piątek, 10 maja 2024

Filmowa szóstka: Tom Hardy

 


Kolejny odcinek, kolejna bomba! Jak tu bowiem wybrać jedynie sześć najlepszych ról tak wybitnego, tak uwielbianego przez nas, Toma Hardy'iego? To będzie hardkor. Nie ma jednak wymówek, czas zrealizować tę ciężką misję.



Przypomnijmy zasady serii: w (prawie) każdy piątek dostarczę Wam notatkę z cyklu "Filmowa Szóstka". Seria ta polega na tym, że wybieram sześć najlepszych kreacji danej aktorki/danego aktora. Ważne: chodzi o role, a nie o jakość FILMU (seriale nie są brane pod uwagę)! 





FILMOWA SZÓSTKA TOMA HARDY'IEGO



Miejsce szóste: "Wojownik" (2011)


Źródło: Filmweb


W czasach, gdy MMA było MMA, a nie kojarzyło się z patusiarskimi zawodami dla ludzi o ujemnym ilorazie inteligencji (serio, jak trza mieć nasrane, by jarać się jakimiś zjebami z jutuba udającymi, że potrafią walczyć?), Gavin O'Connor wyreżyserował film, który po dziś dzień robi gigantyczne wrażenie. Dzieło to oferuje znakomite sceny walk, fenomenalną ścieżkę dźwiękową, wybitne zdjęcia oraz przede wszystkim WIELKIE kreacje aktorskie. Nick Nolte wymiata, Joel Edgerton jest kapitalny, jednak to właśnie Hardy kradnie show. Bohater portretowany przez Toma żyje w pułapce wspomnień, stara się to maskować, jednak jego demony mocno rzutują na jego codzienność. Kiedy jednak staje w oktagonie zamienia się w bestię, która ma jedną misję: zniszczyć rywala. Hardy szarżuje, gra wręcz brawurowo, perfekcyjnie oddaje złożoność swojej postaci. Pomimo, że część scen strasznie ociera się o schemat hollywoodzkiego kina, aktor ten nic sobie z tego nie robi i dzięki swoim umiejętnościom i charyzmie, przekształca je w małe dzieła sztuki. Hardy do tej kreacji przeszedł specjalne szkolenie w zakresie sztuk walki (ciekawostka: aktor prywatnie walczy w turniejach Jiu-Jitsu!) i nabrał odpowiedniej masy mięśniowej - było warto, bo nie dość, że "Wojownik" to kapitalne kino, to rola Toma jest prawdziwą perłą. Genialna kreacja.




Miejsce piąte: "Mad Max: Na drodze gniewu" (2015)


Źródło: Filmweb


Żeby wejść w buty Mela Gibsona i zastąpić go w jednej z jego najbardziej kultowych ról, trzeba mieć ogromne jaja. Tom Hardy wyzwań się nie boi, a ryzyko się opłaciło. "Mad Max: Na drodze gniewu" to jedno z najdoskonalszych dzieł w historii kina, nawet nie próbujcie z tym dyskutować. A Hardy? Cóż, w moim odczuciu, zaorał i Gibsona. Kreacja Maxa z pozoru skomplikowaną nie jest. Niby wystarczy jedna groźna mina i to koniec. Nic z tych rzeczy. Oprócz odpowiedniej mimiki, potrzeba potężnej charyzmy i niesamowitego ekranowego błysku, by roli tej nie spitolić. To naprawdę mogła być żałosna kreacja, o której szybko się zapomni. Takie numery jednak nie z Hardym. Tom doskonale czuje Maxa, szarżuje, gdy musi, chrząka, gdy musi. Kamera filmowa go kocha, a on sam perfekcyjnie odnajduje się w postapokaliptycznych krajobrazach. Prawda jest taka, że nikt inny nie mógł tej roli otrzymać. Charyzma i mimika Hardy'iego w przypadku tego dzieła sprawdziły się wybitnie. Wielka kreacja w wielkim filmie.




Miejsce czwarte: "Locke" (2013)


Źródło: Filmweb


Filmy z udziałem jednego aktora to ogromne ryzyko, doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Czy jednak kogoś dziwi, że Hardy taki projekt udźwignął? Wątpię. Akcja "Locke" rozgrywa się jedynie w samochodzie, a głównym bohaterem produkcji, prócz aktora, jest telefon komórkowy. Stopniowo budowane napięcie, piękna gra kolorów, znakomicie napisane dialogi - film Stevena Knighta to kawał mięsistego thrillera, od którego nie da się oderwać. Oczywiście największa w tym jednak zasługa Toma Hardy'iego. Aktor błyszczy, perfekcyjnie oddaje emocje miotające jego bohaterem, doskonale obrazuje sytuację, z którą przyszło mu się mierzyć. W kreacji tej nie ma ani grama fałszu, jest doskonała, niezwykle realistyczna. Gesty, mimika, zachowanie protagonisty są po prostu naturalne, Hardy nie szarżuje, ukazuje zachowania zwykłego człowieka, który znalazł się w niezwykłej sytuacji. "Locke" to 80 minut emocjonującego kina jednego aktora, aktora, który każdą kolejną kreacją potwierdza, że nie ma dla niego misji niemożliwych. Tomek jest tu wybitny.




Miejsce trzecie: "Mroczny Rycerz powstaje" (2012)


Źródło: Filmweb


Lista ta bez Bane'a nie miałaby racji bytu. Wiadomo, z "batmanów" Nolana najbardziej ikonicznym złolem pozostaje (zasłużenie) Joker w interpretacji Heatha Ledgera, acz Tomka pomijać nie możemy! Skryty pod maską Bane mógł być jednym z wielu szybko zapomnianych antagonistów - pozornie łatwa rola, wystarczyło być górą mięśni, straszyć samym wyglądem. Wiadomo jednak, że takiego kupsztyla Hardy by nie stworzył. Jego interpretacja jednego z najbardziej ikonicznych wrogów Batmana jest iście mistrzowska. Hardy miażdży nas swoją charyzmą, błyszczy grą oczami, perfekcyjnie odnajduje się w scenach akcji. Bane Tomka jest przerażającą bestią z wypranym mózgiem, postacią naprawdę brutalną, która dla wpojonych idei jest w stanie zrobić wszystko. Hardy tworzy antagonistę wiarygodnego, takiego, który, niestety, w dzisiejszych czasach naprawdę mógłby istnieć. Bane z filmu Nolana to złol o którym nie da się zapomnieć, a jest to zasługa Tomasza.




Miejsce drugie: "Legend" (2015)


Źródło: Filmweb


Opinie o samym filmie są mocno podzielone - nie dziwi mnie to. Wszyscy jednak jesteśmy w jednym zgodni: kreacje Toma Hardy'iego. To co ten aktor tworzy na ekranie przechodzi wszelkie pojęcie! Tomek w"Legend" wciela się w dwóch braci bliźniaków, ludzi o zupełnie różnych charakterach. Jeden to totalny psychol, gwałtowny i niezwykle brutalny. Drugi zaś to mózg operacji. Ich sprzeczne charaktery powodują, że razem tworzą perfekcyjny przestępczy duet. Hardy nie poszedł na łatwiznę - w przypadku obu kreacji zmienia barwę głosu, sposób chodu czy mimikę. Tworzy dwie zupełnie różne role w jednym filmie! W JEDNYM FILMIE! Obie kreacje w "Legend" są prawdziwym majstersztykiem, prawdziwym popisem aktorskiego kunsztu brytyjskiego aktora. Hardy błyszczy tu niesamowicie potwierdzając coś, co jest oczywiste: jest jednym z najwybitniejszych aktorów w historii kina.




Miejsce pierwsze: "Bronson" (2008)


Źródło: Filmweb


Masz 31 lat, zaliczyłeś małe role w wielkich dziełach (jak "Kompania Braci" czy "Helikopter w Ogniu"), wciąż czekasz na swój moment, wciąż czekasz na szansę na wielka karierę. Wtedy dowiadujesz się, że Jason Statham wypada z projektu poświęconego najsłynniejszemu więźniowi Wielkiej Brytanii i że to Ty dostajesz główną rolę. To jest ten moment. To jest ten moment, który Tom Hardy wykorzystał nie w stu, a trzystu procentach. Rola w "Bronsonie" (zasłużenie) uważana jest za jedną z najlepszych w całej historii kina. Nie ma tu przesady, pochwały nie są na wyrost. Hardy szarżuje, jest brawurowy, perfekcyjnie oddaje charakter Michaela Petersona i jego alter ego Charlesa Bronsona. Tu nic więcej nie trzeba pisać, tę rolę po prostu MUSICIE znać. To kreacja, która dała światu Toma Hardy'iego, to kreacja, dzięki której możemy cieszyć się jego obecnością na wielkim ekranie. 







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz