środa, 18 października 2023

Filmowe repetytorium Wikinga: rok 1970

 


Zdecydowaliście swoimi "kliknięciami" - "Repetytoria" pojawiać się będą, bez zmian, w środy! Dziś zabieram Was w podróż do roku 1970. Zaczynamy?




NAJLEPSZE Z NAJLEPSZYCH - ROK 1970



"Jak rozpętałem II Wojnę Światową" to dla mnie nie tylko najlepszy film roku 1970 (rok produkcji to 1969, acz premiera odbyła się w 1970), ale i jeden z najlepszych, jakie oglądałem. Przygody Franka Dolasa zawsze bawią mnie do łez  - uwielbiam tu każdą scenę, każdego aktora (na czele z bezbłędnym Marianem Kociniakiem), każdy dialog, uwielbiam tu wszystko. To jedno z tych dzieł, które nie ma wad, to jedno z tych dzieł, które nigdy się nie zestarzeje, to jedno z największych arcydzieł polskiej kinematografii. No i nie zapominajmy, iż to właśnie z "Jak rozpętałem II Wojnę Światową" pochodzi najlepsza polska piosenka filmowa - "Róża i Bez" w wykonaniu Andrzeja Żarneckiego; w tym przypadku nie zapraszam do dyskusji, bo nikt mi nie wmówi, że jest inaczej.




"Rejs" na liście tej również obowiązkowo znaleźć się musiał. Ta improwizowana satyra nie trafi do każdego, ba, większość ludzi urodzonych w latach 00 i później, ze względu na mocne osadzenie obrazu w PRLu, może od tego dzieła się odbić. Dla mnie jednak to produkcja ponadczasowa. Każdy dialog to złoto, każda scena mnie bawi, muzyka Kilara jest fenomenalna, a trio Tym-Himilsbach-Maklakiewicz jest po prostu wybitne. A rozmowa o polskim kinie i aktorach? Klękajcie narody, prawdziwy majsterszyk. Uważam, że to polska klasyka totalna, pozycja obowiązkowa dla każdego kinomana.




"Dwanaście krzeseł" daje nam przedsmak tego, co zaoferuje nam w kolejnych latach Mel Brooks: totalnie absurdalne poczucie humoru. Poczucie humoru, które idealnie trafia w mój gust. Tak jak "katowałem" Was kinem Sergio Leone, tak teraz będę Was "katować: Melem Brooksem, bo to mój ulubiony, obok grupy Monty Pythona, komediowy twórca w historii. "Dwanaście krzeseł" nie osiąga jeszcze szczytów absurdalności, jest najbardziej stonowanym dziełem Brooksa, acz i tak rozbawi nawet największego smutasa. Znakomita obsada, masa znakomitych gagów oraz kapitalne słodko-gorzkie zakończenie powodują, że naprawdę warto tę pozycję znać. Jeśli jednak nie zaczęliście jeszcze swojej przygody z kinem Brooka, nie zaczynajcie jej od tego dzieła: w tym przypadku lepiej poznać jego późniejszą filmografię, by w pełni docenić "Dwanaście krzeseł".




"Złoto dla zuchwałych" to kultowa komedia wojenna osadzona w czasie II Wojny Światowej. Nie doświadczycie tu tragedii i brutalności tego konfliktu, seans minie Wam przy licznych (uwaga suchar) wybuchach śmiechu. W dziele tym Kelly i jego ekipa wychodzą z założenia, że na wojaczce można się dorobić, a że trafia się ku temu doskonała okazja, to trzeba z niej skorzystać. Po co bezsensownie ginąć, niech walczą inni. "Złoto dla zuchwałych" to przede wszystkim znakomita historia z niezwykle barwnymi bohaterami. Aktorski prym wiedzie tu wybitny Donald Sutherland, acz kapitalne kreacje tworzą tu również Clint Eastwood i Telly Savalas. Pełno tu scen, które zapadną Wam w pamięci (choćby westernowa z Tygrysem), pełno tu scen, które rozbawią Was do łez. "Złoto dla zuchwałych" zasłużenie uchodzi za klasykę kina: to dzieło niepowtarzalne, które bawić będzie całą masę kolejnych pokoleń.




"Borsalino" to NIESTETY dość nieznany film gangsterski osadzony w latach 30 XX wieku w Marsylii. To się musi zmienić! To dzieło fenomenalne, niezwykle klimatyczne, genialnie zrealizowane. Jest tu wszystko, czego oczekujemy od tego rodzaju obrazu: świetna fabuła (z genialnym zakończeniem), świetnie zrealizowane strzelaniny, świetny soundtrack. No i PRZEDE WSZYSTKIM są oni: wybitny duet Belmondo-Delon, perfekcyjni w każdej sekundzie projekcji. Sam dzieło to poznałem niedawno (około trzech lat temu), acz od tamtej pory doskonale je wspominam - dla mnie to klasyka kina gangsterskiego, którą należy znać. To kawał niesamowicie klimatycznej produkcji, która idealnie odnalazła się we francuskich realiach.



Pozostałe pozycje obowiązkowe z roku 1970:

- "Tora! Tora! Tora!"

- "Waterloo"

- "Sól ziemi czarnej"

- "Brzezina"

- "Kret"

- "Paragraf 22"

- "The Rolling Stones: Gimme Shelter"

- "Patton"

- "MASH"

- "Hydrozagadka"

- "Chisum"

- "Południk Zero"

- "Port Lotniczy"



Moje filmowe zaległości z roku 1970:

- "Love Story"

- "Mały wielki człowiek"

- "Dwa muły dla siostry Sary"

- "Dzięcioł"

- "W kręgu zła"

- "Zabriskie Point"

- "Epilog norymberski"

- "Tristana"

- "Człowiek zwany Koniem"

- "Był sobie łajdak"

- Akcja "Brutus"

- "Cromwell"

- "Wichrowe wzgórza"






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz