poniedziałek, 3 marca 2025

And the Oscar goes to...

 


Ah, Oscary, najwspanialsze nagrody filmowe, które zawsze trafiają do najlepszych filmów i twórców. Oglądanie gali to moja pasja, z wypiekami na twarzy czekam na werdykty w każdej z kategorii. Uwielbiam przemowy zwycięzców, zawsze mnie zaskakują i za każdym razem sprawiają, że odmienia się moje życie. Ależ smutno, że na kolejną galę trzeba czekać aż rok. No nic, pozostaje podsumować wydarzenia dzisiejszej nocy! Ileż się działo! To była najlepsza gala w historii!



Pisząc ten absurdalny wstęp starałem wczuć się w odczucia oscarowych fanatyków. Choć nagrody te od 966 roku są synonimem kiczu i chłamu, oni się nie poddają, zarywają noce twierdząc, że warto, że zwycięzcy są (praktycznie) zawsze wspaniali. Cóż, znam pierdyliard lepszych sposobów na spędzenie nocy (m.in. oglądanie jak porusza się wskazówka zegara czy też podziwianie kurzu opadającego na parapet), ale co kto lubi. Każdy ma swój fetysz... Postanowiłem jednak, że sprawdzę (oczywiście z rana, nie zarwałem nocki), kto w tym roku tryumfował, bo byłem ciekaw, czy takie ścieki jak "Emilia Perez" czy "Miedziaki" dostały nagrody, co równałoby się z tym... Choć nie, z niczym już by się nie równało, bo Oscary i tak są warte tyle, co filmy Patryka Vegi.



Podsumowanie tej szalonej, niczym siedząca przy kawce pani z ZUSu, gali należy zacząć od tego, że się odbyła, już się zakończyła i że następna dopiero za rok. To najbardziej pozytywna wiadomość dzisiejszego poranka. Przez dłuższy czas nie będę musiał przeklikiwać artykułów, w których jakieś randomy z internetu zwane krytykami filmowymi, będą pitolić, który z żenujących, w porywach średnich, obrazów zgarnie Oscary. Po co Wy nad tym móżdżycie? Zlukajcie typy bukmacherów, którzy przewidują zwycięzców 400 lat przed galą i rzadko się mylą. Ludzie kochani, dziadki z Akademii z zaawansowanym Alzheimerem zaskakują mniej więcej tak mocno jak to, że po nocy nastanie dzień. Czasem przez fakt, że akademicy wysyłają swoje werdykty na glinianych tabliczkach gołębiami pocztowymi (komputer dla nich to wynalazek szatana, bo jak to może tak być, że klika się tam myszą - myszy to oni jedli, gdy się  rodzili 4000 lat temu patrząc na ich średnią wieku, na śniadanie, które spożywali z mamutami) nie docierają one do celu (bo gołąb zabłądzi albo zostanie zjedzony przez wściekłego nietoperza), czyli do nadakademika, który nie ma jeszcze Parkinsona i potrafi spisać wyniki na pergaminie. Wtedy jest przypał, bo nagle okazuje się, że przewidywany do zwycięstwa film przegrywa - zdarza się to rzadko, ptaki te jednak magicznie znajdują głównego dziadka z Akademii praktycznie zawsze. Zsumowaniem wyników na liczydle zajmuje się zaś ten akademik, który jeszcze cokolwiek widzi chociaż na jedno oko. Gdy otrzymuje jakieś liczby, nikt tego nie sprawdza, bo trzeba się spieszyć z przygotowaniem kaczek i basenów medycznych na galę. Potem to już tylko wręczenie Oscarów na pompatycznej gali, na której jest więcej botoksu i sztucznych bioder niż emocji. Nara, do zoba za rok.



Najciekawszym wydarzeniem tegorocznej gali było to, że nikt nie dostał zawału serca, co przy średniej wieku dziadów z Akademii, jest osiągnięciem na miarę wejścia na Mount Everest nago i to idąc na rękach. Szacun! Czy działo się coś jeszcze? Absolutnie nic. 



Największym wygranym tegorocznej gali okazał się film "Anora". Zapewne spowodowane jest to tym, że dziadki z Alzheimerem chciały nagrodzić "Emilię Perez", acz po tym, jak ktoś zapoznał ich z magicznym wynalazkiem w postaci platformy Gówno Muska (kiedyś Twitter), gdzie osoba trans będąca głównym ryjem tego filmidła krytykowała wszystko, co akademicy lubią, musieli zmienić swoje typy (a wiecie jak trudno jest poprawić błędy na glinianych tabliczkach?). Używając swoich kretyńskich wytycznych, że nawet osoba czyszcząca toalety musi być z mniejszości etnicznej (bo wiadomo, że to decyduje o jakości filmu), postanowili, że skoro nie mogą nagrodzić osoby trans, to przyznają nagrodę za film o sex workerce. Nie jest to może tak trendy dla dziadków jak zmiana płci, ale cóż... Sex workerki przynajmniej znają osobiście, osoby trans niekoniecznie. Oni i tak odkorkowali szampany ciesząc się, że są progresywni, bo nagrodzili film o pracownicy seksualnej. Tym samym w najważniejszych kategoriach (najlepszy film, najlepszy reżyser, najlepszy scenariusz oryginalny, najlepsza aktorka pierwszoplanowa) wygrał kolejny przeciętny film o którym za miesiąc nikt nie będzie pamiętać (dziadki z Akademii już nie pamiętają - Alzheimer). Mówimy bowiem o dziele, które stara się być cool, udając, że jest zaginionym obrazem Tarantino lub Ritchiego. Tyle, że aby stworzyć dzieła na miarę tych panów trzeba mieć talent, a nie być rzemieślnikiem jak Baker (absurdem Oscarów jest to, że tacy twórcy jak Hitchock czy Kubrick nagrody tej nie dostali, a taki Baker nagrodę otrzymał). "Anora" to bowiem obraz, który niczym nie zaskakuje. To długi film z niezłą pierwszą połową (druga powodowała, że wciąż patrzyłem na zegarek, by sprawdzić, ile katorgi jeszcze przede mną), prowadzący jednak do niczego. Totalnie nie rozumiem fenomenu tej produkcji. Najśmieszniejsza w tym kontekście jest nagroda za scenariusz. Nagrodzono bowiem film, który nawet koło "oryginalnego" nie stał. Powiela znane motywy, robi z ruskich spoko ziomków (chyba tylko dla trumpka i jego przydupasa muska to są spoko ziomki) i jest przewidywalny niczym klęska reprezentacji Polski w piłce nożnej. Tak samo nie pojmuję zachwytów nad Mikey Madison - rola jak rola, mnie nie porwała. Tym samym "Anora" dołącza do całej masy przeciętnych filmów, które na Oscara nie zasłużyły, a mogą się pochwalić kilkoma... Zresztą dziadki z Akademii i tak tego filmu nie widziały - był na literę "A", zatem zaznaczyli dzieło Bakera, bo było pierwsze na liście. Cyk, głosowanie odhaczone, nic nie trzeba oglądać.



A co z innymi zwycięzcami? "Flow" ogłoszono najlepszym filmem animowanym - WOW, oscarowcy potrafią jednak raz na pierdyliard lat docenić faktycznie najlepszy film w danej kategorii (wypadek przy pracy, pewnie wypisywali typy na ślepo, bo zapewne żadnej animacji nie obejrzeli). A tak poza tym to Kieran Culkin zdobył nagrodę za rolę Romana Roya tyle, że w filmie "Prawdziwy Ból" (tym samym pokonał Jeremy'iego Stronga, który grał Kendalla Roya tyle, że w filmie "Wybraniec"). Pianista otrzymał Oscara za rolę architekta. Gamora bez makijażu zdobyła statuetkę za rolę tańczącej i wyjącej prawniczki, która musi spełniać absurdalne zachcianki mafioza rodem z filmów Patryka Vegi. Oscara dla najlepszego filmu międzynarodowego nie mógł zdobyć szrotowaty obraz o transgangsterze, zatem uhonorowano średni obraz z Brazylii. Najlepsze zdjęcia miał ponoć film o pianiście, który grał architekta. Reszta nagród już totalnie nikogo nie obchodzi.



Jakie wnioski wyciągnę z tej gali? Dziadki z Akademii wciąż nie oglądają filmów, żyją zamknięci w swoich bańkach, a głosują na obrazy, które ktoś kiedyś obejrzał i wcisnął im, że to wybitne dzieła. Tak to się już od lat kręci. Grunt, że zgadzają się wymyślone przez oscarowców zasady inkluzywności (zasady znajdziecie TUTAJ). Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dziadki ]dopuszczając do walki o nagrody jedynie filmy stworzone według wymaganych schematów, filmy te zabijają. Nikt nie patrzy już na poziom dzieła, na jego fabułę, na aktorstwo - ważne, że trzecim operatorem kamery był Eskimos, a catering dostarczyła osoba czarnoskórka. Tu już nie chodzi o to, by nagradzany obraz był arcydziełem - chodzi o to, by dobrać całą ekipę według absurdalnych reguł. Doszło do tego, że możesz nie mieć pracy będąc na przykład wybitnym operatorem, bo wykluczy Cię Twój kolor skóry, który w danym momencie nie pasuje już do dobranej obsady. Oscary to nie są już nagrody filmowe. To nagrody dla producentów, którzy odhaczą, jak najwięcej punktów z inkluzywnej listy Akademii. Doszliśmy już do takiego miejsca, że nagrody filmowe muszą zostać zaorane, muszą po prostu zniknąć. W obecnej formie nie mają po prostu racji bytu. Cóż, moje marzenie się nie spełni, za rok oscaroświry znów zarwą nocki, a ja wstanę z rana i czytając news podsumowujący galę będę miał ciągłego fejspalma... Znów rewolucji nie będzie...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz