wtorek, 31 stycznia 2017

Podsumowanie styczniowych najazdów




We wstępie zawsze lubię udawać zabawnego. Po co? Dlaczego? Tego, w sumie, nie wiem. Ale tradycję trzeba podtrzymać, dlatego ten wstępniak będzie... nie wiadomo o czym. Piszę to wszystko z miejsca, nie mam kompletnie pomysłu, co tu skrobnąć, a jednocześnie nie chce mi się pisać dalej, zatem co by tu wymóżdżyć? Ładna pogoda? Nie. Fajne filmy? Nie wiem. Lagertha żyje?  Żyje. Co słychać? Nic. Po co wstępniak? Bo tak. Aaa, robię pranie. I zastanawiam się, gdzie zjeść pizzę. Spoko, oryginalny wstępniak, ziąąą. Wiem, ziąąą. To może filmy? To filmy.





Dane dla Morawieckiego: w styczniu obejrzałem 70 (!!!!!!!) filmów (z czego 25 to krótkometrażówki) - tym samym ustaliłem (chyba) swój osobisty rekord. Gorzej, że w kolejnych miesiącach tego tempa raczej nie utrzymam - będę się starać, ale zapewne nie utrzymam. Aaaa, ich średnia wyniosła 5,37/10. Dobrze? Źle? Tak? Nie? Nie wiem? Jakoś?




Najlepsze filmy, jakie widziałem w styczniu:




1. "Siedem Minut Po Północy" - spodziewałem się jakiejś nudnej baśni, a otrzymałem jedną z najpiękniejszych i najsmutniejszych opowieści, jakie dane mi było oglądać w ostatnich latach. Niesamowicie napisana fabuła gra na naszych emocjach (mnie doprowadziła do łez), aktorzy spisują się wybornie, a muzyka i efekty specjalne są wyjątkowe. Ogromne zaskoczenie. Ocena: 9/10.






2. "Troops" - najlepsza fanowska produkcja w historii. Kojarzycie program "Cops"? Twórcy "Troops" przenieśli ten "format" na Tatooine, a głównymi bohaterami uczynili Szturmowców Imperium. Umrzecie ze śmiechu! A jeśli jesteście fanami "Star Wars" umrzecie ze śmiechu kilkadziesiąt razy, bo tyle seansów sobie zorganizujecie. Uwielbiam tę krótkometrażówkę i bardzo się cieszę, że wróciłem do niej po latach. Absolutnie mistrzowska robota. Ocena: 9/10.





3. "Hulk: Podwójne Starcie" - to z kolei dwa filmy animowane połączone w całość. Ten taki zielony koksu bije się tu z różnymi ludkami, w tym z Thorem i Wolverinem. Ogląda się to kapitalnie, czasem brutalność przekracza granice "animacji dla dzieci", a fabularnie jest naprawdę bardzo dobrze. Szkoda, że Marvel wypuszcza tak mało tak mocnych "bajek". Ocena: 9/10.





4. "Po Prostu Przyjaźń" - Polak chce, to Polak potrafi. Po co kręcić kolejnego "romantycznego" gniota, skoro można dać czadu i nakręcić kapitalny komediodramat? Dalej nie wiem, kto dopuszcza scenariusze polskich szajsów, kiedy, jak widać, posiadamy naprawdę utalentowanych scenarzystów. Przez dość długi seans filmu Zylbera będziemy śmiać się, ronić łezki i śmiać się. Owszem, niektóre wątki są słabe, jednak w ogólnym rozrachunku film broni się i to broni się na ocenę bardzo dobrą. Oby więcej takich produkcji! Ocena: 8/10.





5. "Assassin's Creed" - nie, nie pomyliłem się. Ciągle nie wiem, czego oczekiwali ludzie, którzy gnoją tę produkcję. Fabuły na miarę Kieślowskiego? Miliarda zwrotów akcji? Pieprzonego arcydzieła? Jako niezbyt wielki fan gry (nie pamiętam, kiedy mnie coś tak wynudziło jak pierwszy "Assassin's Creed" - "dwójka" już jest o niebo lepsza - w inne nie grałem), byłem zachwycony tym co oglądam na ekranie. Zrozumiałem wszystko (choć były głosy, że fabuły nie da się ogarnąć), aktorzy mi się w większości bardzo podobali (świetny Fassbender, niezły Irons, tragicznie żałosna Cotillard), efekty specjalne były przekozackie (pościg po tym jak chciano sfajczyć paru asasynów urywa jaja), a muzyka kapitalnie buduje klimat. To rewelacyjne, choć oczywiście niepozbawione wad, kino rozrywkowe. Wyłączyć mózg i oglądać. Ocena: 8/10.




Największe porażki miesiąca:




1. "Las, 4 Rano" - film ten miał być hołdem dla tragicznie zmarłej córki reżysera. "Miał być" to określenie idealne. Szczerze? Wstyd mi by było, jako ojcu, wypuszczać to GÓWNO w hołdzie nawet dla kamienia z ogródka. Nic tu się nie dzieje, wątki się kretyńsko urywają, nic nie trzyma się kupy, a aktorzy... Cóż, o tym nawet lepiej nie wspominać. Dramat, patologia, kryminał... Nie oglądać, zgłaszam do Węży. Ocena: 1/10.





2. "Zdjęcie" - kolejne "wiekopomne" polskie dzieło w zestawieniu. Film, którego fabuły starczyłoby ledwo na krótkometrażówkę, rozwleczono na 80 minut chcąc chyba skatować widza i zgwałcić jego oczy. Nic tu nie jest nawet na średnim poziomie, wszystko jest tragiczne. Oglądasz to coś i masz ochotę zrobić na sobie krwawego orła, byleby nie "podziwiać" tych "wspaniałych" kreacji aktorskich Łagodzińskiego i Gorczycy. Kto na taki chłam daje pieniądze?! Ocena: 1/10.





3. "Nowy Świat" - mocne zestawienie polskich chłamów kończymy kolejnym filmem o niczym. W sumie podobno są tu jakieś wątki, podobno coś tu się dzieje, podobno nawet są tu aktorzy - nie wiem, w czasie seansu czułem się tak, jakby ktoś przypalał mnie gorącym żelazem, a rany posypywał solą. Czy tym ludziom nie jest wstyd? Czy oni naprawdę uważają, że kręcą dobre filmy? No jak tak można? Ocena: 1,5/10.





4. "Gladiatorzy" - niemiecki, tak niemiecki, film o Starożytnym Rzymie. Czy to mogło się udać? Z góry uprzedzam odpowiedź: NIE. Tragiczni aktorzy, głupia fabuła, trochę krwi i efekty specjalne tworzone w Paincie przez jakiegoś gimbucha na przerwie między majzą, a przyrką, powodują, że mamy ochotę odnaleźć twórców i naprawdę posłać ich na arenę, by się wyrżnęli. A ostatniego ocalonego powinno się rzucić na pożarcie lwom, by ci ludzie, już nigdy niczego nie stworzyli. Ocena: 2/10, bo jednak i tak jest to dzieło lepsze niż trzy powyższe.





5. "Blair Witch" - miał być powrót do przeszłości z poszanowaniem oryginału, a wyszła nieśmieszna komedia, której nie da się oglądać. Serio, ktoś się na tym bał? Są tacy ludzie na tej planecie? Czego tu się bać? Chyba tylko tego, że można było dobrać jeszcze bardziej drewnianych aktorów. Albo nie, w sumie by się nie dało. Zatem nie ma się tu czego bać, kamera ma parkinsona, a my mamy ochotę znaleźć wszystkich twórców i wrzucić ich do lasu, z którego nie znajdą wyjścia. Ocena: 2,5/10, bo jednak było troszkę śmieszniej niż przy "Gladiatorach".





POSŁOWIE:


Nie, nie tacy z Sejmu. Chciałem napisać, uprzedzając pytania (które by zapewne nie padły), iż widziałem "La La Land". Film, który rozpala ponoć do czerwoności, jest arcydziełem i zebrał czternaście nominacji do Shitarów, pozostawił mnie totalnie obojętnym. Jest dobry, owszem, ale nic poza tym. Niestety, ponownie, pojawia się przykład zapomnianego "Artysty" - podobnie jak "La La Land" powstał pod nagrody filmowe i podobnie jak "La La Land" został zapomniany po roku. Ojej, napisałem już, że film Chazelle'a zostanie zapomniany po roku? Przykro mi, że kogoś uraziłem, ale zdziwię się jak będzie inaczej. Jednorazowy gadżet, który niczego do kinematografii nie wnosi, a i wspomnień nie przywołuje. Zginie jak "Artysta". I całe szczęście.






Szybkie podsumowanie:


Najlepszy film: "Siedem Minut Po Północy"

Najlepszy scenariusz: "Siedem Minut Po Północy"

Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Bogusław Linda ("Powidoki")

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: Agnieszka Więdłocha ("Po Prostu Przyjaźń")

Najlepszy aktor drugoplanowy: Barry Shabaka Henley ("Paterson")

Najlepsza aktorka drugoplanowa: Sigourney Weaver ("Siedem Minut Po Północy")

Najlepsze zdjęcia: "Assassin's Creed"

Najlepszy soundtrack: "Wielki Mur"

Najlepsze efekty specjalne: "Assassin's Creed"

Najlepszy montaż: "Siedem Minut Po Północy"





Najbardziej oczekiwane premiery lutego:


5. "xXx: Reaktywacja"

4. "McImperium"

3. "Jackie"

2. "Milczenie"

1. "LEGO Batman: Film"








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz