Oto przed Wami wpis numer "czysta". Tak, to znaczy, że jak go przeczytacie, to idziecie na czystą - ale uwierzcie, nie będzie Wam łatwo :D Bo oto przed Wami najgłupsze możliwe porównanie filmów, jakie ostatnio czytaliście. Bo czy znacie kogoś, kto zestawiłby ze sobą marvelowego potwora nastawionego na zysk z potworkiem sygnowanym przez wytwórnię Asylum? Cóż, byłem trzeźwy, jak to wymyśliłem, zatem mój gar chyba już naprawdę jest zryty. Ale oto przed Wami starcie mrówy z rekinami! (kurde, chyba mam hip-hopowy dar - a może mam zostać następcą Adasia Mickiewicza?) :)
Porównanie
|
„Ant-Man”
|
„Sharknado 3”
|
Fabuła
|
Cóż, tym razem Marvel dał ciała na całej linii. Wydawać
by się mogło, że tak głupia postać jak Ant-Man musi zostać przedstawiona w
podobnym stylu jak „Strażnicy Galaktyki”, tak, by widz nie zwracał uwagi na kiczowatość,
a oglądał to z „przymrużeniem oka”. To się nie udało – chciano zrobić film „na
serio” i wyszła totalna patologia. Tak to jest, jak w miejsce kapitalnego
reżysera, jakim bez wątpienia jest Wright, zatrudnia się kasztana, który zna
się na tym fachu, jak Uwe Boll. Zamiast świetnego edgarowego pastiszu
otrzymujemy mdłą i żałosną historyjkę. Fatalna decyzja włodarzy Marvela.
|
Tym razem nasi dzielni bohaterowie nie „walczą”
z jednym, a z kilkoma „rekinadami”, których połączenie spowoduje apokalipsę większą niż ta, którą zapisał na haju święty Janek. Tego scenariusza nikt tu jednak nie traktuje „na serio” – tu wszystko jest pastiszem, to film, który śmieje się z samego siebie. W czasie seansu otrzymujemy zatem specyficzne „interpretacje” przygód Bonda, dzieł katastroficznych oraz wszelkiej maści produkcji, które do dziś uważa się za absolutną klasykę filmową. Scenarzyści polecieli „po bandzie”, jednak zrobili to w tak genialnym stylu, że my, widzowie, możemy jedynie płakać ze śmiechu. A za rekiny w kosmosie – dodatkowy giga plus! |
Bohaterowie
|
Czy w
tej produkcji da się w ogóle kogoś wyróżnić? Chyba nie. Wszystkie postacie są
sztuczne, pozbawione charakteru, wytarte z emocji – widz nie ma się tu z kim
utożsamiać. Dawno nie widziałem tak bezpłciowego bohatera – Ant-Man
przekracza wszelkie możliwe poziomy bycia nudziarzem. Niby walczy o rodzinę,
jednak robi to w takim stylu, że równie dobrze mógłby walczyć o ocalenie
jamnika, którego łapka ugrzęzła w studni. Pal już licho, jakby tylko on
smęcił – w tym filmie, niestety, wszyscy smęcą. Dziadzio, panienka i
sztucznie zabawny Meksykanin – tak stereotypowych bohaterów ze świecą szukać
nawet u Michaela Baya… To chyba jedyny film Marvela, w którym żadna postać
nie zostaje nam w pamięci.
|
Tu zmian
żadnych nie uświadczymy. Główni bohaterowie ratują świat, wszyscy naokoło
szybką giną, a rekiny latają we wszystkich kierunkach. Tu jednak postacie
przerysowane są celowo, żadna z nich nie smęci, widz nie ma ochoty przewijać
ich dialogów, bo przynajmniej są zabawne. Stereotypy gonią tu stereotypy,
tylko, że my doskonale widzimy to, że bohaterowie tacy mieli tu być –
wyśmiewane są tu wszystkie cechy „ludków, którzy ratują świat”, a ich kreacja
jest tak kapitalna, że nie można się niczego przyczepić. Fin, Nova i Gilbert nokautują
:D
|
Aktorzy
|
Teoretycznie czekają na nas samego głośne nazwiska –
szkoda tylko, że obsada wyszła z założenie: „poudaję drewno na ekranie, a
potem udam się do pani księgowej po wielomilionowy czek”. Dawno, w żadnym
filmie Marvela, aktorzy nie spisali się tak żałośnie. Bo jak inaczej nazwać
Majkela Daglasa, który wręcz poniża się na ekranie, by móc zgarnąć hajs na
lepszą emeryturkę? Czemu ja się jednak dziwię? Stanowisko reżysera piastował
idiota, który nie potrafi się wysłowić, a na dodatek nie ma żadnej
osobowości. Było się nie czepiać wizji Wrighta, to otrzymaliby film, co
najmniej, bardzo dobry – a tak dostali słabiutki.
|
Tu czekają na nas również głośne nazwiska – tylko, że
filmów klasy Z. Ale wiecie co jest w tym najlepsze? Że oni milionów nie
wyciągają, jednak swoje ekranowe zadania wykonują perfekcyjnie. Nigdy nie
przebiją się do elit Hollywood, bo ich umiejętności starczają właśnie na
produkcje rodem z Asylum, jednak oni tego nie ukrywają. Do „sharknadowej”
konwencji nadają się idealnie i nie wyobrażam sobie, by jakiś inny aktor
zagrał Fina, czy Lucasa. Osoba odpowiedzialna za casting do tej serii
zasługuje na olbrzymie uznanie.
|
Cameo
|
Jak to
u Marvela, cameo być musiało. Nie zdradzę niczego, jeśli powiem, że na
ekranie pojawia się tym razem Falcon – szkoda tylko, że jego obecność niczego
tak naprawdę nie wnosi. Niby pełni ważną rolę dla fabuły, jednak absolutnie
się tego nie czuje. Nagle jest, bum-bum, znika i potem nagle staje się jakimś
VIPem. Ciekawsze jest już początkowe cameo, w którym widzimy pewną znaną
dziewoję, która już swoje w uniwersum zrobiła, a obecnie rozbudowuje je w
innym medium przekazu. Nazwiska nie zdradzę, bo i Marvel je ukrywał do czasu
premiery. Szkoda tylko, że pojawia się na tak krótki okres czasu…
|
Twórcy
„Sharknado 3” zapewnili nam najlepsze cameo ostatnich lat. Bo oto na ekranie
pojawia się pewien znany pisarz, który zasłynął tym, że lubi wysyłać swoich
bohaterów w zaświaty. Brawa za olbrzymi dystans do siebie! No i znajdzie się
miła niespodzianka dla fanów „Z Nation” ;)
|
Reżyser
|
Był Wright, ale skończyło się na Reedzie. To tak, jakby
zamienić Astona Martina na rower bez kół. Fatalna decyzja włodarzy Marvela
wpłynęła fatalnie na jakość filmu. Zamiast pastiszowego „Ant-Mana”, Reed
postanowił nakręcić „Człowieka-Mrówkę” w poważnym tonie. Czy znacie drugiego
takiego idiotę, który tak głupią postać chciałby przedstawić „na serio”? Ja
też nie znam…
|
O Ferrante mogę pisać jedynie w superlatywach. Jak na
reżysera ze stajni Asylum, wyróżnia się nie tylko umiejętnościami, ale i
podejściem do kręconego materiału. Dzięki niemu „Sharknado” od zawsze było
filmem pełnym dystansu, ironii, dowcipów na temat podrzędnego kina. Gość ma
olbrzymie wyczucie jeśli chodzi o kręcenie takich produkcji i chwała mu za
to! To właśnie on jest ojcem sukcesu tej serii i to właśnie on pokazał nam,
że filmy klasy Z, mogą okazać się lepsze nie tylko od hollywoodzkich
blockbusterów, ale i filmów, które ludzie uważają za artystyczne, a które są
tak naprawdę zwykłymi paździerzami.
|
Efekty
specjalne
|
To
chyba największa zaleta tej produkcji. Ostatnie 30/40 minut to wizualna
orgia, która naprawdę daje nam sporo frajdy. Przestajemy wtedy ziewać i w
końcu widzimy, że za tą produkcją stoi Marvel, a nie twórcy filmowego „Wiedźmina”.
Efekty specjalne są fenomenalne i temu nie da się zaprzeczyć. Czy to Mrówa
walczy z Pseudoowadem w normalnych rozmiarach, czy jako karaluch, to i tak
prezentuje się to naprawdę okazale. Po tych scenach zorientowałem się, że
cały budżet nie poszedł na Majkela, ale, że i na efekty coś zostało.
|
Jeśli
w przypadku „Mrówy” liczyły się efekty megaultranawypasie tak tu siłą
produkcją są te tworzone w jakimś totalnie beznadziejnym programie
graficznym. Te podrzędnie zrealizowane sceny walk, te podrzędnie zrealizowane
sceny z urywaniem kończyn, czy te podrzędnie zrealizowane sceny w kosmosie,
po prostu walą nas po oczach nie chałą, a swoją zajebistością. Produkcja ta
nie byłaby z nami szczera, gdyby nie te chamskie, sztuczne efekciki, które
jedynie potęgują pastiszowość tego filmu. No i to przecinanie rekina
mechaniczną piłą świetlną (tak, jest
tu i parodia „Star Wars”) <3
|
Muzyka
|
Jakaś jest – kompletnie jej nie pamiętam.
|
Tu już należy się plus za kultową balladę o „Sharknado”.
Oprócz niej otrzymujemy tu naprawdę świetny soundtrack, który idealnie pasuje
nie tylko do przyjętej konwencji (muzyka ze sceny wchodzenia na prom!), ale
również i do ekranowych wydarzeń (pseudobondowska nuta na samym początku).
Teraz się nie dziwię, że Asylum wyda płytę z utworami z tego filmu! Ja chcę
to w Polsce!
|
Inne
elementy
|
Yyyyy,
nic?
|
Fenomenalne,
bondowskie intro, rozpierducha „po bandzie”, finał! Zapewne o czymś i tak
zapomniałem, ale na pewno zaliczam to do plusów tej produkcji!
|
Podsumowanie
|
„Ant-Man” okazał się chałą. Inne zdanie mają chyba
tylko zaślepienie fani Marvela, którzy jarają się wszystkim, co wyjdzie z ich
rąk. Też zaliczałem się do tej grupy, bo filmy z tej „stajni” prezentują
bardzo wysoki poziom, jednak nad patologią „Mrówy” nie mogę przejść
obojętnie. To film, którego po prostu nie da się polecić – jest nudny, mdły,
słaby, tragiczny. Na samą myśl o tym, że Ant-Man zagości w kolejnych
produkcjach Marvela, aż chce mi się pojechać do Hollywood i skopać parę
zadków, byleby tego nie robili. Niech ten kasztan zaginie w odmętach
filmowych archiwów!
|
Ja tu nic nie muszę już dodawać. „Sharknado” z każdą
kolejną częścią staje się coraz lepsze, a najnowsza część serii po prostu
miażdży system. Trzeba mieć jaja i olbrzymi dystans do siebie i świata, by
stworzyć aż tak pozytywnie pojechaną produkcję! Ja już chcę „czwórkę”!
|
Zatem konkluzja jest następująca: pijcie soki owocowe! Dziękuje za uwagę! :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz