sobota, 31 grudnia 2016

Podsumowanie grudniowych podbojów




Pod barierką stałem dobre 8000 godzin - bez jedzenia, bez picia, bez wychodzenia do miejsca, gdzie król piechotą chadza, bez wsparcia lekarza psychologa. Wszystko po to, by gdy wejdą na scenę, być jak najbliżej. Udało się - kiedy legendarni (spośród Osób, które to czytają, zapewne tylko dla mnie) Amon Amarth przy dźwiękach "Pursuit of the Vikings" zaczęli swoje show, wpadłem w taką ekstazę, że trzyma mnie do dziś (koncert odbył się 8 grudnia w gdańskim klubie B90). Cóż, przy pierwszym utworze prawie wyrwałem barierkę, a potem było tylko lepiej. Co za koncert! Wiecie - jestem jedną z tych osób, które w życiu mogły obcować z największymi gigantami: byłem na muzycznych spektaklach Black Sabbath, AC/DC (w starym składzie, a nie z tym gamoniem z Gansów na wokalu), Deep Purple, widziałem na żywo Manzarka i Kriegera i wiele, wiele innych LEGEND. Jednak to właśnie koncert "wikingów" spowodował, że ciary na moim ciele są do dziś. Ależ to było uderzenie. Przeszło 100 minut show bez ognia, bez gadżetów (prócz Mjollnira na początku "Twilight of the Thunder God") - tu liczyła się muzyka i charyzma sceniczna Szwedów. A ci przeżywają kolejną młodość - biegali po scenie, zamieniali się miejscami, trzymali świetny kontakt z widownią. Widać było, że świetnie się bawią, radują każdą minutą gry dla nas. I radowałem się ja - mogłem, w końcu, zobaczyć na żywo swoich muzycznych herosów, pokrewne dusze. Wspomnienie z tego wydarzenia zostanie ze mną na długo. Ale się patetycznie zrobiło, nie? Zatem, otrzyjcie łezki, bo czas na ostatnie podsumowanie w tym roku! :)



Dane dla ministra Morawieckiego: w tym miesiącu nie kupiłem "Damy z Gronostajem", przez co stać mnie było na chodzenie do kina. Koniec danych dla ministra Morawieckiego

W grudniu obejrzałem 44 produkcje (z czego 15 to krótkometrażówki), których średnia, według filmwebowej skali, wyniosła równe 6/10. Tak, w grudniu, mimo, że nie obejrzałem wybitnego dzieła, osiągnąłem najwyższą średnia, odkąd prowadzę te podsumowania! Szok, skandal, niedowierzanie. Albo nie. W sumie to nie wiem, zatem przejdźmy dalej.




Najlepsze filmy, jakie widziałem w grudniu:



1. "Clarkson: Thriller" - wyszedłem z założenia, że nie ma innej opcji: filmowy rok muszę skończyć petardą. Wiem, to nie jest film, ale to ja tu ustalam zasady, nieprawdaż (jeśli nie zgadzasz się z tym tokiem rozumowania, to dostaniesz toporem w głowę :D)? Padło zatem na to, by ostatnią tegoroczną ocenę przypisać jednemu ze swoich idoli. Jako, że wszyscy kochamy Clarksona (kto nie kocha, ten dostanie toporem w głowę), to przyznacie mi rację, że dobrą produkcję na finisz 2016 roku wybrałem. "Thriller" to jeden z tych filmów, które Clarkson zrealizował bez "Chomika" i "Kapitana Powolniaka", jednak ilość humoru, pięknych samochodów oraz charyzma "Orangutana" powodują, że tej straty aż tak nie odczuwamy. Nie da się ukryć: jestem FANATYKIEM dawnego "Top Gear", a obecnie "The Grand Tour" i nie wyobrażam sobie telewizji bez tych panów. Stąd "Thriller", zasłużenie (kto uważa inaczej, ten dostanie toporem w głowę) ląduje w grudniu na pierwszym miejscu. Ocena: 9/10.





2. "Znak Zorro" (1940) - tak, ten film powstał wtedy, kiedy dinozaury chodziły po ziemi, a w kosmosie latały nazistowskie zombie, jednak nie umniejsza to faktu, iż to dzieło absolutnie kapitalne. Historia Zorro się nie zmienia, to ciągle opowieść o kolesiu, który nagle wpada na pomysł, że ubierze się, niczym metalowiec, na czarno, weźmie szabelkę, wskoczy na kunia i zaprowadzi sprawiedliwość (Stiwen Sigal jeszcze wtedy nie mógł). Jednak, jak na wiek filmu, praktycznie zupełnie się nie zestarzał - walki wyglądają świetnie, aktorzy spisują się wybornie, a muzyka rewelacyjnie pomaga budować ekranowe wydarzenia. To kino przygodowe najwyższych lotów - obejrzyjcie koniecznie! Ocena: 9/10.




3. "Control" - dobra, wyklnijcie mnie, to prawda, że dopiero teraz ten film obejrzałem. Zbyt długo zwlekałem, bo to kawał bardzo dobrej produkcji. Świetny klimacik, świetna muzyka, świetni aktorzy. Wróć. Prawie świetni aktorzy - ekranowe postaci kobiet były tak wkurzające, że aż musiałem odjąć notę. Lara i Morton były tak fatalne, że nawet Obrona Terytorialna nie będzie aż tak fatalna. Albo będzie. Tak czy siak, dziewczyny strasznie zaniżyły poziom filmu, były drętwe i nieprzekonujące. A niestety, jako, że faceci dawali z siebie maksa, ich daremność jest niezwykle na ekranie widoczna. Szkoda, bo gdyby bardziej się postarały, mieliśmy szansę na otrzymanie filmu kompletnego - a tak, otrzymujemy jedynie bardzo dobry. Ocena: 8/10.




4. "Łotr 1. Gwiezdne Wojny - historie" - nie ukrywam, mam z tym filmem pewien problem. Bardzo się cieszę, że Disney poszedł po rozum do głowy i przekazał nam mroczniejszą opowieść, w której trup ścieli się gęsto. Jednak, czy nie dało się lepiej rozłożyć akcentów? Największą bolączką tej produkcji jest niezwykle rozwleczone i żałosny wstęp. Szczerze? Prawie na nim zasnąłem. Obawiałem się, że tak może wyglądać cały film. W pewnym momencie następuje jednak gwałtowne przyspieszenie akcji - wtedy dzieło to nie zwalnia nawet na sekundę. Czy naprawdę nikt w tym dużym korpo nie zauważył, jak mocno początek burzy całość produkcji? Tak samo, czy nikt nie zauważył, że postać Jyn jest, lekko mówiąc, mało charyzmatyczna i nie nadaje się na pierwszy plan? Jones otrzymała za ten film majątek - czy nie mogła chociaż przez chwilę udawać, że gra? Normalnie, sporo oczek w dół otrzymałby ode mnie film, w którym główna bohaterka ma charyzmę kamienia. Tu jednak dzieje się coś dziwnego - nie mam ochoty gnoić tego dzieła, bo jest to dzieło świetne. Pełne wad, ale świetne. Pozostała część obsady sprawdza się wybornie, wygląd Tarkina nie wkurza, muza robi robotę, a sceny akcji wbijają w fotel. No i oczywiście pojawia się on, Darth Vader. Nie przebywa na ekranie zbyt długo, ale jego ostatnia scena to nawet nie 10/10, a 10000000/10 - coś wybornego. Sam film w absolutnie mistrzowski sposób łączy się z "Nową Nadzieją" - pomimo wszystkich wad i beznadziejnej głównej bohaterki, wyszedłem z kina z jednej strony smutny (przez wydźwięk opowieści), z drugiej jednak szczęśliwy, że i bez Jedi "Gwiezdne Wojny" mają życie. Ocena: 8/10.




5. "Deep Purple: Heavy Metal Pioneers" - dokument stary jak świat. Niezwykły w swej prostocie - byli i obecni członkowie DP (na rok 1991) opowiadają o swojej przygodzie z zespołem. O tym, jak powstawały utwory, co się działo na trasie, jak dostawali angaż do kapeli. Niby zwykła nuda, jednak dokument ten poprowadzono w taki sposób, że nie można oderwać oczu od ekranu. Dodatkowo, co oczywiste, nasze uszy dostają orgazmu, bo w tle lecą same wielkie hity tego legendarnego zespołu. Mogłoby być to dłuższe i byłoby idealnie. Ocena: 8/10.





Największe porażki miesiąca:




Zapamiętajcie ten moment - grudzień jest pierwszym miesiącem, w którym nie wystawiłem żadnego 1/10! Skandal! Obiecuję poprawę!





1. "LEGO Jurassic World: Ucieczka Indominusa" - filmy z serii LEGO cechują się sporą dawką niewymuszonego humoru - tym razem coś jednak nie pykło. Animacja ta jest niezwykle nudna, nie pada tu żaden żart, ba, nie ma nawet humoru sytuacyjnego. A przecież "Jurassic World" aż się o to prosiło. Nie włączajcie tego nawet dzieciom - one też nie będą chciały mieć z tym nic wspólnego. Ocena: 2/10.




2. "Jaga" - bardzo lubię oglądać produkcje z cyklu "Legendy Polskie", które tworzy Bagiński. Niestety, w przypadku "Jagi" nic się nie udało. Otrzymujemy słabą historyjkę, z jeszcze słabszymi efektami specjalnymi, pozbawioną charyzmatycznych bohaterów - jedyne, co ratuje ten filmik, to muzyka. Mam nadzieję, że z czasem Bagiński znajdzie pomysł na Jagę, bo na razie bardzo mocno odstaje od pozostałych bohaterów wcześniejszych opowieści. Ocena: 3/10.




3. "Mortal Kombat: Ostateczna Rozgrywka" - to film, który stanowił zakończenie paździerzowatego serialu, który zapewne mogliście widzieć parę lat temu na jakimś Polsacie, czy innym TV4. Była to produkcja denna, szkoda było na nią oczu. Widziałem chyba ze trzy odcinki, jednak postanowiłem poznać finał tej historii. Cóż - SPOILER - motyw z tym, że wszyscy główni, pozytywni, bohaterowie giną jest jak najbardziej kozacki. Koniec SPOJLERA. Sądzę, że producenci też mieli dość ich drewnowatości i zrobili to, czego oczekiwali widzowie. Szkoda tylko, że wszystko inne w tym filmie jest tak złe, że aż chce się sobie wydłubać oczy. Całość jest niczym uśmiech Macierewicza: sztuczna. Zapewne i tak to ominiecie, ale jak cuś otrzegam :D Ocena: 3/10.




4. "Ukryte Piękno" - jedno z największych rozczarowań 2016 roku. Mając takich aktorów, mając taki potencjał fabularny, jednak można było coś spieprzyć. Tym czymś jest scenariusz. Do pewnego momentu jest całkiem znośnie - ot, historia rozpaczy z ciekawym wątkiem listów. Potem jednak, jakiś debil, jakiś skończony kretyn, postanowił z tego zrobić film przeznaczony dla idiotów. Tak beznadziejnego, głupiego i kretyńskiego finału nie powstydziliby się twórcy "Kac Wawy", gdyby ktoś im dał pieniądze na sequel. Aż na głos, w kinie wyrwało mi się, "no bez jaj". Przez większość seansu byłem skłonny wystawić 6/10, jednak ostatnie kilkanaście minut to taki syf, że zastanawiałem się nawet nad 3/10.  Ostatecznie jednak, mistrzowscy aktorzy (wszyscy, bez wyjątku) zaważyli, iż dzieło to kończy u mnie z notą 4/10




5. "Hel" (2015) - ktoś wpadł na fajny pomysł: stwórzmy, w końcu, w Polsce coś surrealistycznego. W pełni popieram takie działania, bo ileż można kręcić gniotów pseudoromantycznych. Szkoda tylko, że "Hel" poszedł w złą stronę. Mamy tu świetne otwarcie oraz naprawdę mocny finał - szkoda jednak, że resztę czasu wypełnia sen. Nasz sen. Film jest cholernie nierówny, przez większość czasu chce nam się po prostu położyć do wyra. Nudzą, smęcą, pierdzą coś do mikrofonu. Naprawdę była szansa na fajne kino, szkoda, że scenarzyście zabrakło pomysłów. Ocena: 4/10.




Szybkie podsumowanie:


Najlepszy film: "Clarkson: Thriller"

Najlepszy scenariusz: "Control"

Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Tom Hanks ("Sully")

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: ---------

Najlepszy aktor drugoplanowy: Edward Norton ("Ukryte Piękno")

Najlepsza aktorka drugoplanowa: Helen Mirren ("Ukryte Piękno")

Najlepsze zdjęcia: "Control"

Najlepszy soundtrack: "Control"

Najlepsze efekty specjalne: "Łotr 1. Gwiezdne Wojny - historie"

Najlepszy montaż: "Znak Zorro"




Najbardziej oczekiwane premiery stycznia:


4. "Konwój"

3. "Powidoki"

2. "Wielki Mur"

1. "Assassin's Creed"




A jako, że to nasze ostatnie "spotkanie" w 2016 roku, chciałbym Wam życzyć, aby 2017 był pełen jedynie zajebistych filmów, byście nie musieli czytać moich wypocin w dziale "największe porażki miesiąca". Tylko tyle i aż tyle :) Do "zoba" w 2017 roku!

P.S. Oczywiście, jakoś na początku nowego roku, pojawi się tu podsumowanie całego 2016. Będzie się działo :)





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz