James Bond jest ze mną od najmłodszych lat, wszystkie filmy o przygodach agenta 007 znam na pamięć. Kocham tę serię, nie wyobrażam sobie bez niej życia. Nastał dobry czas (oczekiwanie na nowego 007), by wybrać najlepszą (do tej pory) produkcję bondowską. Oto moja, subiektywna, lista filmów o Jamesie Bondzie - całość ułożona od dzieła najsłabszego aż po to najlepsze. Będą kontrowersje, już to czuję!
WIELKI RANKING FILMÓW BONDOWSKICH:
MIEJSCE 25: "Quantum of Solace" - przemilczmy ten szrot, ok? Tego czegoś nie ma, to nie powstało.
MIEJSCE 24: "Casino Royale" - wszyscy kochają ten film, a mnie wymęczył. Zajebista jest tu scena pościgu na Madagaskarze, zajebista jest piosenka Chrisa Cornella, ale reszta? Nuda w opór...
MIEJSCE 23: "Operacja Piorun" - jetpack wygrywa, choć i niektóre podwodne sceny są epickie (duża w tym zasługa znakomitych zdjęć). Nie da się jednak ukryć, że film ten w pewnym momencie zaczyna się strasznie dłużyć, a Emilio Largo jest (prawie) najgorszym czarnym charakterem w całej serii (tragiczna rola Adolfo Celiego).
MIEJSCE 22: "Diamenty są wieczne" - cringe, karykaturalność, dziwna fabuła, masa absurdów, jest to odcinek, który naprawdę ciężko polubić. Kiedy jednak wczujecie się w ten dziwny klimat, może nawet srogo się ubawicie. To najdziwniejszy z Bondów; ja go jako tako kupuję.
MIEJSCE 21: "Żyje się tylko dwa razy" - Bond w Japonii spisuje się całkiem nieźle, czuć klimat Kraju Kwitnącej Wiśni. Znakomity jest tu Donald Pleasence jako Blofeld, czuć tu rozmach (choć mocno wszystko się zestarzało), muza daje radę, ale sama historia nie porywa, a po Connerym mocno widać już zmęczenie rolą agenta 007. To film z przebłyskami, acz daleko mu do najlepszych produkcji o Bondzie.
MIEJSCE 20: "Człowiek ze złotym pistoletem" - aktorskie starcie Roger Moore - Christopher Lee jest po prostu zajebiste. Starcie Bonda ze Scaramangą jest po prostu zajebiste. Do tego cringe'owe kung fu, fenomenalne popisy kaskaderskie (obrót samochodem w powietrzu!), lekkość i brak nudy. Tak, fabuła jest banalna w opór, ale w tym odcinku Bond jest Bondem!
MIEJSCE 19: "Tylko dla Twoich oczu" - masa akcji, fenomenalny pościg w górach, doskonałe proporcje między powagą a humorem, potrafiąca zaskoczyć fabuła, większy realizm - to najbardziej nietypowy film z moore'owskim Bondem. Dodatkowo: ogromny polski smaczek ;)
MIEJSCE 18: "Żyj i pozwól umrzeć" - groteska, voodoo, przerysowany antagonista, kultowa scena skakania po krokodylach - czego chcieć więcej? To Bond, którego kochamy, Bond na totalnym luzie.
MIEJSCE 17: "Goldfinger" - tytułowy antagonista to czyste zło, jego przydupas Oddjob ma zajebiste kapelutki, Pussy Galore to najciekawiej nazwana postać kobieca w serii, a fabularne lejce puszczają totalnie. Przednia zabawa, wspaniała rozrywka!
MIEJSCE 16: "Ośmiorniczka" - fantastyczny klimat Indii, genialna scena walki na i w samolocie, kino przygodowe z masą akcji na pełnej petardzie. Kamp na maxa, a ja to kocham!
MIEJSCE 15: "Doktor No" - źle się ten film zestarzał, może być trudny w odbiorze dla współczesnego widza. Tyle, że... co z tego? Obraz nadrabia znakomitym klimatem, fantastyczną rolą Connery'ego, niezłymi dialogami... Bond jest tu zupełnie inny, bliższy oryginałowi stworzonemu przez Fleminga, jest bardziej agentem niż zbawcą świata. "Doktor No" to James niepowtarzalny.
MIEJSCE 14: "W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości" - nie czaję hejtu na ten film, serio. George Lazenby wypadł bardzo zacnie, sceny akcji są zajebiste (pościg na nartach!!), fabularnie to jeden z lepszych odcinków, od strony reżyserii to produkcja bliska ideału, a finał obrazu naprawdę nokautuje nas od strony emocjonalnej. Bardzo lubię romantyczny nastrój tej produkcji, uważam, że idealnie wyważono go z wątkami sensacyjnymi. Według mnie to jeden z najbardziej intrygujących Bondów, szkoda, że Lazenby nie mógł kontynuować swojej przygody jako 007.
MIEJSCE 13: "Pozdrowienia z Rosji" - tu najmocniej zaznaczono zimnowojenny podział świata, starcie Zachodu ze Wschodem jest mocarne, całość ma bardzo klimatyczny, szpiegowski charakter. Znakomite są tu dialogi, spory jest tu realizm, bohaterowie opowieści są bardzo dobrze napisani. Cholernie wciągające kino, w którym gadżety nie odgrywają praktycznie żadnej roli.
MIEJSCE 12: "W obliczu śmierci" - Bond brutalny, Bond realistyczniejszy. Kapitalnie napisana historia, kapitalne sceny akcji, kapitalna ścieżka dźwiękowa, no i oczywiście on, kapitalny Timothy Dalton. Ależ to wciągające kino!
MIEJSCE 11: "Spectre" - mówcie co chcecie, ale sceny w Meksyku to prawdziwa zajebistość - ależ to jest nakręcone! Sam film to masa nawiązań do całej bondowskiej historii, to znakomite sceny akcji oraz fajne aktorskie starcie Craiga z Waltzem. Jedyny minus to ta nieszczęsna piosenka Sama Smitha, najgorsza (obok tej rzygowiny od Jacka White'a i Alicii Keys do "Quantum of Solace) w historii serii.
MIEJSCE 10: "Nie czas umierać" - najbardziej znienawidzona, ze względu na finał (który ja zaś uwielbiam), część przygód agenta 007. Dla mnie zaś to odcinek wręcz znakomity. Wciągająca historia, dynamika, akcja, nieoczywisty humor, fenomenalne sceny z Aną De Armas - film trwa około 160 minut, a totalnie tego nie odczułem, bawiłem się doskonale. Jedyne, czego mogę się przyczepić to beznadziejny Rami Malek - nigdy nie zrozumiem jego fenomenu, przeciętny aktorzyna... Mimo tego pajacyka w obsadzie to doskonałe, mocne zwieńczenie historii craigowskiego Bonda.
MIEJSCE 9: "Zabójczy widok" - fenomenalne trio Moore-Walken-Jones, genialna scena finałowa, świetnie prowadzona narracja, humor, rozwałka... Nic więcej do szczęście nie potrzeba. Bardzo godne pożegnanie Rogera z rolą 007.
MIEJSCE 8: "Jutro nie umiera nigdy" - to raczej część, która powinna się nazywać "akcja nie umiera nigdy". Tu się non stop coś dzieje! Aktorska obsada wymiata, humor wymiata, rozpierducha wymiata - doskonałe kino sensacyjne z Bondem takim, jakim go najmocniej kochamy.
MIEJSCE 7: "Śmierć nadejdzie jutro" - ludzie się srają do tego filmu o specyficzny montaż. A kij z nimi! Dynamika, efekciarstwo i szybkość to ogromne zalety tej produkcji. Produkcja totalnie odjechana, totalnie kampowa, a przez to totalnie zajebista. Bond surfujący na tsunami - kurde, kocham tę scenę, nie wiem, jak można jej nie kochać!
MIEJSCE 6: "Szpieg, który mnie kochał" - uwielbiany przeze mnie Buźka, nurkujący Lotus, powaga znakomicie wyważona inteligentnym humorem, ogromny rozmach, kapitalna fabuła z doskonale zarysowaną relację Bonda z Anyą - to produkcja, która jest bondowska, a zarazem nie jest bondowska. Miodzio!
MIEJSCE 5: "Świat to za mało" - James Bond i Lara Croft (no nie powiecie, że stylówka Denise Richards nie była inspirowana kultową Panią archeolog) kontra absolutny psychopata (znakomity Robert Carlyle) i pewna femme fatale (doskonała Sophie Marceau). Dużo łubudubu, dużo do śmiechu, wciągająca historia - wybitne kino rozrywkowe!
MIEJSCE 4: "Moonraker" - "hola, hola, co ten film tu robi?!" - pewnie wielu z Was zadaje sobie to pytanie. Ja jednak odpowiem totalnym banałem: kocham ten film! Uwielbiam ten paździerzowy klimat, uwielbiam te próby podrobienia "Star Wars", uwielbiam tę totalną cringe'owość całej produkcji. Tak, to jest zły film. Tyle, że to film zły w moim stylu - kocham tę część, widziałem ją ogrom razy i nigdy mi się nie znudzi.
MIEJSCE 3: "Licencja na zabijanie" - James Bond na drodze zemsty, duża dawka brutalności, zdecydowanie mniej humoru... Timothy Dalton wspiął się na wyżyny tworząc niezwykle mrocznego i ludzkiego agenta 007, jakiego ta seria nigdy nie widziała i nigdy (?) nie zobaczy (przy nim "ludzki" Bond Craiga to pikuś). To kino mocne, które oferuje zarówno genialne aktorstwo, jak i fantastycznie nakręcone sceny akcji (ciężarówkowy finał to prawdziwa bomba!). To James Bond zupełnie inny, ale i taki, którego motywację jesteśmy w stanie totalnie zrozumieć.
MIEJSCE 2: "Skyfall" - to wielkie kino! Absolutnie wielkie! Poczynając od fantastycznej historii, poprzez wybitną obsadę, na znakomitych scenach akcji kończąc. Sam Mendes stworzył obraz, który idealnie łączy thriller, dramat i kino szpiegowskie w jedno fantastyczne dzieło, które nokautuje nas każdą sekundą projekcji. Uwielbiam ten film. To dzieło, w którym wszystko zagrało perfekcyjnie - to jeden z najlepszych obrazów XXI wieku!
MIEJSCE 1: "GoldenEye" - 100% Bonda w Bondzie, dla mnie bezsprzecznie najlepszy film o przygodach agenta 007. Brosnan stworzył Jamesa idealnego, a Martin Campbell stworzył dzieło, w którym ten James sprawdza się idealnie. Ten film to czysty fun, idealne kino rozrywkowe! Czego tu nie ma? Szalona jazda czołgiem, fantastyczna akcja na zaporze, fenomenalny antagonista, "nasza" Iza Scorupco, przepiękna piosenka Tiny Turner... Można tak wymieniać i wymieniać. "GoldenEye" to kino totalne, idealne!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz