wtorek, 5 maja 2015

Wiking Recenzuje: "Taxi-Teheran"





Co by się stało, gdyby oddać w filmie głos społeczeństwu? W Polsce sobie tego nie wyobrażam - ciągłe kłótnie, głupie podziały na "prawaków" i "lewaków", krzyki, wrzaski i wzajemne pretensje. Wydawać by się mogło, że życie w Iranie wygląda jeszcze bardziej ekstremalnie - czy jednak aby na pewno? Jafar Panahi, mimo ciążącego na nim zakazu kręcenia filmów, postanowił sprawdzić, co "mówi ulica". Film "Taxi-Teheran" przyniósł mu Złotego Niedźwiedzia, a ja, dzięki uprzejmości firmy Solopan, mogłem sprawdzić, czy Irańczycy marudzą równie często, co Polacy.



Pomysł był prosty - wsiąść do taksówki, zabrać pasażerów i nagrać wszystko, co mówią. Nie są to oczywiście "osoby z ulicy" (ze względów politycznych baliby się wystąpić przed kamerą), a aktorzy-amatorzy oraz persony, które wcześniej występowały w filmach tego reżysera. Nie zmienia to jednak faktu, iż Jafar, poprzez dużą i zróżnicowaną grupę ludzi, w bardzo ciekawy sposób pokazuje nam, jak wygląda życie we współczesnym Iranie. Ciekawy eksperyment zamienia się w produkcję, która zmusza do refleksji nad kwestiami wolnościowymi. Jak widać na przykładzie tego obrazu, czego niektórzy w naszym kraju nie zaakceptują, naprawdę żyjemy w kraju wolnym, w którym za głupie przewinienie nie czekają na nas sankcje w postaci długoletniego więzienia lub kary śmierci. Ale koniec z polską polityką, bo to nie o tym miałem pisać.

O Iranie przeciętny Europejczyk wie niewiele. Zamknięty, praktycznie odizolowany od świata kraj stanowi dla nas zagadkę, miejsce tajemnicze, a przez to niezwykle pociągające. Wiem, że ze względów politycznych, podobnie jak do Korei Północnej, nigdy tam nie trafię - szkoda, bo chciałbym mieć możliwość zetknięcia się z takimi krajami. W niewielkim stopniu, moją kulturoznawczą ciekawość, zaspokajają takie filmy jak "Taxi-Teheran". Dzięki Panahiemu, choć trochę, mogę podpatrzeć, jak tam wygląda życie oraz w minimalnym stopniu doświadczyć tego, co czuje przeciętny Irańczyk. Czy jednak aby na pewno przeciętny?

Jafar pokazuje swój kraj z perspektywy kilkunastu osób - podróżujemy, między innymi, z przestępcą, nauczycielką, siostrami wiozącymi rybki, czy "dystrybutorem" filmowym. Postacie te są niezwykle barwne, mają "kierowcy" wiele do powiedzenia. Poruszane są tu kwestie religii, kary śmierci, spraw codziennych, a także możliwości stworzenia filmu, który przejdzie przez cenzorskie sito. W osiemdziesiąt minut reżyser doskonale ukazuje nam zróżnicowanie irańskiego społeczeństwa - gama barwnych postaci w kapitalny sposób wypełnia czas trwania produkcji. Nie ma tu miejsca na nudę, jest za to na śmiech i ogólne refleksje na temat różnic kulturowych. Ten film jedynie "zaostrza apetyt" ludzi ciekawych świata - naprawdę aż chce się tam zawitać. Panahi w fenomenalny sposób wyważa humor płynący z wielu scen i dialogów z wątkami poważniejszymi, opowiadającymi o kwestiach przestępczości, takiej jak kręcenie niepoprawnego politycznie filmu (nie żartuję!). To właśnie sceny, gdy "kierowca" wiezie swoją siostrzenicę, której nauczycielka powierzyła zadanie zrealizowania filmu, są tu tymi, bezsprzecznie, najlepszymi. Dziewczynka, posługując się swoim kajecikiem, przybliża widzowi elementy składowe dobrej produkcji - w tym momencie człowiek aż łapie się za głowę. Wymogi są tak absurdalne, tak nieprawdopodobne, że aż praktycznie niemożliwe do spełnienia. My, ludzie "z Zachodu" się z tego śmiejemy (zresztą reżyser w dowcipnym tonie nam te zasady przedstawia), jednak tamtejsi filmowcy naprawdę te wymogi spełniać muszą. Nie chcę Wam dokładnie "zasad stworzenia dobrego filmu" tu przytaczać - słowa nie są w stanie tego oddać, to trzeba zobaczyć w tej produkcji. Panahi ukazuje nam tu także inną ciekawą kwestię "z życia Iranu" - dostęp do zachodnich obrazów. Jako, że filmy z Hollywood są w tym kraju zakazane, możliwość ich obejrzenia "załatwiają" "dystrybutorzy". Jeden z nich podróżuje z "kierowcą" przez dłuższy czas, a my obserwujemy jak wygląda handel nielegalnymi płytami DVD. W Polsce takie "akcje" miały miejsce w latach osiemdziesiątych, kiedy "zdobywano" zagraniczne filmy na VHS, a potem w latach dziewięćdziesiątych, kiedy dostęp do internetu i starszych produkcji był mocno ograniczony. W Iranie to dalej jedyny sposób, by móc obejrzeć film Allena, czy inne popularne dzieło. Przeżyłem to, wiem co Ci ludzie czują i naprawdę im współczuję - brak dostępu do kultury to jedna z najgorszych kar mogących spotkać społeczeństwo...

"Taxi-Teheran" jest kinem ciekawym nie tylko z powodu ukazania społeczeństwa - to także wizualny majstersztyk. Dzieło to kręcone było z kamer zamontowanych w samochodzie, a także telefonów, którymi dysponują pasażerowie. Owszem, "u nas", w społeczeństwach wolnych, takie eksperymenty już dawno się pojawiały, jednak Panahi w swoim filmie nie przeszarżował. Taki sposób filmowania tu nie przeszkadza, a co więcej, stanowi olbrzymi plus tej produkcji. Dodaje to olbrzymiego realizmu, który niweluje wady "gry" niektórych aktorów. Choć, czy wady? Mnie, a wiem już, że nie tylko mnie, strasznie irytowała dość ekspresyjnie rozpaczająca kobieta. W tamtym społeczeństwie, taki sposób reakcji, jest czymś naturalnym - jednak nas, Europejczyków, może niesamowicie zdenerwować. Ledwo tę scenę przebolałem, a przecież moje uszy przyzwyczajone są do muzyki ekstremalnej. Scena ta jednak, filmowana jest zarówno z kamer kierowcy, jak i z aparatu pasażera. Mamy zmiany punktu widzenia, przez co rycząca kobieta nie powoduje, że tę scenę chciałbym przewinąć - w "zwykłym" sposobie filmowania bym nie wytrzymał i ten wątek pominął... Zdjęcia to bezsprecznie jeden z największych atutów tej produkcji.

Czy jednak dowiadujemy się z tego filmu całej prawdy o Iranie? Czy tylko widzimy społeczeństwo poprzez subiektywne oko reżysera? Tego, poprzez trudność dotarcia do tego kraju, nie rozstrzygniemy. "Taxi-Teheran" pomijając pytania, które pozostaną dla Europejczyka, bez odpowiedzi, to i tak kino bardzo dobre. Poprzez odpowiedni czas projekcji (dłuższy film zacząłby już nas męczyć) widz pozostaje skupionym do końca seansu, a na koniec pozostaje z uczuciem olbrzymiej satysfakcji. To kawał dobrego kina, który choć trochę ukazuje nam zagmatwanie cywilizacyjne i polityczne tego odizolowanego kraju. 




Ocena:


8/10





10 komentarzy:

  1. Dobre, rzetelna recenzja :) Czekam na film, ciekawa jestem jaki będzie mój odbiór tego niepokornego reżysera :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem znawcą kino irańskiego, ale ten film na pewno warto obejrzeć... Zaintrygowała mnie sama historia reżysera, a okazuje się, że nie tlyko dlatego dostał Złotego Niedxwiedzia. Naprawdę zaskoczyło mnie w recenjzi, ze takze wizualnie majsersztyk, jednka po kamerze przemyslowej nie spodziewałam sie czegoś wysokiej klasy, raczej kina mocno offowego.
    Dziękuję za recenzję!

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię takie konkretne, rzeczowe "recki" bez wodolejstwa, od razu udzielają przysłowiowe "ziarno od plew" i zachęcają, na film się wybieram i zajrzę tu jeszcze. A co do Irańczyków, to na prawdę się ich izoluje, bo niemal nic nie wiem o ich tak bogatej kulturze, tzn. w obecnych czasach.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Wam wszystkim za te niezwykle miłe słowa! :)

    Zapraszam codziennie! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też miałam okazję zobaczyć film, zgadzam się że to trochę podróż do innego kraju, do którego nie możemy się dostać. Iran ciekawi ale też przeraża. Mnie zaskoczyło ogromne poczucie humoru Panahiego, o trudnych sprawach opowiada w bardzo prześmiewczy sposób. Niesamowity film!

    OdpowiedzUsuń
  6. " brak dostępu do kultury to jedna z najgorszych kar mogących spotkać społeczeństwo..." -> to zdanie zasługuje na serduszko z wykrzyknikiem :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm..coś napisałem i się chyba nie wysłało :( więc w skrócie: nie jestem fanem kina irańskiego, ba, nawet jakoś ten kraj nie rysuję się w mojej głowie pozytywnie. Jednak na film się wybiorę choćby z racji tego w jakiej formie jest utrzymany.

    OdpowiedzUsuń