środa, 6 września 2023

Filmowe repetytorium Wikinga: rok 1964

 


Wielkie DZIĘKUJĘ za kapitalne przyjęcie pierwszego "odcinka" REPERYTORIUM! Cieszę się, że pomysł się przyjął i z wielką radością będę go kontynuować. Przed Wami moje ulubione filmy z 1964 roku.





NAJLEPSZE Z NAJLEPSZYCH - ROK 1964




Rok 1964 to dla mnie przede wszystkim wielkie rozpoczęcie "Trylogii Dolarowej" wybitnego Sergio Leone (który w tej serii będzie baaaardzo częstym gościem). "Za garść dolarów" jest dziełem absolutnie mistrzowskim, a i tak nie jest najlepszym, czym uraczył nas ten kultowy reżyser. Prezentowany obraz to brutalna dekonstrukcja klasycznych westernów: tu nie króluje dobro i honor, tu rządzą brutalność, cynizm i amoralność. Perfekcyjnie w dziele tym odnajduje się Clint Eastwood, który tworzy niezwykle zapadającą w pamięci widzów kreację - dzięki tej i kolejnym rolom u Leone, legendarny dziś aktor, tak naprawdę zaczął prawdziwą karierę. "Za garść dolarów" to również wyjątkowa, niesamowita muzyka Ennio Morricone oraz fantastyczne zdjęcia Massimo Dallamano i Federico Larray'i. Ciekawostką związaną z tym filmem jest to, że sam Leone baaaaaardzo mocno inspirował się (wręcz plagiatował) "Strażą przyboczną" Kurosawy, czego nie zaznaczył w napisach: Japończyk otrzymał w ramach rekompensaty m.in. 15% zysków ze sprzedaży biletów na "Za garść dolarów" (prawnicy Leone bronili go tym, że i "Straż przyboczna" dość mocno inspirowana była m.in. powieściami Dashiella Hammetta, czego Japończyk również nie miał zawrzeć w napisach do swojego dzieła). Nie zmienia to jednak faktu, że zarówno film Leone, jak i film Kurosawy, to dwa arcydzieła osadzone w zupełnie innych światach.




Nie uczcie się z tego dzieła historii - to po prostu kino przygodowe, które wykorzystuje motyw wojowniczych Skandynawów. "Długie łodzie Wikingów" doskonale bawią się wikińskimi motywami, mają absolutnie fantastyczną obsadę (z doskonałymi Sidneyem Poitier i Richardem Widmarkiem na czele), mogą pochwalić się kapitalną muzyką oraz PRZEDE WSZYSTKIM dostarczają znakomitej dwugodzinnej rozrywki. To dzieło, które mimo różnych wad (choćby dziwne kostiumy), ogląda się kapitalnie, które śmiało mogę zaliczyć do grona moich ulubionych obrazów lat 60 XX wieku. 




W zestawieniu tym nie mogło zabraknąć naszego rodzimego easternu (odpowiedź na western) - "Prawo i pięść" rozgrywa się na Ziemiach Odzyskanych po zakończeniu II Wojny Światowej, gdzie główny bohater staje do walki o zabezpieczenie mienia przed bandą szabrowników. Fabuła wciąga, acz dzieło to powinniście obejrzeć głównie dla wybitnych kreacji aktorskich Gustawa Holoubka, Jerzego Przybylskiego i Wiesława Gołasa. "Prawo i pięść" to rozliczenie z powojenną traumą i pokazanie, jak ludzie, którzy przeżyli piekło, chcą w końcu, na różne sposoby, z traumą tą sobie poradzić i ją sobie zrekompensować. Ozdobą filmu jest przepiękna ballada "Nim wstanie dzień" wykonana przez Edmunda Fettinga, do której muzykę napisał Krzysztof Komeda, zaś słowa Agnieszka Osiecka (prawdziwie mistrzowskie trio!). 




"Grek Zorba" to pozycja, którą większość ludzi kojarzy głównie z jednej z najbardziej znanych sekwencji tańca w dziejach kinematografii. A przecież sam film ma o wiele więcej do zaoferowania! Brawurowa rola Anthony'ego Quinna, przepiękna muzyka, porywające zdjęcia, doskonała reżyseria... Plusy tego dzieła można wymieniać i wymieniać! Najważniejsze jednak, byśmy wynieśli z tego obrazu lekcję: kochajmy swoje życie, zachowajmy optymizm, cieszmy się każdą chwilą. Tylko tyle i aż tyle.





"Doktor Strangelove, lub jak przestałem się martwić i pokochałem bombę" to kino antywojenne, satyryczne, które pod specyficznym płaszczykiem pokazuje realne problemy: idiotów u władzy, szaleńców, których napędzają absurdalne pobudki oraz ludzi, którzy muszą wykonać najbardziej nawet porypane rozkazy, którym wewnątrz siebie się sprzeciwiają. Kubrick opowiada historię z kilku różnych perspektyw, oferuje nam niezwykle błyskotliwe dialogi, a także ukazuje smutną prawdę: historia lubi się powtarzać. "Doktor Strangelove" nie byłby też tym, czym jest, gdyby nie wybitna POTRÓJNA(!) rola Petera Sellersa (ograbiony z Oscara przez Rexa Harrisona) - co ten człowiek tworzy na ekranie można określić jedynie mianem maestrii. Nie jest to może największe z dokonań Kubricka, ale to i tak kawał fenomenalnej produkcji.




Pozostałe pozycje obowiązkowe z roku 1964:

- "Spotkanie ze szpiegiem"

- "Rękopis znaleziony w Saragossie"

- "Fantomas"

- "Żandarm z St. Tropez"

- "Godzilla kontra Mothra"

- "Goldfinger"


Moja lista hańby - produkcje z roku 1964, które chciałbym zobaczyć, a nie miałem okazji:

- "Marnie"

- "Różowa Pantera: Strzał w ciemności"

- "Rysopis"

- "Maska Czerwonego Moru"

- "Becket"

- "Upadek Cesarstwa Rzymskiego"

- "Ostatni człowiek na Ziemi"

- "Pociąg"

- "Pierwszy dzień wolności"

- "Nieznany"

- "Trzech wyjętych spod prawa samurajów"





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz