poniedziałek, 3 października 2016

Czy przypadkiem zaraz nie rusza Kamera Akcja?





Witajcie w świecie Jarla Pierdoły. Prawie bym zapomniał, że zaraz trzeba spakować drakkar i udać się łodzią w kierunku Łodzi (hłe hłe, czekam na oferty z "Familiady" za ten suchar). A co gorsze, prawie bym zapomniał, że zapowiedź Festiwalu trzeba napisać przed rozpoczęciem Festiwalu. Znaczy, tak powinno się w sumie robić, ale fajnie byłoby napisać zapowiedź po zakończeniu Festiwalu. Albo w trakcie. Albo za 353 dni. Ale jednak przypomniałem sobie, że na dniach raczej krucho z czasem stać będę, zatem do pióra i kartki papieru  (albo do klawiatury i ekranu, co kto woli) zasiadłem i słów trochu raczyć napisać radę dałem. Co czeka Was na Festiwalu Kamera Akcja, jeśli zdecydujecie się przyjechać do Łodzi, a nie, na przykład, polecieć na Wyspy Wielkanocne albo na Seszele?







Jeśli nie chcecie czytać pamiętnika starego piernika, przeskoczcie ten akapit. Wszystko zaczęło się trzy lata temu, kiedy to pewien nieśmiały typ (to chyba ja, ale nie wiem skąd "nieśmiały") postanowił pojechać na Festiwal do Łodzi. Dzień był piękny, pogoda wymarzona (szczerze mówiąc, to nie pamiętam). Dobra, koniec, nuda, nuda, nuda, to nie rozprawa naukowa.






Z dwóch ostatnich lat mam bardzo dobre wspomnienia (choć piwo z afterparty mogło spowodować, że mój mózg już nie funkcjonuje), zatem z wielką ochotą spakuję swój zadek i do Łodzi przybędę. Nie ma co ukrywać - najważniejsi na tym Festiwalu są ludzie, którzy tworzą jego atmosferę. Już nie mogę doczekać się spotkania ze swoimi ulubionymi blogerami filmowymi (którymi? To zdradzę, jak na moje konto wpłynie odpowiednia kwota) - wspólne seanse, hejty na filmy, pizza (to już tradycja, joł) i alkohol (młodsi Czytelnicy muszą wiedzieć, iż życie blogera filmowego zaczyna się od kawy lub Red Bulla [tego rozdają baaardzo miłe panie :D], a kończy na piwie). Właściwie to na dziesięciu. No dobra, bez ściemy to na piętnastu. Czy coś koło tego. Aaaa, zapomniałem. Po drodze ogląda się też filmy! A jakie filmy czekają na nas na tegorocznym Festiwalu?






Ja, Wiking, przybędę do Łodzi w piątkowe popołudnie. Zapytacie: dlaczego tak późno, skoro Festiwal rusza w czwartek? A no, bo coś tam, coś tam, w sumie to coś tam, znaczy, czwartek zajęty niestety. Jak wygląda zatem mój plan na piątek? Najchętniej bym go Wam narysował, ale nie potrafię rysować, zatem napiszę.

1. Przybywam w glorii i chwale.
2. Jem.
3. Idę po akredytację.
4. Piję kawę.
5. Koniec dnia.
6. No dobra, żartowałem.
7. Idę na "Mistress America" (albo nie idę) - 17.15.
8. "Ederly" - 19.30.
9. "Bone Tomahawk" (tu musicie stawić się przed filmem - dlaczego? Dowiecie się przed filmem. Jak nie przyjdziecie, to Was znajdę i zabiję. He he.) - 22.00.
10. Alkohol z najlepszymi blogerami.
11, Trafiam (albo nie) do hotelu.






Jak widzicie, napięty terminarz. A to dopiero początek! Przecież w sobotę też jest dzień! Zacznie się od standardowego kaca i wspominek ostatniej nocy - tzw. układanie puzzli (dla młodszych Czytelników: bloger filmowy ma czasem gorsze poranki - wtedy nie chce mu się oglądać filmów). Punkt drugi programu to śniadanie w postaci kawy i czegoś pożywnego (lub nie). Potem ucieczka przed wierzycielami i trafiam do Kina Wytwórnia. Mój zmysł planowania mówi mi, że mam wtedy udać się na film "Tajemnice Bridgend" (12.30). Dlaczego akurat na to, a nie na "Klucz" Smarzowskiego?   No dobra, kolejny głupi żart - oczywiście, że wybieram "Klucz" Smarzowskiego. Dlaczego "Klucz" Smarzowskiego? Bo to "Klucz" Smarzowskiego (12.45). Kolejnym punktem programu jest panel dyskusyjny (jedyny na który wpadnę) zatytułowany "Film wchodzi do gry. O przenikaniu dwóch światów" (15.00). Są filmy, są gry - a może przybędzie Alicia Vikander by się zaprezentować jako nowa Lara Croft? Pewnie nie, ale mogłaby wpaść. Dostałaby przecież Red Bulla! Po gorącej debacie, w której w ruch pójdą pięści, noże i jakieś argumenty, udam się poszukać miłych pań z Red Bulla, których zapewne nie będzie, zatem udam się na seans "Creative Control"  (17.00). Film ten wybrałem dlatego, że gra w nim Graig Churchill, czyli człowiek, który ma śmieszne imię i chory kościół. W sumie nie wiem, kto to, zatem zapewne warto ten film obejrzeć. Po seansie POWINIENEM znaleźć czas, by zdobyć paszę - las daleko, dzika nie da się upolować, zatem znajdę i zakupię za posiadane monety pyszne jedzonko w pobliżu (jak co roku), Kolejnym punktem programu jest pokaz filmu "Baby Bump" (19.30), dzieła, które dzieli ludzi, powodując, że chcą się zabijać. No, może nie aż tak, ale opinie ma mocno skrajne, zatem albo zasnę albo nie zasnę. Kiedy wydawać by się mogło, że to koniec planów na sobotę, muszę Was zaskoczyć, bo moja głowa będzie musiała jeszcze wytrwać. Po filmie Czekaja, czeka (hłe hłe) na mnie "Nełonowy Demon" (22.00), jakiegoś znanego kolesia. Mówią, by nie oglądać, ale obejrzę (no chyba, że dostanę jakąś korzystną ofertę materialną). Najważniejsze jednak zacznie się, jak zwykle koło północy - wtedy to czeka na mnie najjaśniejszy punkt programu, najmocniejsze uderzenie, poezja poezji, czyli VHS Hell! Tym razem ekipa ta przywozi ze sobą film "Reproduktorki" (00:00) - fabuła zapowiada niezwykle "smakowite" dzieło, które ponownie obejrzymy z lektorem na żywo (w zeszłym roku wyszło to kapitalnie). Potem już jedynie afterparty, litry piwa, droga do hotelu i pad na wyro.






Niedzielny poranek będzie wyglądał tak, jak w całej Polsce. Boląca głowa, kac, chęć zdobycia gazowanej wody. Ale nie będzie tak łatwo - najpierw trza się będzie spakować, gdyż to ostatni dzień pobytu. Gdzieś między puszkami Red Bulla, a osuszonymi butelkami wody, trza będzie odnaleźć odzież, walnąć ją do walizy, pomachać komuś w recepcji i udać się na miejsce, gdzie trza się udać i rozpocząć ostatnie chwile na Festiwalu. O poranku udam się zatem na "Cztery Kawałki Tortu" Smarzowskiego (10.45), bo to film Smarzowskiego. Ostatnim punktem programu będzie dla mnie spotkanie z Bartłomiejem Topą (13.15) - czyli mocne uderzenie na sam finał. Potem już tylko znajdzie się czas na pożegnanie, dojście na dworzec i na powrót do pozafestiwalowej rzeczywistości... I na dłuższe leczenie kaca.






Poza wybranymi w mojej głowie filmami, na Festiwalu możecie obejrzeć również takie dzieła, jak "Aloys" (czwartek o 19.30 i 19.45), "Blokada" (piątek o 17.00), "Belgica" (piątek o 19.30) albo pocałuj mnie. Ale to prywatnie xD No i musisz wyglądać jak Katheryn Winnick. Albo lepiej bądź Katheryn Winnick. No dobra, aż tyle nie wymagam. W sumie to chodziło o film "Pocałuj mnie" (piątek o 22.15), ale, że ze mnie taki śmieszek, to musiałem wspomnieć o Katheryn Winnick.




Jak zatem widzicie, Festiwal zapowiada się bąbelaście (jeśli nie wiecie, co znaczy to słowo, to macie problem. Możecie go rozwiązać wpłacając piniondze na moje konto), jak zawsze. Rozumiem, że widzimy się na miejsce, grzybki? :D





P.S. NIESTETY, RED BULL NIE ZAPŁACIŁ MI ZA REKLAMĘ, ALE JAK COŚ, TO NUMER KONTA MOGĘ PODAĆ! ;)


P.S. 2. Pełny harmonogram wydarzeń znajdziecie TUTAJ.


P.S. 3. Coś jeszcze miałem napisać, ale zapomniałem.









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz