środa, 9 września 2015

Wiking Recenzuje: "Transporter: Nowa Moc"






Pewnie myślicie, że ten tytuł to żart. Miliardy filmów gościły w kinach od ostatniej recenzji, masa filmowych wydarzeń miała miejsce po drodze, a i trailerów, plakatów i innych szajsów pewnie z pierdyliard przegapiłem. W Waszych głowach pojawiają się zapewne myśli w stylu: "Chyba Wikingowi ktoś zbyt mocno przywalił toporem", "Co ten gość bierze? Bo chyba wikińskie zioła lecznicze zbyt mocno mu mózg wyżarły", "O co chodzi, bo jestem tu pierwszy raz". Ale tak, dobrze widzicie, oto przed Wami recenzja nowego filmu z serii "Transporter"...






Ale jaki "Transporter" jak tu Jasona brakuje? Ano właśnie. Twórcy wywołali spore kontrowersje zatrudniając jakiegoś kasztaniucha z nudnego i przereklamowanego serialu stacji Ejcz Bi Joł zatytułowanego "Gra o Zrobienie Ludziom Wody Z Mózgu, Iż Jest To Najlepsze Serial W Historii". Co więcej - postanowili nie zmieniać imienia i nazwiska głównego bohatera opowieści, zatem i Statham i Skrein grają tą samą postać! W tym miejscu powinniśmy skończyć, zebrać się, dokonać inwazji na chaty wszystkich twórców i sprawić im w prezencie krwawego orła. Ale jako, że jestem Wikingiem o usposobieniu pokojowym, postanowiłem dać szansę Bessonowi i innym i ten film obejrzeć na wielkim ekranie i to nie dlatego, że kiedyś pan Więckiewicz rzekł mi w reklamie, że fajno jest wspierać legalną kulturę. Po prostu, po ostatnich, dość zabieganych, dniach, miesiącach, latach, wiekach i tysiącleciach postanowiłem pójść do kina się odmóżdżyć - a co gwarantuje lepsze odmóżdżenie niż Audi s8 (niestety nie zapłacili mi za tę reklamę), które w pojedynkę dewastuje Lazurowe Wybrzeże i zabija złych panów chcących zrobić coś złego tym dobrym?






Oto zatem przed nami kudłaty Frank Martin, który ma kudłatego ojca Franka Martina Seniora oraz kilka pojazdów marki Audi. No i ma komórkę, której nie odbiera w czasie jazdy, mimo, iż posiada zestaw słuchawkowy. Potem jednak siedząc z ojczulkiem w swojej hacjendzie i wcinajac rosół i schabowego (jak w każdą niedzielę) fołna odebrać już może i co w nim słyszy? To samo co słyszał zawsze Dżejson: "Czy to pan Transporter?". Prawdziwy Polak odłożyłby telefon i dokończył obiadek, ale nie nasz Franku - ten mówi, że tak, że zgarnia misję, że wymyje swoje s8 i przyjedzie strzelić misję. No i siema, no i cześć, bo potem scenariusz wygląda następująco: s8, s8, s8, s8, s8, rozmowa, s8, s8, s8, s8, s8, rozpierducha, s8, s8, s8, s8, porwany ojczulek, s8, s8, s8, s8, rozpierducha, s8, s8, s8, ładny widoczek i już napisy końcowe. Bo tak naprawdę głównym bohaterem tej opowieści nie jest jakiś Frank Martin, a Audi s8, które na ekranie jest częściej niż papież w czasie niedzielnego "Anioł Pański". "Transporter: Nowa Moc" to po prostu najdroższa reklama samochodu w historii. Ale czy tylko samochodu? To przecież piękne dzieło sztuki, dowód na boskość istot ludzkich i coś o czym marzy każdy facet (no dobra, nie każdy, ci inni wolą torebki :P). Co więcej - mi to ABSOLUTNIE NIE PRZESZKADZA! O tym dlaczego, to za momencik. Ponapawajmy się jeszcze widokiem tego cudnego pojazdu:






No dobra, do rzeczy. Owszem, s8, jest przecudne i przewspaniałe, ale dlaczego, do jasnej ciasnej, piszesz koleś o tym, a nie o aktorach, fabule i innych pierdołach, które składają się na film - pomyśleli pewnie niektórzy z Was. Bo oto twórcy nowego "Transportera" doszli do wniosku, że i owszem, Skrein był tani i wziął groszową wypłatę w stosunku do Jasona, ale i jego skille nie pozwalają mu na jakiekolwiek wyrażanie emocji. Myśleli, myśleli i wymyślili. Niech to Audi będzie głównym bohaterem, a Edzio niech mu tylko towarzyszy - eureka i pomysł gotowy. Potem poszli na piwo i dopisali historię. Ale, że to Francja i piwo jest tam kijowe, to wrócili trzeźwi i upichcili, o dziwo, całkiem niezłą historyjkę. Ba, dodali nawet zwroty akcji. Podobno. Tak, czy siak, fabuła wcale nie schodzi na dwudziesty ósmy plan i wprawiając mnie tym w osłupienie da się ją w filmie zauważyć. Jest konflikt, są femme fatale, są pościgi, są strzelaniny, jest śmieszny ojczulek Bond, jest s8, są różne ładne miejscówki, jest s8, są fajne suchary i jest s8. Tak, ten scenariusz, w przeciwieństwie do miliarda poprzednich, Bessonowi się udało. A może udał się tym dwóm innym ziomkom, którzy tę historię współtworzyli? Nieważne, grunt, że nie powoduje to bólu zębów i chęci uduszenia twórcy "Piątego Elementu".






Ano właśnie, pisałem o Edku i myśli dokończyć zapomniałem. Otóż jest on tak drętwy, że w tej kategorii wygrywa nawet z entami z "Władcy Pierścieni". On jest tak drewniany, że jakby był Polakiem, to na potrzeby Węży powstałaby kategoria "Najgorszy aktor w historii" i gwarantuję, że ten ziomek zostawiłby daleko za sobą panią Kurdej-Szatan, pana Szyca, pana Karolaka i innych naszych asów aktorstwa. Czasem aż zastanawiałem się, jak można wyrażać smutek, wściekłość i radość tą samą miną - ale nie doszedłem do konkluzji, zatem pewnie jestem zbyt głupi na zrozumienie mocy twarzy tego kolesia. Na szczęście partneruje mu Aud... znaczy Ray Stevenson, który aktorem jest wyśmienitym i tym filmem jedynie to potwierdza. Wszystkie sceny z jego udziałem są popisem jego kunsztu i wszystkie te sceny stanowią o sile tej produkcji. Bo Ray ma dystans do siebie i potrafi to w genialny sposób okazać. Kibicujemy mu, by przypadkiem jakiś zły koleś nie zrobił mu kuku i mamy zaciesz z każdego zdania, które wypowiada. Absolutna aktorska petarda i najjaśniejszy punkt obsady. Mamy też wspomnianą panią femme fatale, której misterny plan jest tak misterny, iż nawet najstarsi Indianie (lub enty) nie pamiętają tak skomplikowanego planu zemsty. Po co podejść do kolesia i strzelić mu z pistolca w bańkę, skoro, jak się potem okazuje na jego łajbę pani ta może dostać się bez problemów, a ów zły pan nawet nie krępuje jej rąk, by mu kuku nie zrobiła. Lepiej jest zaangażować w swoją intrygę pana niełysego Transportera, jego ojczulka, jakiś innych złych kolesi, jakieś kobietki, jakiś policjantów, jakąś truciznę i s8. Się kobitka naprawdę zirytowała faktem, iż zły pan był dla niej niezbyt miły. Pamiętajcie panowie - jeśli Wasza dziewoja ma dużo peruk, a Wy jej podpadniecie, to w zemście na Was wezmą udział sąsiedzi, eskimosi, teletubisie i fiat multipla. Brrr, aż mnie ciary na myśl o tym ostatnim przeszły. Bądźcie mili, tak jak powinniście być zawsze. I o dziwo, wybaczamy jej tą misterną intrygę, bo pani Loan Chabanol, która ją gra, wypada na ekranie bardzo przyjemnie. W każdym razie, jej mimika nie ogranicza się do jednego wyrazu twarzy i jestem nawet w stanie napisać, iż tak ciekawej femme fatale w ciągu ostatnich dwóch lat na ekranie nie widziałem. Owszem, nie jest to jakiś ultrapopis aktorstwa, ale Loan wypada na ekranie bardzo przekonująco. No i pozostał nam już tylko czarny charakter. Znaczy nie, to nie historia teatralna i na ekranie nie pojawia się tylko czterech bohaterów. Są i inni, ale po co o nich pisać skoro albo służą za gadające manekiny albo za worki treningowe? Zatem wracając - główny czarny charakter jest niedobry, bo robi z dziewczynek prostytutki i podpadł kiedyś, za czasów komandosowania, naszemu Frankowi. Tak, bo wszyscy tu wszystkich znają i wszyscy mają do siebie jakieś wąty. Główny worek treningowy jest oczywiście Ruskiem i oczywiście gada ze śmiesznym akcentem - może faktycznie istnieje jakieś miasto w Rosji, gdzie tak gadają? Bo i po co w każdym filmie Ruscy gadaliby z tym takim przeciąganiem słów? W każdym razie nasz główny zły tak gada, ale, że jest też tak zły, że zasługuje na łomot, to i łomot dostać musi. Po co mu zatem skill aktorski? Z tego założenia wyszli też twórcy filmu - Radivoje Bukvic udaje zatem twardziela przez cały film tylko po to, by ktoś spuścił mu manto. Ale robi to, jak na swoje umiejętności, i tak całkiem dobrze. Choć pewnie zauważyłem to tylko dlatego, że Skrein jest takim drewnem. Ogólnie jednak zbyt mocno narzekać nie można - jak na tego typu film, aktorzy i tak się sprawdzili. Prócz Edzia, który jest jaki jest...






Do kina poszedłem jednak nie po to, by aktorzy szpanowali grą a'la z teatrów szekspirowskich, a po to, by się dobrze bawić. A bawiłem się nie tyle dobrze, co kapitalnie! Akcja gna do przodu na złamanie karku, pościgów, strzelanin i zadym jest tu od groma, a poziom przegięcia pały sięga... przegięcia pały. A wszystko to zostało zrealizowane w sposób mistrzowski. Walki wyglądają kapitalnie - choreografia została przygotowana wręcz genialnie. Łup, bach, łup, haja, łup - Frank przedziera się przez tabuny wrogów w epickim stylu. Jest i sloł moł i efekciarska kamera - oj tak, walki są niesamowite. Do tego dochodzą absolutnie cudowne sceny z Audi s8 - pościgi zrealizowano wręcz bajecznie. I to nie dlatego, że są tak nierealne, a dlatego, że wyglądają tak miodnie. Scena pościgu po wyjściu z banku, czy sceny na lotnisku po prostu miażdżą systemos. Adrenalina aż wylewa się z ekranu! Co prawda francuska policja znowu musi kupić miliard radiowozów, ale cóż zrobić...






No i tu dochodzimy do zdjęć. Bez ich efekciarstwa ten film nic by nie znaczył i byłby pokraką godną "Obcego Ciała" Zanussiego. Christophe Collette stworzył małe arcydzieło. Obroty kamery, kamera "z lotu ptaka", kamera z maski Audi, kamera sprzed Audi, ujęcie końcowe - majstersztyk. To jedne z najlepszych filmowych zdjęć jakie widziałem w tym roku!







Na koniec pozostaje nam niby zbyteczny, jak na tego typu film, element układanki, czyli muzyka. Tu zaskoczenia nie ma - z głośników wydobywa się głupia łupawka, której po prostu nie dałoby się słuchać poza kinem. Ale, o dziwo, do ekranowych wydarzeń pasuje idealnie i fajnie uzupełnia rozpędzone tempo produkcji.







Czy zatem warto udać się do kina na "Transporter: Nowa Moc"? Jeśli macie ochotę na efekciarską, choć głupią, rozrywkę, w której główną rolę gra samochód, a partneruje mu ultrasztywniak, to kupujcie bilety już teraz. Jeśli jednak od kina oczekujecie zadumy, powagi i użycia mózgu, to pewnie nawet "Transportera" nie znacie. Ja, jako fanatyk serii, wyszedłem z kina z bananem na twarzy - bo pomimo tego, iż nie jest to produkcja bardzo dobra, to swoje założenia spełnia w należytym stopniu. Frank Martin powrócił i choć nie jest łysy, dalej potrafi porządnie skopać dupska frajerów, którzy postanowili z nim zadrzeć.





Ocena:

7,5/10







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz