sobota, 1 września 2018

Asy przestworzy(?)




Rok 1940. Blitzkrieg Adolfa Hitlera trwa. Upadają kolejne państwa, nazistowska machina wojenna nie ma zamiaru się zatrzymywać. Kolejnym punktem na mapie podboju ma być Anglia. Tu, przez uwarunkowania geograficzne dostać się trudniej - czas zatem stoczyć wojnę w powietrzu. Początkowo wszystko szło po myśli Hitlera, jednak zdesperowani Anglicy sięgnęli po ostatnią deskę ratunku - zagranicznych pilotów, którzy dostali się na Wyspy uciekając ze swoich, podbitych przez nazistów, państw. Jak to się skończyło? Wszyscy wiemy. Wiemy też doskonale - bez legendarnego Dywizjonu 303 wszystko mogło wyglądać inaczej. Kilkadziesiąt lat po Bitwie o Anglię, za ten niesamowity temat postanowili zabrać się filmowcy. Stąd, w Polsce, w przeciągu dwóch ostatnich tygodni na ekrany kin trafiły aż dwa filmy opowiadające o asach lotnictwa. Które dzieło wybrać? Kto lepiej przedstawił dzieje Dywizjonu?




Porównanie przedstawię Wam w formie poszczególnych sekcji....



Scenariusz:

Wydawać by się mogło, że dysponując taką historią i tak niesamowitymi bohaterami, trudno jest spieprzyć scenariusz. Grubo się jednak pomyliłem. "Dywizjon 303. Historia prawdziwa" (cały czas mnie to śmieszy) to zlepek przypadkowych scenek, które próbują być zabawne i które nie są ze sobą praktycznie powiązane. Czujecie się tak jakbyście oglądali jakiś polski pseudositcom (coś jak "Lokatorzy") zmiksowany z cholernie niskobudżetową produkcją wojenną. Scenariusz jest dziurawy, o Dywizjonie nic się z tego dzieła nie dowiecie. O wiele lepiej (choć i tak nie rewelacyjnie) jest w przypadku dzieła Blaira. Tu, mimo mnogości bohaterów, widać pomysł na historię - opowieść trzyma się kupy, dość dobrze przedstawia zadania Dywizjonu, o wiele lepiej prezentuje legendarnych pilotów. Jak na tak krótki seans, naprawdę sporo tu zamieszczono i zamieszczono to z sensem.


Aktorzy:

Absolutny nokaut na "Dywizjonie 303. Historii prawdziwej". Anglicy zebrali naprawdę fajną, międzynarodową obsadę, w której prym wiodą absolutnie rewelacyjni Rheon, Dorociński, Gibson i Martini. Człowiek z "Gry o Tron" (prawie) idealnie oddał charakter Zumbacha - geniusz lotnictwa, a zarazem lekkoduch i urodzony podrywacz (swoją drogą - kiedy, w końcu, doczekamy się osobnego filmu poświęconemu Zumbachowi?! Jego życie to gotowy materiał na genialne kino!). Dorociński w roli Urbanowicza jest taki, jakim powinien być: charyzmatyczny, mający posłuch, a zarazem trochę zdystansowany. Gibson w roli Kenta świetnie oddaje przemianę bohatera: od pilota, który nie do końca ufa Polakom aż po człowieka, który oddałby życie za Dywizjon. No i na koniec olbrzymie słowa uznania dla Pani Martini: w męskim towarzystwie odnalazła się idealnie i nie stanowi tła dla swoich partnerów, jest im praktycznie równorzędna. I jak po tych pochwałach przejść do "Histerii Prawdziwej" (Panie dystrybutorze, odnalazłem dla Pana, za free, nowy podtytuł!)? No cóż... Jak Wam to rzec? Adamczyk w roli Urbanowicza jest żenujący, bo gra Adamczyka. Serio, ktoś myślał, że jego ekranowe przemowy kogoś porwą? Serio ktoś myślał, że ze swoją charyzmą (a właściwie jej brakiem) nada się na dowódcę?! Jeszcze gorszy jest Maciej Zakościelny, który gra Macieja Zakościelnego. Od początku było wiadome, że nie udźwignie roli Zumbacha, bo po prostu się do tej kreacji nie nadawał, jednak na ekranie wypadł jeszcze gorzej niż mogliśmy oczekiwać. Niby zgrywa super asa lotnictwa, niby podrywa panienki, ale robi to totalnie bez przekonania. Totalna porażka. O reszcie aktorów można rzec, że byli, bo w zasadzie pojawiają się na ekranie po maksymalnie trzy minuty...Gorszej obsady do Dywizjonu nie było, panie Delic?


Walki powietrzne:

Tu, o dziwo, lepiej prezentuje się "Histeria Prawdziwa". Owszem, starcia w powietrzu wyglądają jak produkcjach realizowanych w latach 60 XX wieku, jednak jak na polskie realia to i tak ogromny sukces. Ba, autorzy nawet zaatakowali nas jakimiś artystycznymi zdjęciami (o zachodzie słońca choćby). To się ceni, że mając tak paździerzowych aktorów i tak paździerzowy scenariusz, starano się chociaż jako tako oddać walki powietrzne. Z większym budżetem może nawet dałoby się z tego zrobić coś lepszego. W "303. Bitwa o Anglię" oglądamy zaś bardzo marnej jakości starcia powietrzne, które nie przekonają nawet ludzi, którzy ostatni film widzieli w 1950 roku. No nie da się tego wybronić - owszem, budżet był cholernie mały, jednak jak chcesz kręcić film z walkami w przestworzach, zrób to w lepszym stylu.


Muzyka:

Może zacznę od pochwał - oczywiście dla filmu Blaira. Laura Rossi stworzyła soundtrack (niemal) doskonały! Muzyka perfekcyjnie oddaje ekranowe emocje: zwalnia w spokojniejszych momentach, staje się podniosła w czasie walk. Soundtrack sprawia, że nawet te słabo zrealizowane starcia powietrzne, wywołują w nas jakieś reakcje! O "Histerii Prawdziwej" wolałbym jednak nie wspominać. Tak złej muzyki filmowej nie było od czasów Juliusza Cezara! Serio, pytam się, jak w filmie o Dywizjonie 303 można atakować widza soundtrackiem rodem z "Klanu" czy "M jak miłość"?! No kurna JAK?! Jakieś takie tanie pierdzenie ma oddawać świat na krawędzi zagłady i emocje pilotów?! No, ale, w sumie, pan Barszczyk dostosował muzykę do poziomu filmu. DNO!


Zdjęcia:

Piotr Śliskowski odpowiedzialny za zdjęcia w "303. Bitwa o Anglię" spisał się naprawdę dobrze. Kamera wyłapuje emocje bohaterów, zawsze jest odpowiednio ustawiona. Ba, gdyby budżet na walki powietrze był wyższy, to byłoby epicko! Widać, że Śliskowski miał pomysł na prezentację walk w przestworzach, co widać w gotowym dziele. Bardzo dobra robota! Waldemar Szmidt miał gorzej: musiał sfilmować Adamczyka, Zakościelnego i innych drewniaków. No i niestety poległ. Zdjęcia w filmie Delica miały potencjał, co widać w czasie walk powietrznych, jednak budżet spowodował, że Szmidt nie mógł w pełni wykorzystać swoich pomysłów. Szkoda, bo z większą kasą akcje w powietrzu mogły wyglądać całkiem dobrze. W scenach naziemnych zaś, zdjęcia Szmidta niczym się nie wyróżniają, a na dodatek nałożono filtry, które powodują, że czujemy się jakbyśmy oglądali kolejny odcinek "Czasu Honoru". Lipa.


Werdykt:

Jeśli chcecie wybrać się do kina na film o Dywizjonie, zdecydowanie bardziej polecam film "303. Bitwa o Anglię". Mamy tam świetny zespół aktorów i twórców, którzy w odpowiedni sposób oddali hołd bohaterom tamtych lat. Ba, jeśli kiedyś w przyszłości powstanie film o Zumbachu, chciałbym, aby zagrał go Iwan Rheon! Owszem, film Blaira nie jest doskonały, wiele brakuje mu do kina idealnego, ale ogląda się to naprawdę dobrze, nie ma wstydu, wyszedłem z kina zadowolony, bo spodziewałem się czegoś o wiele gorszego. "Dywizjon 303. Historia Prawdziwa" to zaś film, który wręcz NALEŻY omijać. "M jak miłość" spotyka czasy wojenne - jak na długi czas powstawania tego filmu, aż byłoby mi wstyd wpuszczać to do kin. Ale spokojnie - przy nominacjach do Węży nie zapomnę o produkcji Delica. Oj, nie zapomnę! To, jak potraktowano tu legendarnych bohaterów z 303 zasługuje na wszelkie możliwe antynagrody!



Oceny:


"303. Bitwa o Anglię" - 7/10

"Dywizjon 303. Historia Prawdziwa" - 1,5/10.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz