wtorek, 1 marca 2016

Podsumowanie lutowych grabieży




Raz trzeba zabierać drakkar, raz sanki, jeszcze innym razem ocieplane buciory - pogoda w tym roku nie sprzyja na razie dalszym wyprawom. Ale, co oczywiste, nie przeszkadza, by gnać do kina, celem oglądania filmów. Styczeń był pod tym względem kapitalny - czy w lutym było równie udanie? Zapraszam do mojego podsumowania miesiąca.


Na początek, ponownie, ekonomiczne fakty. Od 1 do 29 lutego obejrzałem 47 produkcji (z czego 10 [tyle samo, co miesiąc wcześniej] to krótkie metraże), których średnia wyniosła 5,53. No to już chyba widzicie, że tak dobrze, jak miesiąc temu (6,12) nie było. Co mi zaimponowało, co mnie załamało? Zaczynamy główną część wpisu.




Najlepsze filmy, jakie widziałem w lutym:





1) "Deadpool" - bezsprzecznie zwycięzca tego miesiąca. Oczekiwania były ogromne, a on nie tylko im sprostał, ale i je przebił. Płakałem ze śmiechu, śmiałem się wniebogłosy - nie pamiętam, kiedy aż tak dobrze bawiłem się na komedii. W produkcji tej obrywa się każdemu - superbohaterom, niewidomym, Reynoldsowi (szacun za to, że ma do siebie tak wielki dystans), profesorom X i wielu, wielu innym. Ten film to kapitalna rozrywka, na najwyższym poziomie. Byłem bliski wystawienia maksymalnej oceny, jednak nie dałem rady przymknąć oka na jedną, poważną wadę tej produkcji: Eda Skreina. Chłop jest tu po prostu nijaki, a przez to, że gra "głównego złego", jest to strasznie widoczne. Wystawiam zatem silne 9/10 - film miesiąca, bezsprzecznie.







2) "Chemia" - w tym momencie prawdopodobnie straciłem swoich jedynych dwóch Czytelników, bo pierdyknęli na zawał. Ale nic na to nie poradzę - wbrew powszechnej opinii (a wiadomo, gdzie należy mieć powszechną opinię), film ten mnie wręcz znokautował, a z sali kinowej wychodziłem okrutnie przybity. Produkcja ta niesamowicie wjechała mi na psychikę - fenomenalnie wymieszano tu sceny romantyczne, komediowe i dramatyczne, przez co atak na moją banię spowodował, że o mało na finale się nie popłakałem. Ja jestem tą produkcją oczarowany - 9/10.







3) "Spotlight" - jedno z największych zaskoczeń tegorocznych Oscarów. To, bezapelacyjnie, film BARDZO DOBRY, ale do bycia najlepszym, to mu cholernie wiele brakuje. Ogląda się to rewelacyjnie, aktorstwo jest spoko (choć tyłka nie urywa), tematyka potężna - czasem jednak przeskoki akcji są słabe, strasznie słabe. Cieszy mnie jednak fakt, iż filmowcy poruszyli tematykę pedofilii w kościele - trza takich "księży", czy "biskupów" piętnować, a najlepiej by było, by ich publicznie kastrować, a na koniec ucinać im łby. Sorry, ale pedofile to jedno z największych ścierw, jakie chodzi po tej planecie i nie zasługują na dar życia. Aha, no i oczywiście sram na wypowiedzi "prawicowych" "dziennikarzy", którzy twierdzą, że "Spotlight" wygrało, bo atakuje kościół katolicki - przecież w kościele nie ma pedofilii, wszyscy są święci. No cóż, żyjcie dalej w krainie iluzji wraz ze swoim "wielkim" przywódcą, który rozpieprza ten kraj. Ehhh, znów mnie poniosło politycznie - nic na to nie poradzę, skoro czytam tak idiotyczne komentarze. Film oceniam na 8/10.







4) "Moje Córki Krowy" - kto nie przeżył podobnych przypadków, jakie zaprezentowane są w tym filmie, ten prawdopodobnie nie jest w stanie go do końca zrozumieć. Osobiście byłem niezwykle poruszony zaprezentowaną fabułą - zostałem mocno wbity w podłogę. Efekt nie jest tu aż tak mocny, jak w "Chemii", ale i tak powala. Jest tu i sporo do śmiechu (DOROCIŃSKI!!!) i sporo do refleksji - szkoda tylko, że film jest tak krótki. Troszkę wątków zasługiwało na mocniejsze rozbudowanie - nie zmienia to jednak faktu, iż produkcja ta jest zdecydowanie godna polecenia. Obraz ten otrzymuje ode mnie 8/10.







5) "Ave, Cezar!" - najnowsza produkcja braci Coen to znów moje starcie z opinią większości. Ja bawiłem się wspaniale - uwielbiam oglądać filmy z lat 50/60 XX wieku, a to właśnie miłości do takich produkcji, hołd składa najsłynniejsze, filmowe rodzeństwo świata. Musicale, westerny, monumentalne produkcje religijne - wszystko tu jest. Zanosiłem się śmiechem przez cały seans. Ten film jest wybitny aktorsko, wizualnie i muzycznie - szkoda tylko, że niektóre sceny były na siłę przeciągane. Coenowie bawią się kinem i świetnie im to wychodzi. Moja ocena to 8/10.





Największe porażki miesiąca:





1) "Intruz" - skąd, do jasnej cholibki, tyle nagród?! Skąd takie wywyższanie dla tego filmidła?! Toż to jeden z największych paździerzy ostatnich lat. Nie dość, że wątki są łączone na zasadzie "a to wkleję tu, to tam, może wyjdzie fabuła", to na dodatek seans mija tak wolno, że myślałem, że z kina wyjdę w 3093 roku. Nic tu się nie dzieje, nie ma tu niczego godnego uwagi, a aktorzy to chyba androidy, bo mimika ich twarzy jest tak porywająca, jak czytanie wypocin Terlikowskich. To zdanie było bez sensu? To dobrze, bo idealnie oddaje całość tej produkcji. Takie "cosie" nie powinny trafiać do kin - koniec, kropka. Zasłużone 1/10.








2) "Córki Dancingu" - ok, na Sundance mógł się podobać, bo to właśnie taki niezależno-hipsterski obraz. Ja jednak byłem tak zniesmaczony, że w pewnym momencie byłem bliski wyjścia z kina (co ładnych parę osób uczyniło) - czułem się, jakby mnie ktoś torturował. Ni to ładne wizualnie, ni fajne fabularnie, ni dobre od strony utworów - po prostu masakra. A, jak do tego dorzucić jeszcze scenę "operacji", to już naprawdę zaczyna człowiekowi brakować wiary w polskie kino. Osobiście odradzam, choć pewnie znajdą się osoby, które stwierdzą, z miejsca, iż to produkcja kultowa. Dla mnie - 1/10.







3) "Historia Roja" - miałem okazję zobaczyć ten film na jednej z bardzo nielicznych polskich przedpremier (kino Rialto w Poznaniu) - nawet przez preziem, hłe hłe. Ale wiecie co? Wolałbym jednak tego w ogóle nie widzieć. Jak można tak zniszczyć pamięć o Żołnierzach Wyklętych? Czy twórcom tego ścierwa nie było wstyd? Byłem bliski wykłucia sobie oczu. To coś jest tak złe, że nie zasługuje na miano "filmu", to jest wytwór filmopodobny. Jakieś głupie sceny okraszone muzyką z polskich telenowel i sitcomów, połączone z westernowymi klimatami, dały taki obraz całości, że ma się ochotę komuś za to obić twarz (a nie należę do ludzi, którzy lubią przemoc). Tu nie ma niczego dobrego, tu nie ma nawet niczego przeciętnego - tu wszystko jest ch....e. Tego nie da się oglądać. Jeśli chcecie zrobić coś dobrego dla pamięci "Roja", to nie idźcie do kina, a lepiej przeczytajcie jedną z publikacji poświęconych Żołnierzom Wyklętym. Ocena: 1/10.








4) "Nieracjonalny Mężczyzna" - są reżyserzy, którzy się nie starzeją i każdy kolejny film jest ich coraz większą perełką. Do tego grona bezsprzecznie nie zalicza się Woody Allen - u niego jest na odwrót. Nigdy nie byłem jakimś jego wielkim fanem, jednak wypuszczanie jednego filmu rocznie, to już gruba przesada. Zwłaszcza, jak spojrzymy na poziom tych "dzieł". Opisywana kaszanka stara się być śmieszna - szkoda, że jej to nie wychodzi. Owszem, można się uśmiechnąć pod wąsem ze trzy razy, ale ogółem przez cały seans siedzi się wkurzonym, że postanowiło się to oglądać. Film starają się ratować Emma Stone i Joaquin Phoenix, ale nawet im się to nie udaje. Aaaa, zapomniałbym - produkcja ta ma jeden plus! CZAS TRWANIA - nim się zacznie, już się kończy. I CAŁE, KURNA, SZCZĘŚCIE. Ocena: 2/10.






5) "Na Granicy" - a to film, którego mi najbardziej szkoda. Potencjał był przepotężny (Bieszczady, klimat, aktorzy), ale twórcy poszli w banał i już po paru minutach wiemy, że to nie ma prawa się udać. Film ten ma jeden plus - nazywa się Marcin Dorociński. Facet pokazuje, że nawet z gównianego scenariusza jest w stanie stworzyć perełkę - jego rola urywa jaja, chce się go oglądać i oglądać. Absolutny fenomen. Szkoda tylko, że inni się do niego nie dostosowali. Chyra i Grabowski jeszcze ujdą (choć grają naprawdę średnio), ale dwójka dzieciaków powoduje, że człek się zastanawia: "Dlaczego ekipa nie zostawiła ich w tych Bieszczadach?". To co na ekranie "prezentują" Bielenia i Henriksen powoduje, że traci się nadzieję na to, że w Polsce narodzą się wielkie talenty. Ci kolesie "zagrali" tak, że większe emocje swoimi kreacjami wyraziły drzewa na planie. Kto odpowiadał za casting? To jest skandal! Ależ mi żal - w końcu mieliśmy szansę na klimatyczny thriller. Zamiast tego wyszła niezamierzona komedia, za którą twórcom powinno być wstyd. Wystawiam 3/10 i to tylko i wyłącznie za rolę Dorocińskiego.




Szybkie podsumowanie:




Najlepszy film: "Deadpool"

Najlepszy scenariusz: "Deadpool"

Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Ryan Reynolds

Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: Agata Kulesza/Gabriela Muskała

Najlepszy aktor drugoplanowy: Alden Ehrenreich

Najlepsza aktorka drugoplanowa: Tilda Swinton

Najlepsze zdjęcia: "Strategia Mistrza"

Najlepszy soundtrack: "Deadpool"

Najlepsze efekty specjalne: "Deadpool"

Najlepszy montaż: "Deadpool"




Oscary 2016:



Był to pierwszy rok, kiedy postanowiłem obejrzeć Oscary na żywo. Sam bym tej decyzji nie podjął, bo jednak nocą wolę spać, ale skoro na galę mnie i innych moich megaznajomych zapraszał sam Płonący, z zaproszenia skorzystać trzeba było. No i nie ukrywam, że bawiłem się przednio - nie przez samą galę, a właśnie przez wspólne ciśnięcie beki z Ani, wspólne wsłuchiwanie się w nieśmieszne żarty Chrisa Rocka o czarnoskórych (może były i śmieszne, ale przez pierwsze pięć minut - oparcie na nich całej gali było żałosne), wspólny wkurw na niektóre kategorie. Jeśli za rok będzie istniała taka możliwość, to oczywiście ponownie zbierzemy się do kupy i obejrzymy Oscary wspólnie. Jeśli jednak nie, to podczas gali będę robił to, co zawsze - spał.

Oprócz wspólnego oglądania stworzyliśmy również tabelkę ze swoimi przewidywanymi zwycięzcami - nieskromnie dodam, że trafiłem 19 z 24 kategorii. Oscarowe leśne dziadki są czasem zbyt łatwe do "przeczytania". Zdarzyły się jednak dwie tak olbrzymie niespodzianki, że nawet w najczarniejszych snach, bym ich nie przewidział.

Pierwsza to oczywiście brak nagrody dla Stallone'a. Nie powiem - wkurwiłem się niesamowicie i byłem bliski wyjścia z imprezy. Wapniaki wybrały innego wapniaka, tylko dlatego, że ten wapniak grał u wapniaka Spielberga. Bo za co innego? Koleś nie tylko mógłby nosić buty za Stallone'm, ale i za Hardym i Balem. Absolutny skandal! Tak głupiej nagrody chyba od dawna nie było. Dlatego cieszę się, że cały internet też tak ostro zareagował - Sylvester zmiótł konkurencję i wszyscy to widzieli. Wszyscy prócz dupowłazów Spielberga :( Nie pozostaje mi nic innego, jak wkleić tu filmik, który dla Stallone'a nagrał Arnold Scharzenegger:




Sly, dla nas wszystkich, ZDOBYŁEŚ tego Oscara!

Drugim szokiem było przyznanie Oscara dla filmu "Spotlight". Owszem, to dobra produkcja, co wyżej napisałem, ale czy był to najlepszy film roku? Fakt, porusza strasznie trudną tematykę, ale czy to wystarczający powód, by przyznać Oscara? Byłem pewny, że "Mad Max" nie ma szans, ale na 99,9% pewny byłem wygranej "Zjawy". A tu szok i konsternacja. Potwierdziła się jednak i tym razem moja zasada, którą chyba faktycznie znają Akademicy: od wielu lat wygrywa film, o którym po trzech miesiącach nikt nie pamięta... Szkoda...

Cóż więcej mogę rzec? Chyba już nic. Tegoroczna gala nie zmieniła mojego podejścia do Oscarów - dalej uważam, że umarły wiele lat temu i wygrane filmy nie są już czymś, co trzeba za wszelką cenę oglądać. Może za rok coś się zmieni? Eeee, nie, nie ma na to szans....




DODATEK:
 

Aaaaa, zapomniałbym o hitlerowskim UFO, którym zachęcałem Was wczoraj do przeczytania tej notatki. Wszyscy pewnie spodziewali się, że znalazłem kolejny film Z-klasy, w którym kosmici, tym razem tacy od Hitlera, atakują Ziemię. Nic bardziej mylnego! Otóż, parę lat temu powstał film... dokumentalny zatytułowany "Hitlerowskie UFO" - twórcy tej produkcji łączą nazistów z latającymi spodkami, które widywane były, między innymi, nad Roswell. Muszę przyznać, że teoria byłaby fajna, gdyby nie to, że skupiono się tylko nad Ameryką Północną i Południową, totalnie pomijając inne miejsca, gdzie ktoś zauważył "latające spodki". Oczywiście, nie wierzę w kosmitów, dlatego teoria z "Hitlerowskich UFO" bardzo mi się spodobała - szkoda, że nie zaprezentowano jej w szerszej perspektywie. W tej, praktycznie, moim zdaniem, upada. Ale polecam - ciekaw jestem Waszej opinii.




Na sam koniec, standardowo, zaprezentuję Wam produkcje na które najbardziej czekam w tym miesiącu:


3) "Wstrząs"
2) "Triple 9" (polski tytuł przemilczę)
1) "Londyn w ogniu"


Jak widać, szykuje się bardzo przeciętny miesiąc... No nic, może jednak coś nagle odpali i będzie gucio :)







8 komentarzy:

  1. Ogłaszam się czytelnikiem nr 1 i oświadczam, że to, co Pan redaktor Wiking napisał o "Chemii" oraz o "Na granicy", to SKANDAL i kpina.
    Ale zgadzam się z prawie całą resztą, więc wybaczam :D
    P.S. Potrzebne sprostowanie dot. "Ave, Cezar!" - "Zanosiłem się śmiechem przez cały seans" - Cały? Czyżby? Jakoś nie słyszałam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie! :D Przecież Ci zapłaciłem, żebyś wszystko potwierdziła! :/

      Usuń
    2. A fakt... w umowie jest napisane, że potwierdzam, że zanosiłeś się śmiechem przez cały seans "Ave, Cezar!" - potwierdzam więc :D

      Usuń
    3. Ehhh, zbyt mały druczek był :D

      Usuń
    4. A "Chemia" jest superultramegagit, a "Na Granicy" wręcz przeciwnie :D

      Usuń
    5. Na której stronie jest ten zapis? Coś nie widzę :D

      Usuń
    6. To akurat przeoczyłem, bo nie miałem takiego budżetu na opłacenie komentarzy :D

      Usuń
  2. Dowodem jestem, że czytelników jest więcej. Nie znoszę Allena!

    OdpowiedzUsuń