niedziela, 4 października 2015

Wiking rusza na polskie Lindisfarne!




Jesteśmy krajem, który musi mieć wszystko "polskie" - był "polski Tevez" (Małecki), "polski Messi" (Boguski), "polski Pirlo" (Ława). Dlaczego zatem Łódź to "polskie Lindisfarne"? Też tego nie wiem, ale brzmiało na tyle głupio, że zostałem przy tym tytule. Ale do rzeczy: w najbliższy czwartek, po zachodzie słońca, wypływam swoim drakkarem (czytaj: udaję się na dworzec, gdzie czekać będzie na mnie "polskie Pendolino", zwane TLK) i obieram kurs na Łódź, gdzie uczestniczyć będę (drugi raz w swoim żywocie) w absolutnie kapitalnym festiwalu filmowym, zwanym "Kamera Akcja". Podobnie, jak przy okazji mojego debiutu, na wszystkich uczestników czekać będzie masa atrakcji. No chyba, że ich drakkary zatoną po drodze albo przesadzą z trunkiem złocistym dzień przed. Ale pamiętajcie - jeśli stracicie ten festiwal, to tak, jakbyście poszli do pubu i zamówili sernik. Znaczy, w którymś pewnie można, ale kij z tym. Wiking Wam radzi: macie czas, przybywajcie! A dlaczego? Spieszę z wyjaśnieniami!







Kiedy mój drakkar przycumuje w czwartek do brzegów Łodzi (poradźcie: jak przywiązać drakkar do Łodzi by nie odpłynął? Bo tam nie ma portu i muszę zacumować koło łodzi, co jest dziwne), oby bez obsuw spowodowanych szkwałem, szybkim tempem, z toporem i tarczą w dłoni muszę pobiec do klasztoru Lindisfarne, zabić mnichów i zgarnąć cenne artefakty. A nie, wróć! To nie ta bajka. Zatem muszę pobiec na miejsce, odebrać gadżet, który będzie wisiał na mojej szyi (obok Mjöllnira), zwany akredytacją i wbiec na salę, by obejrzeć pierwszy z filmów, na których mi zależy. Będzie to "Intruz" (w reżyserii ziomala ze Szwecji, który na Wikinga nie wygląda), który oficjalnie otwiera tegoroczny festiwal. Co prawda nie ma tu latających rekinów ani gigantycznych kormoranów, ale i tak uważam, iż to jeden z ważniejszych punktów na mojej liście. I to nie dlatego, że na plakacie fajnie pomazali kolesiowi twarz - film zgarnął Złote Lewki, zatem trza zobaczyć, czy nasze jury zna się na kinie ;) Tego samego dnia, o ile nie będę sączyć złocistego trunku z pewną częścią najlepszych blogerów filmowych w tym kraju (myślicie, że mi kupią piwko za takie podlizywanie? :D), udam się także na jeden z głośniejszych obrazów tego roku (no może i zeszłego :D) - "Plemię". Od dawna mam seans w planach, ale ciągle mi coś przeszkadza: a to praca, a to jakieś pierdoły, a to smoki atakujące Wolin. Filmu przedstawiać chyba nie trzeba - każdy o nim słyszał, zatem może nastał czas, by i Wiking w końcu zobaczył go na własne oczy? :)

Tego dnia możecie zobaczyć jeszcze "Obietnicę", głośny "Dheepan", "Wyspę Skazańców" oraz wziąć udział w panelu dyskusyjnym poświęconym roli script-doctora.




Piąteczek zapowiada się jeszcze ciekawiej! Co prawda nie zdradzę Wam pewnej niespodzianki związanej z blogerami filmowymi (którzy będą już wtedy w komplecie [mam przynajmniej taką nadzieję ;)]! <3), jaką przygotowali dla nas Organizatorzy Festiwalu (jeszcze raz OGROMNE, OGROMNE, OGROMNE PODZIĘKOWANIA), ale uwierzcie - to będzie epicka epickość! O co chodzi? Cóż, to na razie słodka tajemnica, ale na pewno dowiecie się o tym wydarzeniu z kolejnych notatek festiwalowych. A skoro nie pochwalę się tym "CZYMŚ", to napiszę, co innego czeka nas tego dnia, a co Wiking by Wam polecał. W sali KSFu wyświetlany będzie "Lenny", w którym główną rolę gra Dustin Hoffman. Przyznam się szczerze - nigdy o tym filmie nie słyszałem, pomimo, iż swego czasu zgarnął masę nominacji oscarowych. Początkowo przeczytałem, że chodzi o film "Lemmy" (GORĄCO POLECAM!), ale to przez moje chwilowe nieogarnięcie. Dla filmu z Dustinem warto jednak poświęcić każdą chwilę życia, zatem jeśli możecie, idźcie i oglądajcie! Ciekawie zapowiada się także dyskusja na temat produkcji telewizyjnych. Te, ostatnimi czasy, jak wszyscy doskonale wiedzą, stają się nie tylko alternatywą dla filmów, ale często, przez zdecydowanie bardziej rozbudowane fabuły, biją wielkoekranowe obrazy na głowę. A jako, że w dyskusji udział weźmie m.in. Kaja Klimek, to na sali warto być obecnym! Po tej rozmowie na widzów czeka projekcja filmu "Berberian Sound Studio" w reżyserii pana Stricklanda. Oprócz świetnie zapowiadającej i niezwykle intrygującej fabuły, warto zwrócić uwagę na to, iż w produkcji występuje Toby Jones, aktor, którego wszyscy uwielbiają (znacie kogoś kto powie: "Eee? Toby Jones? Nie, to słabiak!"? Nie znacie, bo takich ludzi nie ma). Trailer zapowiada wyborne kino! Po krótkiej przerwie mającej na celu spożycie przeze mnie mięsa, które upiekę na ognisku (gdzieś sobie rozpalę, chyba...) udałbym się na "Rok Przemocy". Obraz niezwykle chwalony i doceniany - oglądam masę filmów, ten mam ciągle na półce z napisem "do obejrzenia jak najszybciej!", jednak jakoś nie mam szansy go obejrzeć. Teraz chyba w końcu nadejdzie ta możliwość! Fakt, nie lubię pani Chastain, jednak wszystko wskazuje na to, iż w tej produkcji się zakocham! Ostatnim filmem tego dnia byłby dla mnie "W objęciach Węża". Dlaczego? Bo wygląda to kapitalnie! No i jest koprodukcją argentyńsko-wenezuelsko-kolumbijską (ciekawe, ile białego proszku spożyli mając taką ekipę :D), a takich mixów nie spotyka się na co dzień  ;)


Tego dnia możecie zobaczyć jeszcze m.in. "Moją Krew", "Słodkie Jutro", "Obywatela" oraz wziąć udział w dyskusji na temat przyszłości filmowej Łodzi.





Jeśli piątek wydał Wam się filmową petardą, to nie znacie planów na sobotę. To jest jeden z tych dni, które powodują palpitację serca spowodowaną dylematem: "Co tu, do szatana, wybrać?!". Wygląda na to, że wprowadzam sobie na ten dzień post absolutny, bo nie znajdę czasu na wykombinowanie paszy. Mam plan zacząć ten dzionek w godzinach nocnych, czyli o 10. Wtedy to odbywa się warsztat analizy filmowej. Ogółem stronię od takich spraw, bo wolę oglądać filmy i analizować je według swojego schematu, jednak dobrze jest czasem posłuchać kogoś mądrzejszego. Potem jednak wszystko wraca do normy, czyli "czas na dzień w kinie". Pierwszym filmem tego dnia będzie dla mnie "Slow West", w którym główną rolę gra Michael Fassbender, bezsprzecznie jeden z najlepszych żyjących aktorów. Film na polskie ekrany dopiero trafi, zatem to fajna okazja, by się z tym dziełem zapoznać przed tymi, którzy przyjdą na seans ciamkać popcornem, gadać i pisać esemesy. Potem czeka mnie rajd komunikacją miejską, by zdążyć na projekcję dokumentu o (chyba) najbardziej pechowym filmie wszech czasów, czyli o "The Man Who Killed Don Quixote" (sam dokument zatytułowano: "Zagubiony w La Manchy"). Już chyba tylko atak mrówek nie powstrzymał tej produkcji przed trafieniem na wielkie ekrany - Terry się jednak uparł i chyba nareszcie dojdzie do premiery (choć znów można było ostatnio usłyszeć o kolejnych problemach). Tak, czy inaczej, jako fan twórczości Gilliama, muszę to obejrzeć! Tak, wiem, że nakręcił to Simone Pepe w czasie, gdy leczył kontuzję, ale nie zmienia to faktu, iż czekam na seans! A nie, nakręcił to jakiś inny Pepe - nieważne :D Kolejnym punktem dnia będzie dyskusja poświęcona sales agentom. Jako człowiek, który miał sporo styczności z ekonomią i jej okolicami, muszę być na tym spotkaniu! Zawsze ciekawił mnie ten zawód, zatem fajnie będzie posłuchać o tym "z pierwszej ręki". Od razu po dyskusji czeka mnie seans filmu "Wada Ukryta", w reżyserii tego pana, którego każdy zna. Produkcja ta, lekko mówiąc, zbiera mieszane recenzje, zatem jaram się jak Lindisfarne (teraz już wiem, dlaczego Łódź to polskie Lindisfarne :D)! No i występuje tu Eric Roberts, czyli człowiek, który gra wszędzie - a to ogromna zachęta do seansu ;) Potem, jeśli nie umrę z głodu, nastanie czas na projekcję filmu "Duke of Burgundy", po którym nie wiem, czego się spodziewać, bo nawet trailera nie odpaliłem. Idę na żywioł, tak jak to robiłem parę razy w zeszłym roku i całkiem nieźle wtedy na tym wyszedłem. Przedostatnim punktem programu na ten dzień będzie film, który zapewne zasiał zgorszenie w rodzinie Terlikowskich (choć po ostatnich wypowiedziach pani żony, nie byłbym tego taki pewny), czyli słynne już nawet na Plutonie, "Love". Przyznam się, że strasznie chcę to zobaczyć i to nie z tego powodu o którym myślicie zboczuszki ;) Po prostu, jestem ciekaw, czy to faktycznie pornos, który udaje ambitne dzieło, czy ambitne dzieło udające pornos. Wcześniej w kinie nie było okazji, zatem teraz w seansie uczestniczyć będę. No i dochodzimy do najważniejszego punktu festiwalu! Nie, nie jest to jakieś ambitne dzieło z miliardem nagród na miliardzie festiwali. To "The Stuff", który przywozi ze sobą ekipa z VHS HELL! Większa część zapewne o nich słyszała - to totalnie zapaleńcy poświęcający się filmom, które wydano na vhsach, a które kulturalnie można nazwać "tymi o wątpliwej jakości artystycznej" (choć tak naprawdę ogarniają wszystko, co znajdzie się na dostępnych vhsach). Rok temu spowodowali, że umarłem ze śmiechu na seansie filmu "Deadly Prey" - teraz czas na jeszcze bardziej odjazdową projekcję! Otóż, "The Stuff" puszczany będzie w wersji oryginalnej, ale... z lektorem, który na żywo będzie przedstawiać linie dialogowe! Brzmi jak szaleństwo? Tym lepiej, bo to będzie najbardziej niesamowite wydarzenie tego roku! Po nim, mogę umrzeć z głodu ;)


Tego dnia możecie zobaczyć jeszcze m.in. "Pragnienie Miłości", "Fusi", "Daniel&Ana" oraz "W piwnicy".





Niedziela będzie dla mnie dniem dość smutnym - wszystko wskazuje na to, że przez inne obowiązki, nie będę mógł uczestniczyć w żadnym ze spotkań i seansów zaplanowanych na ten dzień. To ogromna strata, gdyż i na ten dzionek Organizatorzy przewidzieli masę atrakcji! Z rana widzów czeka projekcja "Kongresu", filmu opartego na opowiadaniu samego Stanisława Lema. U mnie ten film trafił na półkę "klątwa" - chyba tylko przez nią nie mogę ciągle obejrzeć ten produkcji! I znów się nie uda :( Niedziela byłaby dla mnie filmowym marzeniem, gdyż wieczorem na widzów czekają projekcje dwóch głośnych i genialnie przyjętych filmów - "Młodości" i "Sicario". Niesamowicie żałuję, że nie obejrzę ich na Festiwalu, ale cóż... :( 


Tego dnia możecie zobaczyć jeszcze m.in. "Miłość od pierwszego ugryzienia", "Gdzie leży prawda", "Z odzysku", "W spirali", czy "Słodki zapach sukcesu". Z rana możecie wybrać się także na "Spacer po Łodzi Filmowej" (zapowiada się magiczna podróż!) lub na "Szybkie randki z krytykami" (genialna okazja by porozmawiać ze swoimi idolami oko z oko - w zeszłym roku niestety nie mogłem w tym uczestniczyć i niestety klątwa powoduje, że i teraz mnie to ominie).





A to z powodu ilości atrakcji, jakie czekają na mnie na Festiwalu. To będzie po prostu przegenialna impreza i jeśli jeszcze nie zdecydowaliście się, by pojechać do Łodzi, to Wiking radzi: ZDOBYWAJCIE TRANSPORT I WIDZIMY SIĘ NA MIEJSCU (bo jak nie, to topór czeka naostrzony)! Ależ się jaram!


Dla tych, którzy nie mogą jednak wbić na Festiwal mam miłą niespodzianką - będę Was nękał tekstami dotyczącymi tego, jak świetną imprezę straciliście ;)


Ogólne informacje:




- Karnety 






 DO ZOBACZENIA W ŁODZI!









3 komentarze:

  1. Tej piątkowej misji, to jednak nie wolno zdradzać, czy postanowiłeś podnieść napięcie? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak możesz tak kłamać? Oczywiście, że mamy w Łodzi Port. I to nie byle jaki. I nawet nie tak daleko ode mnie ;)

    OdpowiedzUsuń