestety praktycznie bez echa. Szkoda, bo ta minimalistyczna, czarno-biała produkcja została naprawdę fajnie skomponowana. Aktorzy spisują się świetnie, muzyka tworzy klimat, historia też jest niczego sobie. Co zatem nie pykło? Finał. Ten jest naprawdę słaby i wydaje się, jakby został dopisany na siłę. Trochę szkoda, bo to mógł być jeden z najlepszych polskich filmów ostatnich parunastu miesięcy!




"Kobiety Mafii"



AgataVega znów popłynął ze swoim czarnowidztwem, które w jego odczuciu jest prawdziwym życiem. Mnogość bohaterów i wątków, a trup ściele się prawie tak gęsto, jak pada ulubione słowo większości Polaków. Czyli jest standardowo. Film brzydzi mniej, niż "Botoks" i może z trzy razy zaśmiałam się z chyba komediowych scen + kilkanaście razy zaśmiałam się ot tak (np. z pociesznego warsztatu aktorskiego statystów wynajętych z "Trudnych spraw", z ochroniarza Kacpra, z „emocji” Lindy i z niezbyt naturalnych dialogów).

EmiliaKolejny odcinek Vegowskiej sagi. W sumie nie ma tu niczego nowego poza tym, że laski próbują przejąć władzę, a na drodze stają im faceci, jakże „feministyczna” zagrywka. Twarze wciąż te same, bluzgów równie dużo, co w poprzednich filmach, a Warszawa taka niebezpieczna. "Kobiety mafii" to trochę jakby polsko-gangsterska odpowiedź na historię o Kopciuszku. Zamiast matki chrzestnej mamy zapitą, rozpuszczoną żonkę ganstera, a pomocne ptaszki zastąpiło kilku oprychów produkujących dragi... Agnieszka Dygant flanelową koszulę i okulary zamienia na kałacha i staje się Królową Dragów. Ładna bajka...

MonikaVega jest po prostu sobą i serwuje to, czego wszyscy się spodziewają. Masa przekleństw, drastyczne sceny, laski z kałachami. Nie jest tak źle, jak w "Botoksie", ale drugi raz mało kto sobie ten seans zaserwuje. 

Moja skromna personaOd razu uprzedzam – „Kobiety Mafii” są o wiele, wiele lepsze od „Botoksu”, choć to dalej kino słabiutkie. Co prawda pierwsze kilkanaście/kilkadziesiąt minut ogląda się naprawdę dobrze, ba parę scen jest na bardzo przyzwoitym poziomie, jednak im dalej w las tym gorzej. Vegę zaczyna ponosić, tempo się sypie, narracja rypie, a wszystko prowadzi do żenującego finału, który można było w zasadzie od początku przewidzieć. Czekam aż Vega odbije się od dna i  zaserwuje nam kino godne kultowego „Pitbulla” – pewnie to nigdy nie nastąpi, ale pomarzyć zawsze można. Zobaczymy, co odpali nam Pasikowski ;)




"Nić Widmo"



AgataPo dwugodzinnym, nużącym seansie nawet końcowa intryga nie zaskakuje, a postawa bohaterów przede wszystkim irytuje, zamiast szokować. Nie wiem kogo lubię mniej – krawca egocentryka, czy jego muzę sługusa. Z całego filmu najdłużej zapamiętam przewodni motyw muzyczny – niepokojący i nieprzyjemny.

GrzegDaniel Day-Lewis (ponownie!) przerywa aktorską emeryturę, tym razem by zagrać wybitnego projektanta mody. Nie zdziwiłbym się, gdy sam uszył swoje kostiumy. Londyński świat mody i wyższych sfer okazuje się jedynie wymówką, aby poruszyć temat toksycznych relacji międzyludzkich. Nawet nie zorientujecie się kiedy zaczniecie podziwiać postać, którą początkowo znienawidzicie, a sympatię do innego bohatera zastąpi obrzydzenie. Must see premier lutego! No i te kostiumy <3…
  
Madzia: Specyficzny to film. Niby akcja rozwija się bardzo powoli, a sam film trwa ponad dwie godziny, ale fabuła wciąga na tyle, że nie czuje się w ogóle tego upływającego czasu. Relacja głównych bohaterów jest o wiele bardziej dziwna, toksyczna i ciekawa niż ta z Greya. No i do tego zakończenie, które po prostu rozwala mózg.

Moja skromna personaBardzo się cieszę, że styl aktorski Tommy’iego Wiseau dotarł na salony i wsparł się na nim sam Daniel Day-Lewis. W większości scen gada prawie tak samo jak Johnny  z „The Room”! Szacun! A tak na poważnie: lubię filmy Andersona, ale ten polubić ciężko. Jest nudny, zbyt długi, rozwleczono w nim wszystko. Fani mody (cześć Grzeg!) będą zachwyceni, inni raczej nie dostrzegą tu geniuszu Paula Thomasa, który znamy z jego poprzednich dzieł. Ale zdjęcia  są naprawdę spoko ;)




"W ułamku sekundy"



AgataGenialnie utrzymane napięcie w dwóch pierwszych rozdziałach i skandalicznie skopany finał. Mimo wszystko, polecam i zachęcam do obejrzenia. Tak emocjonującego procesu sądowego już dawno w kinie nie widziałam. A i sam temat (zbrodnia na tle rasowym, akcja dzieje się w Niemczech) nieczęsto poruszany w filmach. Poza tym, doskonale dobrani aktorzy drugoplanowi.
  
Madzia: Film widziałam w listopadzie, a nadal go pamiętam tak, jakbym oglądała go wczoraj. Już samo to, że zapada w pamięć wiele mówi o filmie. Całość aż wciska w fotel, może jedynie trzeci akt jest troszeczkę niedopracowany i za bardzo się ciągnie, aż do zakończenia, które znowu robi wrażenie. Nadal nie rozumiem dlaczego ten film nie otrzymał nawet nominacji do Oscara.

Moja skromna personaTrzy rozdziały, jedna historia. Mocny wstęp, genialne rozwinięcie, fatalne zakończenie. Dzieło Akina miało wszystko, by sięgnąć pułapu dzieła wielkiego, jednak reżyserowi zabrakło pomysłu, co zrobić, by ten pułap osiągnąć. Mamy tu WYBORNĄ Diane Kruger (jak ja za nią na wielkim ekranie tęskniłem!), której bohaterka staje do nierównej walki z przestępcami i wymiarem sprawiedliwości – i dwa rozdziały ukazują to wręcz perfekcyjnie! Potem przychodzi część grecka i film staje się błahym, C-klasowym gniocikiem. Ależ mi szkoda, że Akin tak słabo to zakończył… Ależ szkoda...




"Jaskiniowiec"



Agata: BARDZO zabawna animacja dla dorosłych. Dzieciaki nie ogarną żartów sytuacyjnych, czy gier słownych, których jest tutaj multum, ale... kto by przejmował się dzieciakami.

Moja skromna personaStarsi z Was na pewno doskonale pamiętają genialne produkcje Nicka Parka. Facet wrócił  z nowym filmem i znów tego dokonał. Znów stworzył dzieło, na którym płacze się ze śmiechu, a inteligentny humor aż wali w nas z siłą ciosu Mike’a Tysona. Można się czepić, że jest tu parę momentów przestoju, ale po co? Liczy się to, że popłaczecie się ze śmiechu i będziecie chcieli to przeżyć jeszcze raz! P.S. Rada: to nie jest film dla dzieci – nie zrozumieją tego poczucia humoru. P.S.2. Szacun dla twórców polskiego dubbingu – idealnie uchwycili absurdalne poczucie humoru Parka.





Podsumowando w liczbach
 (kliknij, aby powiększyć)
Aby brać udział w wyścigu o "Najlepszy film miesiąca" dane dzieło musi obejrzeć przynajmniej trójka z nas. W tym miesiącu dodałem, jako nowość, średnią z głosów każdego z nas ;)


You tearing me apart, podsumowanie!






Recenzje układali dla Was znani i lubiani:

- Monika z IN LOVE WITH MOVIE
- Grzeg z WELUR&poliester
- ja Wiking stąd

Do przeczytania w przyszłym miesiącu! :)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz