wtorek, 6 stycznia 2015

Wiking się wymądrza: "Długie Łodzie Wikingów"


Obecnie to pewnie ten po prawej byłby Wikingiem - polityczna poprawność ;)






Zdradzę Wam sekret - wiecie, że zajmuję się kulturą Wikingów? Serio - czytam, piszę, oglądam, wymądrzam się. Wiem, trudno się tego domyślić, zatem Wam to ujawnię. A jako, że jestem taki dobroduszny, to zdradzę Wam także, iż z okazji dzisiejszego święta Królów Czech (kij wie, po co w Polsce obchodzić święto królów z Czech) obejrzałem filma, w którym także pojawia się król!






Białe tło? Plakat tworzyli Polacy?



Dzieło to nazywa się "Długie łodzie Wikingów" (w oryginalne "The Long Ships" - Polak musiał dodać Wikingów, bo pewnie wszyscy pomyśleliby, że chodzi o łódkę Bols) i pochodzi z 1964 roku. Tak, zgadliście - to okres, kiedy powstaje masa widowisk historycznych! Zatem prezentowane dzieło także się musi do nich zaliczać. Mamy zatem przygodę, poszukiwanie dzwoneczka (nie tego z Piotrusia Pana!), szabelki, topory, Maurów, Wikingów i, o dziwo, łodzie!







Jako, że Wikingowie w czasach swojej największej ekspansji (ja się trzymam wersji: 793-1066 r. n.e. ; oczywiście są i inne datowania, ale uważam, iż ta jest najlepsza - a skoro ja tak mówię, to tak jest! :D) pływali to tu to tam, to i na tereny dzisiejszej Hiszpanii sobie podobno trafili. A tam już gościli Maurowie, wyznawcy Mahometa (którzy odcisnęli na Półwyspie Iberyjskim spore piętno). Twórcy "Długich Łodzi Wikingów" postanowili to wykorzystać.




Trochę trzeba współczuć dzieciom Maurów - one chyba nie lubiły zjeżdżalni...



Film opowiada historię Rolfe'a, dzielnego Wikinga, który lubi topić swoje statki i tracić załogę. Ta sztuka bardzo często mu się udaje, zatem tatuś, totalnie spłukany jarl wyrolowany przez króla, nie chce mu dać kolejnego drakkaru, bo hajs się nie zgadza, a i pewnie myślał, że młody znów go zatopi. Ale, że Rolfe to cwaniaczek i ubzdurał sobie, iż legenda o wielkim dzwonie ze szczerego złota jest prawdziwa, porywa córkę króla, zabiera jego statek pogrzebowy, organizuje załogę i wyrusza na wyprawę, by ten gadżet zdobyć. Ale, że jest totalną pierdołą, to Maurowie go ciągle łapią. Król tego narodu, wyglądający jak Sidney Poitier, również ma obsesję dotyczącą wielkiego dzwonka, zatem ciągle truje dupsko dzielnemu Rolfe'owi, by zdradził mu, gdzie to coś złotego wisi. A, że Maurowie to też pierdoły, tyle, że żeglarskie, to nasza dzielna wikińska brać musi im pomóc (bo w sumie do wyboru mają jeszcze zjeżdżalnię z rogiem na końcu, więc raczej kiepską opcję).







Wygląda zatem, iż ten film to typowe, przerysowane, wyidealizowane kino przygodowe z lat 60 XX wieku. A to... gruba pomyłka... Nie wypowiem się o Maurach, bo są oni mi tak samo obcy, jak kino azerskie, jednak w sprawie Wikingów głos zabrać mogę.



"Stefan, dlaczego nie dali nam rogów na hełmach na rogach?"


Pierwsze, co rzuca się w oczy to to, że nie mają tych kretyńskich, głupich i dennych hełmów z rogami, które tak pokochali Hollywood i podrzędni pisarze powieści historycznych i przygodowych. Ów wdechowe, acz nieporęczne, czapki nosiły plemiona prewikińskie. Wikingowie, co nie zostało jednak potwierdzone, mogli używać ich jedynie w ceremoniach pogrzebowych wysoko urodzonych członków społeczności. Ale wiadomo, hełmy wyglądają cool, są w dechę, zatem wsadź takie cosio na łeb wielkiego osiłka i bach, czarny charakter gotowy. Twórcy "Długich Łodzi Wikingów" nie popełnili tego błędu, acz hełmy w ich filmie również do realistycznych się nie zaliczają. To co na łbie ma tatulek Rolfe'a mogłoby być nakryciem głowy jakiegoś hobbita z nowej, podrzędnej trylogii Jacksona. Nie będę się jednak aż tak czepiać - lata 60, kino PRZYGODOWE, jeszcze wtedy dość kiepska wiedza na temat Wikingów.



"Co ja tu robię? Aha, gram Wikinga!"


Drugie, istotne. Wikingowie nie są tu osiłkami, nie mają stu metrów wzrostu. Olbrzymi plus. Jak dziś wiadomo, przedstawiciele tej kultury mierzyli średnio 172 (kobiety 158) centymetry wzrostu. Nie wiem, czy to był celowy zabieg, ale w tym filmie, Wikingowie, to chucherka i to dość niskie w stosunku do potężnie zbudowanych Maurów. Tą wizją jestem bardzo pozytywnie zaskoczony. To naprawdę wygląda realistycznie!




Jeszcze na chodzie - ale spoko, potem się wyklepie i będzie jak nowy!



Drakkary. Kolejny szok! Łodzie Wikingów odwzorowano tu naprawdę dobrze. Wiadomo - nie ma jakiegoś totalnego realizmu (te dziwne maszty, czy zbyt zaokrąglony kształt kabłuba), jednak wygląd ze smokiem na przedzie i na tyle (a takie też się pojawiały) naprawdę mnie zaskoczył. Lepiej odwzorowane drakkary na ekranach widzieliśmy tylko w serialu "Wikingowie". A to przecież jest film z 1964 roku!




A potem wszystko i tak zgapią...



Taktyka. Tak naprawdę, nawet obecnie, nie możemy być stuprocentowo pewni, jakimi formacjami walczyli Wikingowie. Wydaje się być prawdopodobną wizja taka, jaką przedstawia Hirst w swoim serialu i większość badaczy kultury "ludzi północy" - ściana z tarcz, drużyna ramię w ramię, z tyłu schowani włócznicy lub łucznicy (choć tych u Wikingów praktycznie nie było). O dziwo, w "Długich Łodziach Wikingów" wygląda to praktycznie tak samo! No, może prócz końcowego bitewnego chaosu... Starcie na plaży realizowane jest według opisanej taktyki, prezentuje się to świetnie. Ogólnie, sceny batalistyczne w tym dziele, robią naprawdę spore wrażenie. Ogląda się je z ogromną przyjemnością!



"Hej ho, hej ho, do pałacu Maura by się szło"




Czego zatem zabrakło, bym był maksymalnie szczęśliwy po seansie? Chyba aktorskiego kunsztu. Tak, wiem, jak w latach 60 XX wieku to wyglądało, ale w "Długich Łodziach Wikingów" jest naprawdę sztucznie, a Widmark ma tyle charyzmy, co pijany miś koala. Również Poitier nie przekonuje kreując postać nudnego i przerysowanego wojownika. No i najgorsze z najgorszych - DLACZEGO WIKINGOWIE MUSZĄ BYĆ PRZEDSTAWIANI JAKO NIEOKRZESANE CHAMY I BARBARZYŃCY?! A tacy Maurowie to wzór cnót... No bez jaj...




Jak w Międzyzdrojach w szczycie sezonu - walka o dobre miejsca...



"Długie Łodzie Wikingów" to naprawdę spora niespodzianka. Oglądałem praktycznie wszystkie filmy o Wikingach, zawsze śmiałem się z idiotyzmów wniebogłosy, a tu tak sporo realizmu. Żeby nie było, że się tak czepiam - filmy z ludźmi ubranymi w hełmy z rogami tez uwielbiam ;) Prezentowane dzieło to jednak poziom wyżej - scenariusz dalej jest schematyczny, jednak wizerunek Wikingów jest zdecydowanie bliższy prawdzie. A to, jak na lata 60, olbrzymi sukces :)




6 komentarzy:

  1. A widziałeś wikińskie filmy Mario Bavy: Gli Invasori oraz I Coltelli del Vendicatore. Ja widziałem ten pierwszy i średnio mi się podobał, mimo że lubię włoskie kino klasy B. Ten drugi z wymienionych jest ponoć lepszy.
    Długie łodzie wikingów w reż. Jacka Cardiffa to film dzieciństwa, dość dawno widziałem, ale sporo pamiętam. Fajne choć momentami faktycznie sztuczne widowisko. Znakomite pod względem wizualnym - Cardiff to wybitny operator, specjalista od widowiskowych zdjęć barwnych.
    Moim ulubionym wikińskim obrazem pozostaje od wielu lat film Wikingowie (1958) Richarda Fleischera. Pod względem przygodowym to dzieło ekscytujące i brutalne jak na lata 50. Aktorstwo też jest lepsze, Douglas i Borgnine mają więcej charyzmy niż Widmark i Poitier, również Janet Leigh jest lepszą aktorką od Rosanny Schiaffino (chociaż Włoszka chyba ładniejsza).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że mi z kolei "Wikingowie" kompletnie nie podeszli. Strasznie mnie zmęczył ten film. Zdecydowanie lepiej bawiłem się "Długich Łodziach Wikingów".

      Tych od Mario Bivy nie znam, ale oglądałem za to turecki "Tarkan Viking kani" i miałem mózg roz... :D

      Usuń
  2. Zdarza się, że i nawet takie holiłódzkie klasyki mogą nie przypaść do gustu.
    Ja wkrótce zabieram się za oglądanie szwedzko-islandzkiego filmu o wikingach "When the Raven Flies" (1984), który można obejrzeć na youtubie: https://www.youtube.com/watch?v=DOi3ic3LYHM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja włąśnie nabyłem Focus Historia Extra, w całości poświęcony Wikingom :D JEstem ciekaw, czy coś fajnego piszą :)

      A ja jednak na dziś mam w planie "Whiplash", bo wszyscy tak chwalą :)

      Usuń
    2. Kojarzę ten magazyn, październikowy numer był o piratach, styczniowy miał być o wikingach. Jutro może uda mi się go zdobyć.

      Usuń
    3. Tego o piratach własnie nie kupiłem, ale zobaczyłem, że teraz są Wikingowie, więc kupiłem bez namysłu :)

      Usuń